Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Właściciel hurtowni leków czuje się niczym doktor G.

Łukasz Cieśla
Polskę obiegła bulwersująca informacja o tym, że Główny Inspektor Farmaceutyczny wykrył tzw. aferę lekową. Hurtownie, umawiając się z niektórymi aptekami, wykupywały od nich leki i sprzedawały za granicę. Cierpieli pacjenci, bo brakowało leków ratujących życie - taki obraz wyłania się z oświadczenia Andrzeja Nurczyka, prezesa hurtowni medycznej z podpoznańskiego Skórzewa. Hurtowni, która ma być jednym z negatywnych bohaterów "afery lekowej".

Nurczyk swoje wczorajsze oświadczenie dla wielkopolskich mediów zaczął przewrotnie. Uważa bowiem, że działalność jego hurtowni została przedstawiona w krzywym zwierciadle.

- Rzeczywiście kupowałem leki od aptek - przyznał wczoraj na zwołanej przez siebie w Poznaniu konferencji. - Ale tego typu działalność jest możliwa w kilku krajach UE, np. w Wielkiej Brytanii. Po drugie pozwala na nią dyrektywa unijna z 2001 r. Wychodziłem z założenia, że przepisy unijne są nadrzędne wobec polskich.

Z tą wypowiedzią nie zgadza się Kazimierz Jakubiec, wojewódzki inspektor farmaceutyczny w Poznaniu.

- Przepisy unijne odnoszą się jedynie do rejestracji i wytwarzania leków. Natomiast obrót hurtowy i detaliczny to wyłącznie sprawa krajów członkowskich. Polskie przepisy są jasne i zabraniają aptekom sprzedawania leków do hurtowni - ripostuje Kazimierz Jakubiec.
Decyzja o wstrzymaniu działalności hurtowni pod Poznaniem, o czym pisaliśmy kilka dni temu, została podjęta wskutek podejrzeń GIF o nielegalny obrót lekami przez apteki i hurtownie.

Część naszych rozmówców twierdzi, że problem jest poważny. Polskie hurtownie, zanim porozumiały się z aptekami, miały na własną rękę sprzedawać leki trudno dostępne do innych krajów UE. Bo tam ich sprzedaż była pewniejsza. Nie trzeba było czekać na zapotrzebowanie z aptek, do których najpierw musieli zgłosić się pacjenci z receptą.

Taka działalność hurtowni miała się zakończyć kilka lat temu, gdy potentaci produkujący leki zorientowali się, że niektóre ich leki szybką znikają z polskiego rynku. Do Generalnego Inspektora Farmaceutycznego miały też ponoć trafiać skargi od pacjentów. Receptą producentów na rzekome wyprowadzenie leków przez hurtownie było utworzenie własnej sieci dystrybucyjnej.
- Wtedy hurtownie wpadły na pomysł, że skoro nie mają leków od producenta, to kupią je w aptekach i szybko sprzedadzą z zyskiem za granicę. Dla aptek też był to dobry interes, bo nie musiały czekać aż przyjdzie jakiś pacjent z receptą od lekarza. Tracili jednak chorzy, bo gdy znaleźli się w potrzebie, to mieli kłopot ze znalezieniem rzadkiego leku - mówi jeden z naszych rozmówców śledzących rynek farmaceutyczny.

Andrzej Nurczyk mówił wczoraj, że kupował leki w aptekach do maja 2010 r. Wtedy bowiem GIF zakazał mu tych praktyk. Hurtownię "unieruchomiono" jednak dopiero teraz.
Powód? Jak podkreśla Nurczyk podstawą była kontrola z lutego tego roku. Inspektorzy mieli znaleźć w jego firmie kilka kartonów z etykietami z aptek. Przedsiębiorca tłumaczy, że opakowania były wielokrotnego użytku i ich znalezienie nie oznacza, że nadal kupował leki od aptek. - Zadaję sobie pytanie czy działania, w wyniku których musiałem wstrzymać działalność, nie są prowadzone w interesie dużych firm farmaceutycznych. One sprzeciwiają się popieranemu przez UE handlowi wewnętrznemu, bo on godzi w ich interesy. Ponadto cała ta rzekoma afera ma odwrócić uwagę od takiego problemu, jak planowana podwyżka cen leków w Polsce - mówił Andrzej Nurczyk.
Dodał, że sytuacja, w której się znalazł, przypomina mu historię doktora G., któremu w przeszłości zarzucono m.in. uśmiercanie pacjentów. Nurczyk czuje się skrzywdzony opiniami, jakoby pozbawiał pacjentów trudno dostępnych leków, a poza tym nie podoba mu się forma kontroli. Zarzuca inspektorom m.in. lekceważenie jego wyjaśnień oraz prowadzenie kontroli "na kolanie".
- Pan Nurczyk ma prawo do swoich odczuć. Trwa postępowanie wyjaśniające w jego sprawie - stwierdza Kazimierz Jakubiec.

Sprawa może się zakończyć albo cofnięciem pozwolenia na prowadzenie hurtowni, albo na pozwoleniu mu na wznowieniu działalności po spełnieniu określonych warunków. W przeszłości dochodziło już do sytuacji, że GIF "unieruchamiał" hurtownie medyczne. Jak mówi "Głosowi" Andrzej Nurczyk, hurtownia z Katowic wznowiła działalność po 2 tygodniach, a firma z Zielonej Góry dopiero po kilku miesiącach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski