- Poznańskie ulice są najbardziej otagowane w Polsce - mówi Paweł Sowa, prezes Stowarzyszenia Inwestycje dla Poznania, a także przewodnik miejski. I dodaje: - Widać, że centrum zostało zostawione jakiś czas temu samopas. Zbyt duże pobłażanie, nieściganie wandali przez policję i straż miejską doprowadziło do tego, co mamy. Zabazgrane mury powodują, że nie czuję się w takich miejscach bezpiecznie.
Czytaj także:
Poznań: Wandal grasuje - straż miejska bezradna
Wandale niszczą wagony kolejowe
Poznań: Straż miejska złapała graficiarzy [ZDJĘCIA]
Poznań. Tagerzy demolują Most Dworcowy [ZDJĘCIA]
- Właścicieli kamienic boli to, że domy znajdują się w centrum, pod okiem monitoringu, a więc w strefie ochrony, ale to nic nie daje - podkreśla mec. Magdalena Pauszek, pełnomocnik kilku właścicieli budynków, m.in. przy ul. Półwiejskiej.
Jednak niewielu z nich chroni budynki przed bazgrołami.
- Zabezpieczaliśmy kilka prywatnych budynków w mieście. Przeważnie jednak właściciele, licząc koszty, wolą wydać na usuwanie graffiti około 70 zł za mkw. niż 30 zł na powłokę zabezpieczającą - zauważa Adrian Majewski z firmy Zero Graffiti.
Przyznaje, że w mieście jest coraz więcej bazgrołów, a celem tagerów są głównie odnowione elewacje. - To tak, jakby dziecku dać białą kartkę - mówi.
Policja od dawna nie może sobie poradzić z wyłapaniem tagerów.
- Ostatnio najwięcej jest Pive - przyznają niechętnie kryminalni. Niechętnie, bo o Pive jest głośno od kiedy wyszło na jaw, że wildeccy funkcjonariusze nie chcieli zająć się dokonanymi przez niego zniszczeniami, póki sprawy nie nagłośniła "Gazeta Wyborcza".
- W tej sprawie toczy się postępowanie wyjaśniające - mówi Andrzej Borowiak z wielkopolskiej komendy policji.
Policja na ten tydzień zapowiadała publikację zdjęć z monitoringu, na których Pive miał być widoczny. Zrezygnowała z tego pomysłu. Pytani o to funkcjonariusze mówią: - I bez tego go złapiemy.
A poszukiwania komentowane są nawet w środowisku grafficiarzy, choć graffiti uważane jest za sztukę ulicy, a tagowanie nie. Na graffistyle.pl, Anarchy komentuje: "Trudno wejść do środowiska grafficiarzy, właściwie nie widzę sposobu w jaki mogliby dowiedzieć się czegoś o Potse czy innych."
"Środowisko graffiti jest na tyle zatajone i nieliczne, że nie da się go ot tak zinfiltrować" - dodaje SecK. Nikt tu nie krytykuje Potse czy Pive. Pod linkiem do artykułów o tagerach komentarz: "Chłopak sobie grabi u ostatniego pokolenia skostniałych."
W grudniu ubiegłego roku pracownik straży miejskiej obserwując obraz z kamer zauważył dwóch chłopaków - jeden z nich malował farbą w sprayu ozdobne słupy u zbiegu ulic Fredry i Wieniawskiego, drugi stał na czatach. Nastolatków złapano na gorącym uczynku i przekazano w ręce policji.
Film z monitoringu, dzięki któremu złapano wandali
- Usłyszeli zarzuty umieszczania napisów bez zgody właściciela - mówi Iwona Liszczyńska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
- 13 marca zapadł wyrok w trybie nakazowym - mówi Agnieszka Weichert-Urban z Sądu Okręgowego w Poznaniu. - Adam B. i Marcin P. zostali uznani winnymi popisania słupków i opłotowania. Sąd postanowił, że każdy z nich ma zapłacić po 2 tys. zł grzywny i że wspólnie mają przywrócić opłotowanie i słupki do stanu poprzedniego.
Od tego wyroku złożono sprzeciw. Obwinieni będą za ten wybryk odpowiadać w normalnym procesie. Terminu pierwszej rozprawy jeszcze nie wyznaczono.
W przypadku wykroczenia najwyższą karą jest grzywna, zobowiązanie do naprawy szkód, ograniczenie wolności z nakazem pracy społecznej. Za uszkodzenie mienia grozi do 5 lat więzienia. W Poznaniu znane są przypadki, gdy grafficiarz nie zapłacił grzywny i sąd zamienił mu wcześniej orzeczoną karę na rok więzienia.
Jak się dowiedzieliśmy, już w 2011 roku MPK zawiadomiło policję o stratach, jakie wyrządził Pive. Wszczęto dochodzenie, a gdy okazało się, że straty z każdym tygodniem są coraz większe (chodziło o prawie 200 tys. zł) - śledztwo. Zostało ono jednak umorzone. Pive pozostaje nieuchwytny.
- Śledztwo umorzono pod koniec lutego, bo nie udało się wykryć sprawcy - mówi Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Tłumaczy, że nie była to łatwa sprawa, bo MPK zgłosiła wybryki grafficiarza "zbiorczo".
A policjanci twierdzą, że gdyby poszczególne zniszczenia były zgłaszane na bieżąco, byłyby szanse zabezpieczyć ślady pozostawione przez sprawcę, czy sprawców.
- Dostarczyliśmy policji dwa nagrania z zewnątrz i z wewnątrz tramwaju. W lutym obliczyliśmy straty. Zdewastowano około 130 tramwajów. Koszty to 200 tysięcy złotych - informuje Iwona Cieślik z MPK.
Paweł Sowa uważa, że należy znaleźć tagerów, pokazać, że to ci, przez nich tracimy pieniądze, bo za te 200 tysięcy można by zrobić place zabaw czy dofinansować jakieś przedszkole.
- W pierwszej kolejności, policja musiała pogrupować kolejne uszkodzenia, bo, aby komuś przedstawić zarzut, musimy sprecyzować co, kiedy, gdzie zrobił. Analizowany był więc sposób działania, rodzaj użytej farby, charakter napisu - tłumaczy prokurator Mazur-Prus.
Dopiero później śledczy sprawdzali, czy mogą być świadkowie, analizowali zapis z kamer.
- Postępowanie zakończyło się niepowodzeniem. Nie udało się ustalić kto dokładnie zniszczył pojazdy MPK - potwierdza Magdalena Mazur-Prus, ale zaznacza, że jeśli tylko pojawią się nowe dowody, postępowanie zostanie podjęte.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Straż Graniczna reaguje na publikację "Gazety Wyborczej". "Niebezpieczna narracja"
- Lista imion zakazanych w Polsce! Urzędnik nie pozwoli ci tak nazwać dziecka!
- Oświadczenie Orlenu ws. rzekomego braku paliwa. Koncern odpowiada na ataki
- Unia szykuje się do wielkiej reformy. „Najgorszy możliwy dla Polski scenariusz”