Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Proces anglistki oskarżonej o wyłudzenie 2,2 miliona zł

Barbara Sadłowska
Zaszczuty przez media naukowiec czy niepoprawna oszustka? W Poznaniu rozpoczął się proces anglistki, która ze sfałszowanym grantem od rządu amerykańskiego, naciągała szkoły i firmy na rzekomo bezpłatne kursy językowe.

38-letnia nauczycielka jest oskarżona o wyłudzenie przeszło 2,2 miliona od uczelni, szkół i firm oraz 270 tysięcy z dwóch kancelarii prawnych, które dla niej pracowały. Warszawska prokuratura zarzuciła Marii S., że w 2009 roku popełniała oszustwa powołując się na grant Departamentu Edukacji Rządu Federalnego USA, którego nigdy nie otrzymała.

Czytaj także:
Piła: Fałszywa nauczycielka usłyszała zarzuty po 14 latach

- Nie, nie przyznaję się do winy - powiedziała w czwartek Maria S. - Wysoki sądzie, jestem nauczycielką i naukowcem. Od czasu studiów w Poznaniu, już w pracy magisterskiej wykorzystywałam metodę opartą o badanie - testowanie skuteczności sposobów nauczania języków obcych osób dorosłych.

Jak potem wyjaśniała oskarżona, dokumentację z drugiego badania na szerszej grupie wykorzystała w pracy doktorskiej.

- Badanie objęte aktem oskarżenia jest trzecim w mojej karierze naukowej - stwierdziła Maria S.

Jej partnerami były placówki oświatowe i firmy, które wyłożyły na kurs. Przeszło 2 800 za uczestnika. Pieniądze miały być zwrócone po przekazaniu stosownej dokumentacji, a "partnerzy" - otrzymać stosowne wynagrodzenie. Niestety, jak z ubolewaniem wyznała oskarżona, wszyscy poza jednym nie dotrzymali warunków umowy. Nie zgadzały się listy uczestników, nazwiska...

- Wobec tego nie mogłam uruchomić środków i nie mogłam rozliczyć się z partnerami, bo nie uzupełnili dokumentacji - mówiła Maria S. - Nie mogłam tej dokumentacji przekazać współpracownikowi zagranicznemu - to był uniwersytet amerykański...

O pomoc w zrealizowaniu projektu zwróciła się do profesora F. (rektora UAM w latach osiemdziesiątych), którego zatrudniła jako konsultanta naukowego.

- Dla mnie zebranie grup badawczych było niemożliwe z uwagi na medialną atmosferę wokół mojej osoby - wyjaśniła, dodając, że już w 2007 roku media nazywały ją oszustką, która "grasuje po kraju i okrada ludzi".

Profesor F. zgodził się pomóc Marii S. - przy czym otrzymywał także dodatkowe honoraria za każdą grupę, którą zgłosił do jej programu.

- Tych grup zgłaszał bardzo dużo, co przedłużało realizację w czasie i stąd doszło do sytuacji, w której skończyły się środki obrotowe - wyznała Maria S.

Sąd jednak przerwał jej relację o wcześniejszych problemach zawodowych krótkim pytaniem: czy otrzymała na badania grant z USA?

- Miałam umowę z uczelnią amerykańską... - powiedziała Maria S.

- Którą uczelnią? - zapytała sędzia Magdalena Grzybek. Oskarżona chwilę pomilczała, po czym oświadczyła, że przedłoży stosowny dokument. Potem mówiła dalej, że to profesor F. wymógł na niej, by zataiła nazwę uczelni.

- Zaproponował mi, żebym sporządziła taki dokument, że grant z Departamentu Edukacji jest bezpośrednio przyznany na moje nazwisko - wyjaśniła Maria S. Przyznała, że postanowiła się poradzić pewnego sierżanta w komisariacie na warszawskim Mokotowie, który uznał, że może to zrobić jako "prowokację" (nie podała jego nazwiska). Dociskana przez sąd potwierdziła, że sporządziła taki fałszywy dokument, iż posiada grant z rządu amerykańskiego.

Sąd zdziwił się, dlaczego profesor F. - skoro wiedział o fałszerstwie, zwrócił się do departamentu i ambasady z pytaniem, czy Maria S. otrzymała grant z USA.

Oskarżona wyraziła przypuszczenie, że pewnie chciał doprowadzić do jej oskarżenia i przejąć jej autorski projekt. Profesor F., świadek w procesie Marii S. nie stawił się na rozprawie. Będzie przesłuchany w październiku.

Dwa miesiące temu w witrynie konsumenckiej "Dodaj oszusta" ukazała się relacja byłego pracownika Instytutu Badawczo Naukowego Lingwistyki Stosowanej, którym pani S.
aktualnie kieruje w Poznaniu. Poznański Sąd Okręgowy wyznaczył termin jej pierwszej rozprawy na 21 czerwca. Nie odbyła się.

W lipcu czytelnicy witryny donieśli, że Instytut pani S. ma się dobrze i "co gorsza, prowadzi kursy angielskiego dla wielu komend policji".

- Udało mi się ustalić, że związki zawodowe naszych pracowników cywilnych istotnie zorganizowały taki kurs, ale mundurowi funkcjonariusze w nim nie uczestniczyli - powiedział Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski