Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań. Porzucony Adaś znalazł dom

Alicja Lehmann
Porzucony przez biologicznych rodziców Adaś przez cztery miesiące był w domu dziecka
Porzucony przez biologicznych rodziców Adaś przez cztery miesiące był w domu dziecka Andrzej Szozda
Adaś, niemowlę, które zostało podrzucone na wycieraczkę kamienicy w Wałczu w listopadzie 2010 roku, jest już z nowymi rodzicami. Dzięki szybkiej decyzji poznańskiego sądu o nadaniu mu imienia i nazwiska, dziecko otrzymało PESEL. To pozwoliło na kolejne kroki, by chłopczyk mógł trafić do adopcji. W nowej rodzinie jest od kilku dni.

Historię Adasia opisywaliśmy już dwukrotnie. Dziecko zostało znalezione przez mieszkańców kamienicy w Wałczu w listopadowy wieczór. Leżało na wycieraczce, owinięte tylko w cienkie płótno. Właściciele mieszkania usłyszeli jego płacz. Przeżyło dzięki ich natychmiastowej reakcji. Chłopczyk od razu trafił do wałeckiego szpitala. Tam nazwano go Adasiem.

Ze szpitala noworodek został przewieziony do domu dziecka w Poznaniu. Sąd w Wałczu przez dwa miesiące nie podejmował decyzji o nadaniu mu danych osobowych, bez których nie mógł trafić do rodziny adopcyjnej. Wreszcie, pod koniec stycznia zdecydował, że nie jest sądem kompetentnym do wydania decyzji, bo chłopczyk nie przebywa już w Wałczu. W związku z tym jego dokumenty przesłał do Poznania.

Tu jednak sprawa od razu trafiła na wokandę. Na rozprawie 9 lutego 2011 roku wydział rodzinny Sądu Rejonowego Poznań Grunwald-Jeżyce nadał dziecku imię i nazwisko.
- Sprawa była tu o tyle łatwa, że obojga jego biologicznych rodziców nie udało się odnaleźć - mówi sędzia Joanna Ciesielska--Borowiec, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Poznaniu. - Sędzia prowadząca nie chciała przedłużać pobytu chłopca w domu dziecka. Dlatego decyzja zapadła tak szybko, jak to możliwe, aby maluszek mógł trafić do kochającej rodziny.

Na tej samej rozprawie pieczę nad dzieckiem powierzono, wskazanej przez ośrodek adopcyjny parze.
- Są to ludzie młodzi, o wysokich kompetencjach społecznych - zapewnia Romana Chruszcz, dyrektor ośrodka Pro Familia. - Małżonkowie z dużym zaangażowaniem przygotowywali się do przyjęcia dziecka. Możliwość adopcji Adasia przyjęli z otwartym sercem. Jesteśmy przekonani, że będą dla niego dobrymi rodzicami - dodaje.
W czasie, kiedy sąd decydował o jego losie, chłopczyk przebywał w szpitalu, bo miał zapalenie oskrzeli. Gdy wyzdrowiał, prosto ze szpitalnego łóżeczka trafił w ramiona rodziców adopcyjnych.
Adaś, jego nowa mama i tata objęci są opieką ośrodka. Mogą liczyć na pomoc i wsparcie jego pracowników. Formalnie proces adopcyjny zakończy się w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Po jego zakończeniu Adaś otrzyma nowy akt urodzenia, w którym wpisani będą jego rodzice. Dziecko dostanie też nowy PESEL. Niezmienione pozostaną data i miejsce urodzenia.

Dzisiaj Adaś jest czteromiesięcznym niemowlakiem. Miał dramatyczny początek życia. Ludzie, którzy go znaleźli, są przekonani, że nie przez przypadek został podrzucony pod ich drzwi. Wycieraczkę, na której leżał, zabrali. Uważają, że nie można w nią teraz wycierać butów, bo byłoby to niegodne. Adopcyjni rodzice chłopca są szczęśliwi i wdzięczni za to, że trafił właśnie do nich. Byli jedną z dwudziestu par, które czekały na dziecko za pośrednictwem ośrodka Pro Familia.
- Adaś pojawił się w naszym życiu, bo tak po prostu miało być i zmienił je o tysiąc stopni - mówią rodzice, którzy dla dobra ich syna, pragną zachować anonimowość. - Zauroczył nas uśmiechem i spojrzeniem. Jesteśmy szczęśliwi, że trafił właśnie do nas i nie wyobrażamy sobie teraz naszego życia bez Adasia. Jest cudownym, bystrym maluchem i damy z siebie wszystko, aby był szczęśliwy z nami, tak jak my z nim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski