Najpierw była niepełnosprawna Ola. Przykuta do łóżka po wypadku samochodowym sprzed dwudziestu lat. Diagnoza lekarzy - paraliż. Szanse na wyzdrowienie - żadne. Potem już standardowo. Odcinanie się od świata, depresja. Uwierzyć na nowo w to, że warto cieszyć się życiem, pomogły jej sąsiadki ze Strumyka. Zaczęły się codzienne wizyty. Dla pani Oli uzdrawiające.
- Porządkowanie ogródka, zakupy przyniesione do domu, sprzątanie mieszkania. Pierwsza Olą zaopiekowała się Ewa Gąsior. Potem reszta. To niesamowite, jak zapach i smak warzyw przyniesionych z domowego ogródka potrafił poprawić jej humor. To był substytut dawnego życia - opowiada Barbara Szlagowska-Górna z osiedla Nad Strumykiem.
Poznanianki mówią, że, jak zwykle w takiej sytuacji, u Oli pojawiło się pytanie: Dlaczego ja?
- Choć żadna z nas, nie jest może kompetentna w tej materii, to jednak tłumaczyłyśmy: - To nie jest twoja wina - dodaje B. Szlagowska-Górna.
Kiedy rozmawiamy, kobiety dostają SMS-a od koleżanki.
"Gdy tylko mój stan się poprawi, będę wdzięczna za każdy gest solidarności z Waszej strony" - pisze w nim Ola, która niedawno przeniosła się, wraz z mężem, do Wągrowca.
- Widzi Pan, ile może zdziałać ludzkie zainteresowanie? Ona wierzy, jest zdeterminowana. Napisanie tych kilkunastu słów, które przysłała, zajęło jej godzinę - mówi B. Szlagowska-Górna.
Determinacji nie brakuje też Adzie Matysiak. To na niej swą pomoc skupiły teraz mieszkanki osiedla. Wsparcia Ada potrzebowała przez całe życie. Po wypadku samochodowym była - jak mówi - rośliną.
- Stłuczenie pnia mózgu i wielokrotne stłuczenie czaszki. Mama zrezygnowała z pracy, by skupić się na mojej rehabilitacji. Było warto. Mimo że nikt nie dawał mi szansy, skończyłam normalną szkołę. I studia - cieszy się.
Niedawno los znów okazał się okrutny i zabrał jej mamę. Ale nie została sama, bo była obok niej Basia i inne sąsiadki. Bez uprzedzenia zaczęły pukać do jej drzwi. Do małego domku ciągnęły pielgrzymki z całej ulicy. W koszykach obiady, owoce, ciasta. Każde spotkanie to okazja do rozmowy.
- Kiedy byłam w szoku, chwyciły wraz ze mną za pędzle i pomalowałyśmy elewację domu. Po co? Nie wiem. Ważne, że nie byłam sama. To była szczególna terapia, która przywróciła mi chęć do życia - zapewnia Ada Matysiak.
Gdy chce wyprowadzić psa, a często nie może, bo ma chore nogi, nie musi długo czekać. Pod jej furtką pojawiają się sąsiadki, które oferują pomoc. Jak mówi, nie wie, czy gdziekolwiek w ludziach jest tyle dobra, ile w małej społeczności Nad Strumykiem. Dziś uczy przedszkolaki religii. Ma trzy fakultety. Pisze wiersze. Wydała bajkę dla dzieci "Wyspa Krasnoludków".
Dzieci Nad Strumykiem mają zresztą wyjątkową opiekę. To ojcowie oblaci z pobliskiej parafii wskazują mieszkańcom, gdzie pomoc potrzebna jest od zaraz. Jeśli dwoje dzieci z klasy nie ma pieniędzy na wycieczkę, odbywa się pospolite ruszenie. I jedzie cała klasa, bez wyjątku.
Wolontariuszki nie osiadają na laurach. Mają nowy pomysł. Chcą pomagać, ale anonimowo. Wiedzą, że niektórzy wstydzą się tej pomocy przyjąć. "Niewidzialna ręka" - nazwały swój projekt. - Chcemy tylko wlewać w ludzkie serca nadzieję - kończy jedna z wolontariuszek.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?