Czytaj także:
Poznań: Przed sądem odpowie za napad na Biedronkę
Poznań: Napad na sklep przy ulicy Bukowskiej
Przypadek nr 1. Miniona niedziela, wczesne popołudnie. Policjanci dostają informację, że mężczyzna, który dwa dni wcześniej próbował napaść na sklep, znów pojawił się w okolicy. Rozpoznała go ekspedientka, której groził nożem. Pracownicy nie czekali, żeby sprawdzić czy mężczyzna ponownie wejdzie do środka. Zadzwonili po policję. Funkcjonariusze złapali podejrzanego. Kilka godzin później znów wyjeżdżali do akcji. Około godziny 21.30 zostali bowiem zaalarmowani informacją o napadzie na sklep przy Głogowskiej.
Przypadek nr 2. Do sklepu weszło dwóch wyrostków. Twarze mieli zasłonięte szalikami, na głowach mieli czapki. Byli brutalni - uderzyli sprzedawczynię butelką w głowę, popchnęli, przewrócili na podłogę. Kiedy jeden z nich próbował (nieudolnie) otworzyć kasę, by wyciągnąć pieniądze, drugi znęcał się nad kobietą w średnim wieku. Bił ją, dusił, szarpał, ciągnął po podłodze. Kiedy obaj zrozumieli, że nie uda się im zmusić kobiety do otwarcia kasy, a sami nie dadzą sobie z urządzeniem rady, wzięli kilka paczek papierosów i uciekli.
Szybko okazało się, że w sklepie zainstalowany był monitoring. Kamera zarejestrowała napastników. Policjanci wiedzieli więc jak wyglądali, jak byli ubrani. Jednego z podejrzanych wypatrzył patrol wywiadowców (to policjanci prewencji, którzy pełniąc służbę nie rzucają się w oczy: pracują w cywilnych ubraniach i nieoznakowanym radiowozie).
Funkcjonariusze zobaczyli mężczyznę, który przypominał im nagranego napastnika. Podejrzany akurat przekazywał komuś papierosy. Szybko okazało się, że to właśnie papierosy zrabowane ze sklepu przy Głogowskiej. Obaj mężczyźni zostali zatrzymani. Ten, który odbierał papierosy, był uciekinierem z ośrodka wychowawczego.
Podejrzanych zostawiono w komisariacie, a wywiadowcy wrócili na ulice miasta, by poszukać drugiego napastnika. Nie znaleźli go, ale trafili na innego, poszukiwanego mężczyznę.
Tymczasem nazwisko wspólnika napastnika z Głogowskiej ustalili kryminalni. Złapali go w poniedziałkowy poranek.
Kryminalni: - Ci dwaj nie mieli oporów, by pobić kobietę, ale w komisariacie siedzieli jak trusie. Jeden przez cały czas ręką zasłaniał symbol "jp". Bał się, że zobaczymy, co nosi na kurtce - śmieją się i tłumaczą, że te dwie litery to w pewnych środowiskach skrót od "je... policję".
Podejrzani o napad usłyszeli zarzuty. Złożyli obszerne wyjaśnienia, dlatego nie umieszczono ich w areszcie. Pięć razy w tygodniu mają natomiast "meldować się" w jednostce policji.
Przypadek nr 3. Poniedziałek, godz. 15, okolice ulicy Grochowskiej. Tym razem nie tyle chodzi o pieniądze, ile o... uczucia.
Do sklepu wchodzi około 30-letni mężczyzna. Sprzedawczynie znały go z widzenia - robił u nich zakupy. Tym razem jednak klient idzie prosto na zaplecze. Wyznaje miłość jednej z pracownic. Ta, zdenerwowana, próbuje go wyprosić. Przyłącza się druga z pań. Stanowczym głosem mówi, że to nie jest miejsce na miłosne wyznania. Wtedy mężczyzna wpada w szał. Chwyta kobietę, rzuca ją to na jeden regał, to na drugi. Nie zauważa, że spadają produkty, także butelki. Bije kobietę pięściami. Puszcza dopiero, gdy zostaje obezwładniony. - Ze względu na jego stan i przebieg zajścia skierujemy go na badania psychiatryczne - mówią policjanci.
Przypadek nr 4. Koniec grudnia ubiegłego roku. Sklep na Łazarzu. Późnym wieczorem pracownik zamyka sklep. Nagle widzi obok siebie dwóch nieznanych mu mężczyzn. Jeden z nich ma nóż. Rzuca się z nim na pracownika, zadaje ciosy. Napastnicy wbiegają do sklepu, kradną sporą liczbę paczek papierosów. Uciekając gubią część łupu. Nadal są poszukiwani.
Przypadek nr 5. Znów grudzień, zresztą ten sam dzień, kiedy był napad na Łazarzu. Tym razem, na sklep w pobliżu Grochowskiej napada osobnik z przedmiotem, który do złudzenia przypominał broń. Wyciąga reklamówkę, żąda wydania pieniędzy. Dostaje niewielką kwotę i ucieka. Policjanci zaczynają go szukać, ale odnajdują dopiero po kolejnym przestępstwie, na Ławicy (wtedy bandzior wszedł wczesnym rankiem do sklepu, znów miał coś, co wyglądało jak pistolet; zagroził nim, ale sprzedawczyni go przepędziła).
- Mężczyzna został ujęty. Okazało się, że ma na swoim koncie także napady na sklepy w Przeźmierowie i Wysogotowie - mówią policjanci.
Podsumowanie. - Nie wiemy dlaczego tak nasiliły się napady, ale wiemy, że gdyby sklepy były lepiej chronione, tych przestępstw nie byłoby tak wiele - mówią policjanci. - Właściciele powinni rozważyć, czy pozwalać na to, by w sklepie pracowała tylko jedna osoba, najczęściej kobieta. W późniejszych godzinach warto byłoby nie wpuszczać klientów do środka, tylko wydawać zamawiany towar przez okienko - dodają.
Sprzedawcy w nieoficjalnych rozmowach: - Można to rozważyć, ale... to kosztuje.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected].
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?