Niestety, do tej pory nie uporano się z niebezpiecznym magazynem, w którym znajduje się 5 tysięcy ton szkodliwych substancji, nie opodal budynków mieszkalnych, szkół, sklepów. Radni z budżetu miasta przeznaczą aż 9 mln zł na jego utylizację w ramach działania zastępczego.
Czy odzyskają kiedyś pieniądze? W to powątpiewają, osoby znające mechanizm działania nieuczciwych firm, zajmujących się składowaniem materiałów niebezpiecznych. A sprawcy, czyli firma Awinion z Budzynia, odpowiedzialni za składowisko przy św. Michała pozostają wciąż bezkarni. Prokuratura po dwóch latach prowadzenia śledztwa, wciąż nie postawiła nikomu zarzutów. Winnym grozi jednak maksymalnie 5 lat więzienia.
Podobnie sytuacja ma się z Wartą, gdzie do tej pory nie ujawniono nazwy firmy, która dokładnie rok temu wlała do rzeki m. in. toksyczny środek owadobójczy, który wywołał spustoszenie w środowisku wodnym. Przez kilka tygodni wędkarze wyławiali martwe ryby od mostu Lecha w Poznaniu, aż do Sierakowa.
Polski Związek Wędkarski przekazał do utylizacji około 5 ton ryb. Zdaniem ekologów była to tylko niewielka ich część, zabita przez toksyczną substancję. Około 20 ton martwych ryb popłynęło najpewniej z nurtem rzeki, lub tkwi jeszcze na jej dnie. Co do jednego nie ma wątpliwości - stanu rzeki, sprzed katastrofy, już nie uda się przywrócić.
- By w Warcie pływała ponownie chociaż taka sama liczba ryb, jak sprzed 23 października 2015 roku, należałoby przeprowadzić dziesięć zarybień, których pojedynczy koszt to ok. 150 tysięcy złotych. Łącznie więc kosztowałoby to ok. 1,5 mln złotych - mówi Sebastian Staśkiewicz z fundacji Ratuj Ryby.
A co grozi firmie, która stoi za zatruciem rzeki? Maksymalna kara administracyjna, która może być nałożona przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska to milion złotych. Bezpośrednim sprawcom może też grozić od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
Śledztwo wciąż trwa
W sprawie zatrucia Warty od roku toczy się śledztwo w poznańskiej prokuraturze okręgowej, która przejęła sprawę z rejonu Stare Miasto. W maju, jak poinformowaliśmy na naszych łamach, postawiono zarzut zniszczenia w świecie roślinnym i zwierzęcym czterem osobom. Kim są? Jaką firmę reprezentują? Tego prokuratura nie chce ujawniać, jak mówi - ze względu na dobro prowadzonego wciąż śledztwa.
- Śledztwo wciąż jest w toku, wystąpiono z wnioskiem o jego przedłużenie o kolejne sześć miesięcy - mówi Magdalena Mazur-Prus, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. - Nie wykonano jeszcze wszystkich zaplanowanych i koniecznych czynności. Do tej pory przesłuchano świadków, zabezpieczono dokumenty, przeprowadzono eksperyment procesowy, powołano biegłych z dziedziny chemii, zabezpieczono bilingi rozmów telefonicznych, przeprowadzono ich analizę i przesłuchano czterech podejrzanych - wylicza.
Powołani biegli z dziedziny chemii, ustalili rodzaj trujących substancji i określili, że wystąpiło zniszczenie w świecie roślinnym i zwierzęcym znacznych rozmiarów.
Równocześnie postępowanie administracyjne prowadzi wciąż WIOŚ, który w toku działań odkrył, że jedną z substancji trujących była transflutryna - środek owadobójczy.
- Postępowanie zakończymy 20 grudnia. Przesłuchaliśmy już wszystkich świadków wskazanych przez firmę podejrzaną o dokonanie przestępstwa. W wyniku tych zeznań zaistniała potrzeba przesłuchania jeszcze - mówi Hanna Kończal z WIOŚ.
Teraz inspektorat zajmuje się analizą zebranej dokumentacji. Dopiero po tym podejmie decyzję jaką karę nałoży na firmę podejrzaną o zatrucie Warty.
Wzięli sprawy w swoje ręce
Choć oficjalnie wciąż nie wiadomo kto stoi za zniszczeniem środowiska wodnego w rzece, fundacja Ratuj Ryby oraz wędkarze wzięli sprawę w swoje ręce i zajęli się zbieraniem pieniędzy na zarybienie rzeki, by Warta odzyskała dawny blask.
- Niestety, ale mieszkańcy nie zgodzili się, by z budżetu miasta zostały na ten cel przeznaczone środki. Dlatego pozyskaliśmy sponsorów, m. in. firmy Volkswagen czy Bridgestone, a także złożyliśmy wniosek o dofinansowanie naszych działań nakwotę 150 tys. zł do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Otrzymaliśmy zapowiedź zwrotu kosztów zarybienia w wysokości 100 tysięcy złotych - mówi Sebastian Staśkiewicz.
Pierwsze zarybienie ma mieć miejsce w połowie listopada. - Ciepły początek jesieni i długie oczekiwanie na odpowiedź Funduszu, pokrzyżowały nam plany, by ryby wpuścić do rzeki już na wiosnę. Do końca listopada mamy czas, by zarybić rzekę. Mamy jednak świadomość, że to nie przywróci jej stanu sprzed katastrofy - mówi Staśkiewicz.
Na kolejne zarybienie fundacja nie ma już pieniędzy.
CZYTAJ KOMENTARZ: Grube ryby i małe płotki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?