Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Oszukana przez Mariusza T. chce walczyć o sprawiedliwość

Łukasz Cieśla
Monika Błoch zaczęła sama pomagać innym klientom doradcy
Monika Błoch zaczęła sama pomagać innym klientom doradcy Grzegorz Dembiński
Monika Błoch to kolejna osoba, która czuje się pokrzywdzona przez opisywanego już przez nas Mariusza T., doradcę finansowego z Poznania. Od innych odróżnia ją to, że jako pierwsza klientka ujawnia swoje imię i nazwisko. Liczy, że gdy opowie o swojej sytuacji, zgłoszą się do niej ludzie, którzy także czują się oszukani. Bo, jak podkreśla Monika Błoch, jeśli klienci zaczną działać razem, mają większe szanse na odzyskanie swoich domów i mieszkań.

Działalność Mariusza T. jest przedmiotem śledztwa prowadzonego przez poznańską policję i prokuraturę. Czekając na jego finał, Monika Błoch zaczęła pomagać innym osobom, które czują się skrzywdzone. Jedną z kobiet, która straciła mieszkanie, chce przyjąć pod swój dach, innej znalazła dorywczą pracę.

- Sama jestem w trudnej sytuacji, ale trzeba sobie pomagać i wspierać w tych trudnych czasach - podkreśla.

Jej historia niewiele różni się od spraw innych osób. W niej także pojawia się nieruchomość, doradca Mariusz T. oraz pretensje, że nie dał tyle pieniędzy, ile wynika z dokumentów.

W przypadku Moniki Błoch dokumenty mówią, że za sprzedaż domu otrzymała 400 tys. zł. Ona twierdzi jednak, że było to tylko 160 tys. zł.

Był 2006 rok. Monika Błoch z długami na głowie i kiepską historią w Biurze Informacji Kredytowej, potrzebowała pieniędzy na życie. Z pomocą miała jej przyjść udzielająca szybkich pożyczek Anna K.

Za jej pośrednictwem trafiła do Mariusza T. We wrześniu 2006 r. Błoch podpisała z doradcą przedwstępną umowę sprzedaży domu. Doradca kupował go za jedyne 45 tys. zł. Dom odzyskałaby, gdyby spłaciła dług w terminie. Tak się nie stało, a termin zwrotu i kwotę do oddania - 70 tys. zł - zmieniono na mocy drugiego aktu notarialnego. Błoch nie oddała pieniędzy. Dlaczego?

- Od początku było wiadomo, że sama nie będę miała z czego spłacić długu. Pożyczkę od pana

Mariusza wzięłam, bo Anna K. zapewniała, że załatwi mi kredyt. Z niego miałam spłacać zobowiązanie. Jednak szybko okazało się, że z kredytem są kłopoty, a Mariusz T. zaczął naciskać na oddanie pieniędzy - tłumaczy się Monika Błoch.

W lutym 2007 r. doszło do jej kolejnego spotkania z Mariuszem T. Usłyszała wtedy, że doradca sprzedał dom będący zabezpieczeniem niespłaconej pożyczki. Nabywcą była Anna K. Dom miała kupić za 400 tys. zł. Podczas spotkania z doradcą Monika Błoch podpisała oświadczenie, z którego wynika, że dostała całą kwotę transakcji. Twierdzi jednak, że do dziś dostała tylko 160 tys. zł.

- Mariusz T. mówił wtedy, że resztę dostanę od pani Ani. Powiedział także, że i tak nie dostałabym na siebie żadnego kredytu i dlatego w taki sposób załatwiono sprawę - opowiada Błoch. - Teraz wiem, że nie powinnam wierzyć w te wszystkie obietnice, bo chodziło nie o pomoc, lecz o przejęcie mojej nieruchomości - dodaje.

Niebawem dowiedziała się od Anny K., że może pozostać w sprzedanym domu. Warunki: ma za Annę K. spłacać kredyt, który został wzięty na kupno jej domu. Chodzi o 400 tys. zł. Na dodatek, jak mówi Błoch, ma nie sprawiać kłopotów przy sprzedaży innej działki stojącej przy domu.

- Żadnych ugód nie będzie. Tym bardziej, że mój dom został już obciążony przez panią K. na 600 tys. zł - oburza się Błoch.

Kobieta skarży się też, że prawnik, do którego zwróciła się o radę, nalegał na szybkie zawarcie ugody. Miał rzekomo mówić, że Anna K. nie boi się policji, bo kilka spraw miała już umorzonych. I mówił ponoć, że Monika Błoch, w razie stawiania oporu, może zostać siłą usunięta z domu.

Radca prawny w rozmowie z "Głosem" zaprzeczył twierdzeniom kobiety. Tłumaczy, że przedstawił jej jedynie propozycję złożoną przez drugą stronę sporu oraz potencjalny przebieg wydarzeń na drodze sądowej. Podkreśla też, że o zastrzeżeniach Moniki Błoch dowiedział się dopiero od nas.
Anna K., do której Monika Błoch trafiła po pożyczkę, nie chciała rozmawiać z "Głosem". Usłyszeliśmy od niej, że skoro są jakieś zastrzeżenia, to od ich wyjaśnienia są drogi prawne.

Z kolei Mariusz T. zwraca uwagę, że nie krzywdzi swoich klientów, a poza tym oni wiedzą, co podpisują. Zwrócił też uwagę, że Monika Błoch była klientką Anny K., która prowadzi niezależną od niego działalność pożyczkową.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski