Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Szkoły walczą o przetrwanie

Marta Żbikowska
Elżbieta Walkowiak, woźna, pracuje w tej szkole od 20 lat
Elżbieta Walkowiak, woźna, pracuje w tej szkole od 20 lat Grzegorz Dembiński
Uczniom nie jest wszystko jedno, w jakiej szkole się uczą, jaki numer placówki widnieje na świadectwie, gdzie odbywają się lekcje. Plany dotyczące Gimnazjum nr 57 zmieniały się, jak w kalejdoskopie. W końcu zapadła decyzja o woli likwidacji, którą zaakceptowali radni. Okazało się, że procedura nie była przeprowadzona tak, jak należy i do likwidacji w sierpniu tego roku dojść nie może.

Wraz ze zmianami perspektyw szkoły, zmieniały się nastroje uczniów, rodziców i wszystkich pracowników szkoły.

Szkoły niczym odwieczni wrogowie
- Najpierw byliśmy bardzo zbulwersowani, że mają nas przenieść do zespołu szkół geodezyjnych przy Szamotulskiej - mówi Jakub Krystkiewicz z klasy II1 w Gimnazjum 57. - Ale jak się okazało, że w zamian mają nas połączyć z Gimnazjum 56 to już wolelibyśmy chodzić na ulicę Szamotulską. Gimnazjum 56 to coś najgorszego, co może nas spotkać.

KOMENTARZ: JAK SIĘ U NAS REFORMUJE

Podejmując decyzje o reformie oświatowej, urzędnicy nie wzięli pod uwagę lokalnych nastrojów. Nie było dla nich ważne, że gimnazja 56 i 57 to odwieczni wrogowie. - Zdarza się, że uczniów, którzy są w konflikcie w szkole podstawowej specjalnie się rozdziela i jeden idzie do Gimnazjum nr 56, a drugi do nr 57 - przyznaje Grażyna Gieżyńska, dyrektor Gimnazjum 57.

Uczniowie przyznają, że nie po to wybierali G57, żeby teraz kończyć G56. - Jestem w klasie ekonomiczno-teatralno-muzycznej. To jest megafajne połączenie, nigdzie takiego nie znajdę - przyznaje Justyna Nowak, uczennica klasy I1. - Jak dowiedzieliśmy się o likwidacji, to było straszne, normalnie szoking przeżyłam, że tak z dnia na dzień może nas po prostu nie być. Najgorsze, że mieliśmy być przeniesieni do Gimnazjum 56, to był koszmar jakiś. Nie chcę na świadectwie mieć "56".

"To była taka radość, że się poryczałyśmy"
Decyzję o tym, że do likwidacji w tym roku nie dojdzie, uczniowie i nauczyciele przyjęli z radością, choć nauczyciele podeszli do niej z mniejszą euforią.

- Mieliśmy wtedy biologię, jak przyszła pani wicedyrektor i powiedziała, że na razie zostajemy - mówi Justyna Nowak. - Zaczęliśmy normalnie piszczeć z radości. To była taka radość, że się poryczałyśmy z koleżankami z tego wszystkiego.
Reforma oświatowa przeprowadzana w Poznaniu to nie tylko oszczędności i zmiany formalne. To fundowanie huśtawki nastrojów uczniom w trudnym okresie dojrzewania. W czasie, kiedy zapewnienie poczucia bezpieczeństwa powinno być najważniejsze. To także okres, kiedy tworzą się ważne relacje z rówieśnikami, nauczycielami.

- Wybór szkoły to nie tylko nauka, to też więzi na przyszłość, to budowanie wspomnień - mówi Justyna Nowak. - Myślałam, że po latach będę mogła przyjść, odwiedzić swoich byłych nauczycieli. Klasę mam naprawdę świetną, sto razy lepszą niż w podstawówce, chociaż wydawało mi się, że tej z podstawówki nie da się pobić.

Wszystkie decyzje zapadały w tajemnicy
Nauczyciele przyznają, że miasto postawiło ich w bardzo niezręcznej sytuacji. Wszystkie decyzje zapadały w tajemnicy, do szkoły docierały informacje niepełne, enigmatyczne wręcz.

- Nie było dnia, żebyśmy o tym nie rozmawiali - mówi Przemysław Wojciechowski, nauczyciel WF. - Na razie wyrok został odroczony. Będziemy walczyć, jeszcze się wyrwiemy bestii z gardła - zapowiada.

Choć losy Gimnazjum numer 57 jeszcze nie są przesądzone, są tacy, którzy już czerpią korzyści z tej sytuacji.

- Ksiądz, chodząc po kolędzie przekonywał rodziców, że nasza szkoła zostanie zlikwidowana i nie warto tutaj zostawiać dzieci - mówi Przemysław Wojciechowski. - Zachęcał rodziców do przeniesienia dzieci do katolickiego gimnazjum przy ulicy Kanclerskiej.
Po wizycie księdza czworo rodziców zdecydowało się zabrać dzieci z Gimnazjum numer 57. Mimo tak niekorzystnej sytuacji, dyrekcja zapowiada, że szkoła będzie trwać i walczyć o swój byt.

- Mamy jeszcze rok, a przez ten czas wiele się może wydarzyć - mówi Grażyna Gieżyńska. - Nabór przeprowadzamy, bo przecież jeszcze istniejemy.

Każdy boi się o swój byt
Nadzieję na odwrócenie losu ma także Gimnazjum nr 24 na Ratajach. To szkoła, której strategia obrony była diametralnie różna od G57. O ile gimnazjum z Grunwaldu przeczekało burzę w ciszy, to szkoła na Ratajach przeprowadziła najgłośniejszą i najbardziej spektakularną batalię o swój byt. Walka skończyła się uchwałą o likwidacji. Obecni uczniowie mogą jednak skończyć tu naukę, ale naboru już się nie przeprowadza.

- Dzwonią do nas absolwenci, rodzice i pytają z niedowierzaniem, czy faktycznie do tego doszło - mówi Dorota Stawska, psycholog w Gimnazjum nr 24. - Uczniowie najbardziej obawiali się rozbicia. Pytali, czy nadal będą mieli tych samych wychowawców i nauczycieli.

Kiedy prezydent Poznania po raz pierwszy powiedział, że na Ratajach trzeba zlikwidować jedno gimnazjum, nikt nie wierzył, że będzie to akurat G24. To dobra szkoła, która nie miała problemów z naborem. Ma za to złe sąsiedztwo. Szkołę prowadzoną przez Salezjan.

- Wiadomo, że to przez Salezjan - mówi wprost Marta Szymanowska, uczennica klasy IId. - Nigdy się z nimi szczególnie nie lubiliśmy, ale teraz to już wyraźna niechęć.

Uczniowie mówią to, co każdy podejrzewa, ale mało kto ma odwagę powiedzieć głośno. Podejrzenia są takie, że Salezjanie mają ochotę przejąć cały budynek. Wielu rodziców, w ramach "buntu" przeciw katolickiej szkole zdecydowało się wypisać swoje dzieci z lekcji religii. - Słyszałam, że uczniowie przynoszą podpisane deklaracje o rezygnacji z religii - przyznaje Marzena Jania-Kowalska, pedagog szkolny.

O szkołę zamierzają dalej walczyć nauczyciele i rodzice. Założyli oni stowarzyszenie, które będzie ubiegać się o prowadzenie dotychczasowego G24.

- Od początku tej całej sprawy wszyscy mówili, że nie chodzi tu o Salezjan - mówi Marzena Jania-Kowalska. - Do nas nie dotarły żadne informacje świadczące o jakimś otwartym konflikcie między naszymi uczniami, a tymi od Salezjan. Wiadomo jednak, że relacje między wszystkimi szkołami na Ratajach się popsuły.

Kiedy dyrekcja i nauczyciele z Gimnazjum 24 pytali urzędników i radnych, dlaczego to ich szkoła została wybrana do likwidacji, dwa sąsiednie gimnazja poczuły się zagrożone.

- Nikt z nas nie mówił, że to któreś z sąsiednich publicznych gimnazjów powinno zostać zlikwidowane, ale trochę tak to zostało odebrane - mówi Dorota Stawka. - Każdy zaczął się bać o swój byt, bo dzisiaj my, a jutro nie wiadomo, kto zostanie zlikwidowany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski