Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań - Wrocław: komunikacja i drogi

Bartłomiej Knapik, Katarzyna Fertsch i Beata Marcińczyk
We Wrocławiu kursuje m.in. 17 nowych tramwajów typu Skoda
We Wrocławiu kursuje m.in. 17 nowych tramwajów typu Skoda Beata Marcińczyk
Dziennikarz Polski-Gazety Wrocławskiej - Bartłomiej Knapik oraz dziennikarki Głosu Wielkopolskiego - Beata Marcińczyk i Katarzyna Fertsch w tym tygodniu wymienili się redakcjami. Piszą, jak Wrocław wygląda oczami poznaniaka i jak Poznań jest odbierany przez wrocławianina. Dziś porównują rozwiązania komunikacyjne w obu miastach.

Sprowadźcie nam Pestkę nad Odrę
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, czego zazdrościć Poznaniowi - to mam dla was odpowiedź. Ma 6,1 km długości (to mniej więcej tyle, co od pla-cu Jana Pawła II do stadionu na Maślicach), które pokonuje w 12 minut. Chodzi oczywiście o PST, czyli popularną w Poznaniu Pestkę. To prawdziwie szybki tramwaj, w odróżnieniu od projektu realizowanego we Wrocławiu, zwanego Plusem.

Mała dygresja. Znając megalomańskie zakusy wrocławskich władz, spodziewałem się, że Pestka - analogicznie do słynnego we Wrocławiu Tramwaju Plus - będzie się w jakiś sposób wyróżniać na ulicach miasta. Nic podobnego. To zwykłe wozy, normalnie pomalowane, które pokonując trasę, włączają się w klasyczny ruch po mieście.

Okazuje się, że nie trzeba projektować specjalnych przystanków, wymyślać specjalnego malowania i promować szybkiego tramwaju. Broni się sam tym, że ten fragment miasta po prostu Pestką pokonuje się szybciej niż autem. Stąd jej popularność.

I wiem, co piszę, nazywając Pestkę popularną. W godzinach szczytu nie jest łatwo do niej wejść. Nic dziwnego, że poznańskie MPK chwali się nią. Bo z perspektywy ponad 10 lat trzeba przyznać, że była to ich najlepsza inwestycja. Gdy wchodziła ona do użytku, naukowcy z tutejszej politechniki wyliczali, że na trasie Pestki powinny funkcjonować dwie linie i przyjeżdżać do 10 minut. Ale okazało się, że jest tak popularna, iż dziś klasycznych linii jest tam pięć, a kolejna, nr 26 - jeździ w godzinach szczytu.

Dlaczego Pestka jest o 1/3 szybsza niż zwykłe tramwaje? Bo jej torowisko nie ma ani jednego skrzyżowania. Jest poprowadzone pod przecinającymi je arteriami komunikacyjnymi. Wozy nie muszą się zatrzymywać najpierw na skrzyżowaniach, a potem jeszcze na światłach. One tylko wysadzają pasażerów, zabierają nowych i mkną dalej. Dlatego prędkość, jaką osiągają tramwaje, jest na tej trasie prawdziwie zawrotna.

Ulice dla tramwajów - więcej miejsca dla aut
Dwie "ramy", czyli istniejące od kilku lat obwodnice, wyremontowana spora część ulic - to plusy, gdy się chce jeździć po Poznaniu samochodem. A jeszcze w stolicy Wielkopolski powraca dyskusja, czy budować tzw. trzecią ramę, czyli kolejną obwodnicę. Ale to niejedyny powód, dlaczego po Poznaniu autem jeździ się łatwiej. Tu konkurencja tramwajów sprawia, że wielu kierowców (zwłaszcza ci, którzy mogą skorzystać z Pestki) do centrum się nie pcha.

Bo komunikacją zbiorową w Poznaniu jeździ się szybko. Wrocławskie tramwaje są najwolniejsze spośród dużych miast w Polsce. Ich średnia prędkość to tylko nieco ponad 13 km/h. W Poznaniu - najlepszym w tej kategorii - wagony mkną po szynach o połowę szybciej.

Szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak jest, spędziłem w tramwajach w porannym i popołudniowym szczycie łącznie pięć godzin. Jedno jest pewne: we Wrocławiu mamy 48 proc. wydzielonych torowisk, a oni w Poznaniu 67 proc. Co daje takie wydzielenie? A właśnie to, że gdy światła są dobrze ustawione, tramwaj nie stoi w korku z samochodami, tylko mknie obok nich. Nic dziwnego, że korki są tu mniejsze - jazda tramwajem oszczędza czas poznaniaków.

Helmuty i holendry
W Poznaniu tramwaje i autobusy wcale nie są wygodniejsze. Pod względem komunikacji stolica Wielkopolski bije Wrocław w wielu dziedzinach. Korki wprawdzie są, ale że komunikacja zbiorowa jest sprawniejsza niż u nas - to i więcej ludzi z niej korzysta. Więc i korki są mniejsze. Ale jednej rzeczy nie musimy się wstydzić: jakości taboru, czyli mówiąc wprost - wygody.

Jeśli we Wrocławiu popularne "ogórki", przynajmniej w teorii, już wycofaliśmy (na pewno jeździ ich niewiele), to Wielkopolanie, jak to oni, wciąż mają czterdziestoletnie tramwaje. I nawet się nimi chwalą. Część z nich to tak jak u nas "ogórki", ale Poznań sprowadził sobie też wozy z demobilu z Düsseldorfu i Amsterdamu. Są to tak zwane helmuty i holendry. Jest w nich niewygodnie, trzęsie i strasznie hałasują.
Bartłomiej Knapik dziennikarz "Polski-Gazety Wrocławskiej"

Jeździć to oni potrafią... szybko
No i nici z łamania stereotypów. Bo wychodzi na to, że my, poznanianki, jeździmy jak na statecznych poznaniaków przystało, a wrocławianie z ułańską fantazją. Czyli szybko i agresywnie. Na plus: w przeciwieństwie do mieszkańców Poznania wrocławscy kierowcy na zielone światło czekają z wrzuconą jedynką. Dzięki temu przez skrzyżowanie przejeżdża więcej aut. Nawet sprawność wrocławian za kółkiem nie zapobiega jednak powstawaniu olbrzymich korków, zwłaszcza w godzinach szczytu. Takie są nasze pierwsze spostrzeżenia po samochodowym rajdzie po mieście.

Zajeżdżanie drogi innym - to we Wrocławiu nagminne. Kierowcy potrafią nawet wjechać przed samochód stojący na czerwonym świetle! Trzeba jednak przyznać, że są wyrozumiali dla samochodów na obcych tablicach: przepuszczają i ułatwiają zmianę pasów. A we Wrocławiu takie manewry są konieczne.

Fatalnie oznakowany jest dojazd do Rynku, dworca kolejowego czy do zoo. Brakuje też strzałek kierujących w stronę Ostrowa Tumskiego i innych obiektów, które turysta powinien zobaczyć. Jedyne, na co nie można narzekać, to zielone tablice kierujące do innych miast. Dlatego, kiedy szukałyśmy dojazdu do zoo, jeden z mieszkańców poradził nam: kierujcie się na Warszawę.

Po kilkudziesięciu minutach spędzonych w korkach postanowiłyśmy przesiąść się do tramwaju. Krok pierwszy: zakup biletu. Bartek Knapik z "Gazety Wrocławskiej" ostrzegał nas, że możemy mieć z tym problem. A tu niespodzianka! Pierwsze, co zobaczyłyśmy na przystanku, to biletomat. Zniszczony, pomalowany przez wandali, ale wciąż działający. Niestety, modele stojące we Wrocławiu nie przyjmują banknotów i jak opowiadają pasażerowie, rzadko wydają resztę. Na szczęście z pomocą przyszła pani z pobliskiego kiosku i rozmieniła nam pieniądze.

Zdecydowałyśmy się na bilet dzienny. Koszt: 8 zł. O! Wrocław ma dużo tańsze bilety (w Poznaniu 24-godzinne kosztują 13,20 zł). Ale okazało się, że ten wrocławski ważny jest tylko do północy. W dodatku automat biletowy od razu nam go skasował. Wyposażone w dwa takie bilety wsiadłyśmy do tramwaju. A tu: jak w Poznaniu. Pomazane fotele, porysowane szyby. Mile zaskoczyło nas za to, że kiedy do tramwaju weszła starsza pani, młody mężczyzna natychmiast zerwał się, by ustąpić jej miejsce. W Poznaniu to niestety rzadki widok.

Bardzo stare kasowniki (dziurkujące bilety), jak się dowiedziałyśmy, są lubiane przez wrocławskich studentów. Kasują bilety, które po skończeniu podróży zostawiają na fotelach. Dlatego mieszkaniec Wrocławia, wchodząc do tramwaju, najpierw się rozgląda, a poznaniak od razu biegnie do kasownika. Choć, szczerze mówiąc, nie zawsze da się rozejrzeć. Tramwaj, którym wracałyśmy z city tour, był tak załadowany, że motorniczy kilkakrotnie próbował zamknąć drzwi.

Całkiem dobrze jeździ się za to po mieście rowerem. Ścieżek dla miłośników jednośladów jest sporo, niektóre prowadzą przez parki. A drogowcy wciąż wyznaczają kolejne.

Krzyżówka skłania do myślenia
Wbrew pozorom to nie jest kolejna akcja Pomarańczowej Alternatywy, lecz... wrocławskich urzędników. Postanowili poprawić płynność jazdy na skrzyżowaniach. Zaczęli od zbiegu ulic Powstańców i Swobodnej.

Pracownicy działu zarządzania ruchem wrocławskiego magistratu zadecydowali, że jedno ze skrzyżowań (notorycznie blokowane przez samochody) zostanie pomalowane na pomarańczowo. Kierowcy nie powinni wjeżdżać na tę część skrzyżowania, jeśli nie mają pewności, że ją płynnie opuszczą.

Skąd ten pomysł? Większość skrzyżowań we Wrocławiu (podobnie jak w stolicy Wielkopolski) jest notorycznie blokowana. Kierowcy wjeżdżają na nie zaraz po zmianie świateł i nie mają możliwości zjazdu. Ci, którzy na swoim zielonym świetle muszą przez nich stać - wściekają się.

Zakaz blokowania skrzyżowania nie jest niczym nowym. Mówią o tym przepisy o ruchu drogowym. Kierowca, który za-blokował krzyżówkę, może zostać ukarany mandatem w wysokości 300 zł. Po co więc malować je na pomarańczowo? Urzędnicy chcieli uwrażliwić kierowców. Ciekawe, jakie będą efekty tego nowatorskiego rozwiązania: wczoraj jeden z kierowców zablokował pomarańczowe skrzyżowanie tak skutecznie, że wstrzymał ruch aż na dwóch pasach.

Katarzyna Fertsch i Beata Marcińczyk, dziennikarki "Polski-Głosu Wielkopolskiego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski