– To nie jest odosobniona sytuacja – przyznaje Robert Judek, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu. – Tutaj ktoś zadał sobie trochę trudu, bo oprócz karteczki za klamką, druga, z nieco rozbudowana treścią, znajdowała się za wycieraczką.
Centrum Poznania to nie jest łatwy teren działania dla zespołów ratownictwa medycznego. Wąskie, często jednokierunkowe uliczki, brak miejsc do parkowania albo całe pobocza pozastawiane autami, szlabany, zamknięte podwórka – to wszystko nie ułatwia pracy. – Gdy jedziemy do pacjenta z zagrożeniem życia, zdarza się, że ambulans zostawiamy na środku ulicy – mówi Robert Judek.
– Nie możemy sobie pozwolić na jeżdżenie po okolicy i szukanie takiego miejsca, w którym nikomu nie będzie przeszkadzał zaparkowany ambulans. To absurd. Zresztą, niech każdy pomyśli, czy gdyby wezwanie dotyczyło jego lub bliskiej osoby to też by miał pretensje, że karetka na kilka minut wstrzymała ruch?
Empatia to nie jest najmocniejsza cecha poznaniaków. Ratownicy medyczni wspominają sytuację, gdy zostali wezwani do pacjenta, który stracił przytomność na ulicy 23 Lutego. Podjechali i natychmiast rozpoczęli akcję ratunkową. Karetka zatarasowała przejazd, gdyż nie było innej możliwości. Niezadowoleni kierowcy wezwali straż miejską i domagali się ukarania ratownika prowadzącego ambulans.
– Zdarza się, że prowadzimy akcję ratunkową, a ktoś szarpie nas za ramię żądając przestawienia karetki, która tarasuje mu przejazd – mówi Robert Judek. – To całkowity brak wyobraźni. Mamy zostawić pacjenta i zająć się szukaniem miejsca do parkowania?
W trosce o spokój na swoich podwórkach, poznaniacy coraz częściej grodzą się. Szlabany mają zapewnić poczucie bezpieczeństwa, ale też utrudniają wjazd samochodom uprzywilejowanym, takich jak karetki pogotowia czy wozy strażackie. – My interweniujemy w takich sytuacjach, gdy mieszkańcy stawiają złudne poczucie bezpieczeństwa ponad życie i zdrowie sąsiadów – mówi Judek.
– Zdarza się, że w środku nocy wzywają nas starsze osoby, które nawet nie mają pilota do tych zasieków, bo nie posiadają samochodu. To nie jest ani komfortowe, ani bezpieczne transportować osobę na przykład z zawałem serca, kilkadziesiąt metrów do karetki zostawionej przed szlabanem. Ostatnio udało nam się dojść do porozumienia na Dębcu, a teraz na potęgę grodzą się wspólnoty na Grunwaldzie. Zaczęło się od ulicy Modrej, szlabany pojawiły się też na Zorzy i sąsiednich ulicach.
POLECAMY:
Zobacz też: Co zrobić, gdy widzisz wypadek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?