Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznański sport w kryzysie - kluby nie mają pieniędzy. Winne Euro 2012?

Radosław Patroniak
Koszykarze PBG Basket Poznań po czterech latach występów w najwyższej klasie rozgrywkowej muszą szukać nowych miejsc pracy
Koszykarze PBG Basket Poznań po czterech latach występów w najwyższej klasie rozgrywkowej muszą szukać nowych miejsc pracy Fot. Marek Zakrzewski
Nasila się kryzys w poznańskim sporcie. W minionym tygodniu z klubowej mapy miasta zniknęli koszykarze PBG Basket, rugbyści Posnanii zapowiedzieli start w I lidze, czyli na zapleczu ekstraklasy, a koszykarki MUKS szykują się do przeprowadzki do Kórnika.

To pewnie jeszcze nie koniec złych wieści, bo kilka innych drużyn też ma kłopoty z zamknięciem budżetów. Klubowi działacze wskazują palcem jednego winnego, czyli miasto, które ze względu na oszczędności i inwestycyjne potrzeby Euro obcięło dotację na sport kwalifikowany do 450 tys. zł. W poniedziałek radni mają dyskutować jak tę kwotę podzielić. Być może zasili ona konto nawet dziesięciu klubów. Problem jednak w tym, że budżety czołowych zespołów ekstraklasy koszykarek są 4-5 wyższe od całej miejskiej dotacji...

Warto przypomnieć, że pomysł wspierania najlepszych poznańskich zespołów narodził się w sezonie 2002/2003, kiedy stolica Wielkopolski miała dwa bardzo mocne kluby w żeńskiej siatkówce i koszykówce. Pierwszy z nich Danter AZSAWF zdobył wicemistrzostwo kraju w 2003 r., a drugi, Stary Browar AZS rok później. Obie sekcje miały też problemy finansowe. Radna Lidia Dudziak i dyrektor WKF UM Poznania, Ewa Bąk uznały wtedy, że wzorem innych miast, a zwłaszcza Wrocławia, warto wspierać drużyny, które są wizytówką naszego miasta.

Założenia były takie, że dotacja miała stanowić co najwyżej 50 procent budżetu wspieranego przez miasto klubu. Niestety z czasem idea się wypaczyła i do grona dotowanych dołączyły też przeciętne drużyny. Działacze wybrali też drogą na skróty i zamiast szukać sponsorów postanowili budować zespoły w oparciu o miejską dotację. Ograniczeniem była konieczność przekazywania pieniędzy na określone cele, ale nie od dziś wiadomo, że Polak potrafi omijać poważniejsze przeszkody niż przedstawianie fikcyjnych rachunków. Zamiast kolejnych sportowych wizytówek mieliśmy więc kluby bez sponsorów i wybitnych graczy.

- Zawsze podkreślamy, że kluby nie mogą opierać swoich budżetów na miejskiej dotacji. Wiem też, że często działacze innych klubów twierdzą, że rozpieszczamy piłkarzy Lecha. Warto jednak pamiętać, że Kolejorz jest w tej chwili jedynym klubem dobrze promującym markę Poznania. To jednak też niczego nie przesądza, bo konkurs na dofinansowanie sportu kwalifikowanego nie został jeszcze ogłoszony. Jedno jest już jednak pewne przed dyskusją radnych. Kwota 450 tys. zł nie zostanie podwyższona, bo w budżecie miasta nie ma dodatkowych środków na ratowanie poznańskich klubów - wyjaśnił zastępca dyrektora WKF UM Poznania, Maciej Piekarczyk.

Dotacja została uszczuplona, bo w najlepszych czasach wynosiła ponad 2 mln zł, a mimo to wciąż wywołuje kontrowersje w środowisku sportowym. We wtorek rugbyści Posnanii zapowiedzieli, że nie przystąpią do rywalizacji w ekstralidze, jeśli nie otrzymają 30 tys. zł na rundę jesienną. Komunikaty z informacjami o stanie przedzawałowym płyną też z innych miejsc Poznania. Dlatego złośliwi mówią, że w sytuacjach podbramkowych działacze stosują wobec miasta szantaż i zalewają dokumentami Wydział Kultury Fizycznej, który robi dla nich za biuro skarg i zażaleń.

- Znamy sytuację sekcji rugbystów. PBG Basket otrzymał w minionym sezonie prawie 300 tys. zł. Posnania potrzebuje dziesięć razy mniej, więc to są nieporównywalne środki. Nawet przy ograniczonych dotacjach miasto stać na przekazanie takiej kwoty. Nawet najwięksi wrogowie sportu kwalifikowanego mogą być zwolennikami ratowania drużyny ze Słowiańskiej.Z drugiej strony ktoś może powiedzieć, że 30 tys. zł można w miesiąc uzbierać od sponsorów. Jeśli ktoś tego nie robi, to znaczy, że nie do końca zależy mu na podnoszeniu poziomu sportowego drużyny - dodał Piekarczyk.

Według niego specjaliści od jajowatej piłki nie są jedyną ekipą uzależnioną od miejskich pieniędzy. - Na decyzję o podziale dotacji z niecierpliwością czekają też inni. W podobnej sytuacji, co rugbyści, są piłkarze ręczni Grunwaldu, koszykarki Inei AZS i MUKS - zakończył Piekarczyk. MUKSdowodzony przez prezesa Jabłońskiego miał znaleźć nową przystań w Kórniku, ale tam też nie ma finansowego eldorado. Miejscowe firmy nie kwapią się do sponsorowania drużyny nawet na poziomie I ligi.

Muszkieterowie ze Słowiańskiej, bo tak się mówi o rugbystach, robią wszystko, żeby przetrwać. - Nie chcemy rozwiązać drużyny, tylko, że w I lidze wydamy dużo mniej na wyjazdy i noclegi niż w ekstralidze. Oczywiście, że teoretycznie można powiększyć budżet o wpływy od ponsorów. Kłopot w tym, że my już teraz z trudem "wyciągamy" od nich 60 tys. zł rocznie. To skąd mamy wziąć brakujące pieniądze. Miasto w tej sytuacji to dla nas ostatnia deska ratunku - przekonywał kierownik sekcji rugby w Posnanii, Jacek Kalka.

Nie zgadza się on z opinią, że kluby powinny sobie radzić same. - W 80-tysięcznych Siedlcach na wschodzie Polski, czyli w mniej zamożnym regionie, mają lepiej notowane drużyny niż my w ponad półmilionowej aglomeracji. Nie wierzę, że tam prywatny kapitał jest dużo bardziej hojny niż u nas. Po prostu o wszystki decyduje strategia i polityka - zakończył Kalka.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski