Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożyczki niedoszłego ambasadora Filipa S. zakończyły się tragedią. Jego wierzyciel, budowlaniec spod Poznania, popełnił samobójstwo

Łukasz Cieśla
Łukasz Cieśla
Zanim Roman P. wszedł na tory i popełnił samobójstwo, zawiadomił prokuraturę o tym, że czuje się oszukany przez rzekomego ambasadora Filipa S. Zostawił po sobie także listy pożegnalne. - Mój mąż został zrujnowany emocjonalnie i finansowo przez Filipa S. - mówi wdowa po tragicznie zmarłym Romanie.
Zanim Roman P. wszedł na tory i popełnił samobójstwo, zawiadomił prokuraturę o tym, że czuje się oszukany przez rzekomego ambasadora Filipa S. Zostawił po sobie także listy pożegnalne. - Mój mąż został zrujnowany emocjonalnie i finansowo przez Filipa S. - mówi wdowa po tragicznie zmarłym Romanie. Grzegorz Dembiński
- Filip S. nie stał na torach i nie wepchnął mojego męża pod ten pociąg. Ale nie daruję mu, bo wydatnie przyczynił się do tragedii. Zrujnował mojego męża finansowo i emocjonalnie. Obiecywał mu intratne interesy w Afryce i pożyczał od niego kolejne pieniądze. Mąż w to wierzył. Gdy przejrzał na oczy i zrozumiał, że jest kolejnym oszukanym, popełnił samobójstwo – opowiada Małgorzata, żona tragicznie zmarłego budowlańca spod Poznania. Był on kolejnym wierzycielem Filipa S., który przedstawiał się jako przyszły ambasador RP w Afryce i pożyczał pieniądze na rozmaite interesy na innym kontynencie.

Wierzyciel Filipa S. napisał list pożegnalny do jego rodziców. „Działania Państwa syna ciągną za sobą tragiczne konsekwencje”

Roman P., budowlaniec spod Poznania, przepuścił dwa pociągi. Położył się pod trzeci. Był 10 lipca, po godzinie 16.20, tory przy ul. Gnieźnieńskiej w Poznaniu. Wcześniej, rankiem tego samego dnia, odwiedził poznańską prokuraturę. Złożył zawiadomienie o przestępstwie. Uznał, że stał się kolejną ofiarą oszustw 35-letniego poznaniaka Filipa S, który pożyczał pieniądze na swoje rzekome dochodowe interesy w Afryce.

O działalności Filipa S. pisaliśmy już wcześniej: Wkręceni w ambasadora? Pożyczał na pomarańcze i złoto z Afryki. I narobił wielkich długów

Roman zostawił też po sobie notatki i listy pożegnalne. Jeden z nich wysłał pocztą do rodziców Filipa S.

- Nie mieli Państwo okazji mnie poznać, natomiast ja kiedyś poznałem Państwa syna. Człowiek bardzo miły i towarzyski poprzez co dałem się wmanewrować we wspólne biznesy, co dziś jest dla mnie pętlą na szyi. Wmanewrował mnie we wspólną inwestycję dostawy biurek do Erytrei. Wyłożyłem do firmy stolarskiej ponad 300 tys. zł. W tej chwili jestem bankrutem, od marca moja firma nie pracuje, straciłem wszystkie kontakty. Moja wina, że zaufałem Filipowi i wyłożyłem pieniądze nie mając potwierdzenia na papierze. Nie będę pisał, ile wersji usłyszałem, kiedy te pieniądze wpłyną. Cała ta sytuacja mnie zmusza do tego, żeby odebrać sobie życie, ponieważ straciłem firmę i rodzinę, która zaczęła mnie traktować z dużym dystansem. Piszę to, żebyście Państwo mieli świadomość, że działania Państwa syna ciągną za sobą tragiczne konsekwencje

– napisał w liście do rodziców Filipa S.

Dodał, że wraz z żoną, na co są dokumenty, pożyczyli Filipowi S. 200 tys. zł. O reszcie nie ma mowy, bo „nie mamy potwierdzenia na papierze”.

Małgorzata, wdowa: - Szacuję, że mój mąż łącznie pożyczył i zainwestował w tego człowieka około 1 miliona złotych.

Były poznański adwokat skazany za oszustwo na szkodę biznesmena - zobacz film

Roman się miotał. Jak mówi jego żona, długo był zauroczony wizerunkiem niedoszłego ambasadora Filipa S.

Luty 2020 rok. Zbieramy materiały do pierwszego artykułu o pożyczkach Filipa S., młodego poznaniaka, który miał się przedstawiać różnym osobom jako przyszły ambasador RP w Afryce. Oraz jako człowiek o szerokich kontaktach i możliwościach. Elegancko ubrany, dla każdego dobre słowo, hiperuprzejmy. Działacz Towarzystwa Hipolita Cegielskiego w Poznaniu rozdającego na lewo i prawo różne odznaczenie i statuetki. Laureat orderu Św. Stanisława Biskupa i Męczennika. To odznaczenie, w poznańskiej katedrze, z wielką pompą, wręczył mu „Wielki Mistrz Królewskiego Orderu” Marian Król, jego dobry znajomy.

Wielu oczarował ten wizerunek. Część pożyczała mu pieniądze. Tym bardziej, że Filip S. uwiarygodniał się choćby zdjęciami na facebooku z polskimi politykami różnych opcji. Wśród „znajomych” były premier, byli prezydenci, obecni ministrowie, ale także księża, biskupi. Znane osoby pojawiały się także w realu – niektóre gościły na jego weselu, ślubu udzielał sam arcybiskup Mieczysław Mokrzycki.

Ale inne osoby, które zapytaliśmy o Filipa S., od dawna miały fatalne zdanie o młodym poznaniaku. Przedstawiały go jako współczesnego Dyzmę, bufona i picera, który lansuje się oraz składa obietnice bez pokrycia. Jako mitomana, którego można rozszyfrować w pięć minut.

Dziś jego wierzyciele szacują, że „metodą na ambasadora” pożyczył od różnych ludzi łącznie kilka milionów zlotych. Zazwyczaj na inwestycje w Afryce, w handel owocami, meblami, a może i nawet złotem. Po pieniądzach, jak twierdzą, nie ma śladu.

Czytaj też: Filip S. ma wierzycieli także poza Wielkopolską. Wierzycielowi z Warszawy nie oddał pieniędzy i jeszcze go oskarżył. O zniesławienie

W lutym 2020 roku zadzwoniliśmy również do Romana P., prowadzącego pod Poznaniem firmę budowlaną. Opowiedział nam wtedy o swojej pożyczce dla Filipa S. O tym, że miał za to obiecywane kontrakty budowlane w Poznaniu, że Filip S. powoływał się na znanych poznańskich polityków samorządowych. Ale gdy budowlaniec dostał swoją wypowiedź do autoryzacji, jako jedyny wierzyciel Filipa S. zaczął się wycofywać ze swoich słów. Zaczął też atakować autora artykułu, zabronił cytowania swojej wypowiedzi, stwierdził, że „nie chce brać udziału w nagonce na Filipa S.”.

- Proszę zrozumieć, Roman się wtedy miotał. Gdy w lutym ukazały się wasze pierwsze artykuły o Filipie S., gdy je przeczytaliśmy, Roman jeszcze go bronił. Mówiłam mężowi, by w końcu przejrzał na oczy, że skoro jest artykuł, to coś jest na rzeczy. Serce mi pękało widząc, że również nasz najstarszy syn musiał uświadamiać własnego ojca: tata, jaki Sudan, jakie interesy, to bajki, opanuj się. Ale Roman nie słuchał. Jeszcze wtedy wierzył Filipowi S., jeszcze się łudził, że pożyczki na Afrykę się zwrócą

– opowiada Małgorzata, jego żona.

Z czasem Roman tracił złudzenia. Jego stan psychiczny był coraz gorszy. 10 lipca rzucił się pod pociąg. W liście pożegnalnym do żony napisał, że nie umie pogodzić się z tym, że został oszukany przez Filipa S. Bo gdyby nie obietnice bez pokrycia, wcześniej zamknąłby firmę. Miał również poczucie winy za złą atmosferę w domu. Czuł się niepotrzebny. Skończony.

Roman wpada w dołek finansowy. Wtedy poznaje rzekomego ambasadora Filipa S. oraz wizję wielkich zysków z Afryki

Małgorzata, wdowa po Romanie, przyjmuje mnie w dużym, ładnie urządzonym domu pod Poznaniem. Od śmierci jej męża mija drugi miesiąc. Jest wrzesień 2020 roku. Płącze. Jak opowiada, wciąż puchnie jej głowa. Właściwie z każdym dniem poznaje nowe szczegóły tej historii.

- Mąż przez lata prowadził firmę budowlaną. Z sukcesami, jak choćby budowa City Parku w Poznaniu oraz z porażkami. W poprzedniej działalności miał kłopoty ze skarbówką. Zawsze jednak wychodził z kłopotów. Ale w 2018 roku jedna firma nie zapłaciła dużej faktury za budowę na Pomorzu. Chciał wyjść z dołka finansowego. Mniej więcej w tamtym, nieciekawym dla siebie okresie, poznał Filipa S. Był pod jego wrażeniem i jego kontaktów. Roman opowiadał na przykład, że razem byli w poznańskiej kurii, że w interesy Filipa S. zaangażowani są nawet księża. No i zaczęły się tematy Afryki, jakichś inwestycji w tamtych krajach, pieniędzy, które trzeba by pożyczyć Filipowi S. – opowiada wdowa.

W końcu i ona osobiście poznała Filipa S. Jej przeżywający kłopoty finansowe mąż bardzo prosił ją o pożyczkę dla Filipa S., bo dzięki niemu można dobrze zarobić na Afryce.

- Chyba z tydzień przepłakałam. Mam własną firmę, potrzebuję pieniędzy na swoje zobowiązania. Mówiłam wtedy do męża, że w rodzinie mieliśmy niesnaski po takich pożyczkach, a co dopiero dać 150 tys. zł obcemu facetowi. Mąż na to, że Filip S. nie ma od kogo pożyczyć i że będzie z tego zysk. Ostatecznie się zgodziłam, bo chciałam pomóc mężowi odbić się finansowo. Filip S. przyjechał do nas do domu wiosną 2019 roku, siedział na tym samym miejscu, co pan teraz. W płaszczyku, lekko zadufany, opowiadał kogo to nie zna. Pożyczył i obiecywał, że szybko zabezpieczy nas aktem notarialnym i jakąś swoją nieruchomością. Ale do podpisania aktu notarialnego nigdy nie doszło. Filip S. wykręcał się potem, że właśnie leci do Sudanu albo do Rzymu. No i nigdy nie oddał nawet złotówki

– zaznacza Małgorzata.

Czytaj też: "Gdyby bajka o Pinokio była prawdziwa, Filip miałby nos jak z Poznania do Moskwy". Tak uważa Magdalena Pauszek, która współpracowała z Filipem S.

Po pierwszej pożyczce, była kolejna. Jej mąż Roman już osobiście pożyczył Filipowi S. jeszcze 50 tys. zł. Jest na to dokument.

- Na papierze wychodzi więc na to, że pożyczyliśmy mu łącznie 200 tys. zł, ale z tego co wiem, mąż już do ręki dał mu kolejne pieniądze, w tym zainwestował w zakup mebli do Sudanu. Szacuję, że łącznie wyszło tego około miliona złotych – stwierdza Małgorzata.

Zamiast szybkich zysków z Afryki, na początku 2020 roku doszło do kolejnych zdarzeń, bardzo niepokojących. Jak opowiada wdowa, do domu coraz częściej przychodziły wezwania do zapłaty, pojawili się też pracownicy jej męża, skarżyli się na brak wypłaty.

- Wiedziałam, że Roman stracił płynność, że jest u niego źle. Naciskałam go pytaniami, mówiłam, że chcę przejrzystego życia. Ale on unikał rozmów. Zamykał się w osobnym pokoju i w sobie. Zawsze miał wymówkę, by nie rozmawiać: bo dzieci śpią, bo jest późno, bo to może zaczekać – opowiada jego żona.

Meble do Sudanu, farby do Egiptu, kontrakt z PZL Świdnik. Wdowa odkrywa interesy męża z niedoszłym ambasadorem Filipem S.

W listach pożegnalnych z lipca tego roku jej mąż zostawił różne informacje. Małgorzata zaczęła układać w całość różne maile, poznawać kolejne dokumenty.

Znalazła maila, w którym Filip S. potwierdza, że jest winny Romanowi i jego rodzinie 260 tys. zł plus odsetki oraz odszkodowanie wypłacone firmie stolarskiej w wysokości 320 tys. zł.

- Filip S. najwyraźniej teraz zastanawia się, ile rzeczy odkryłam. Po tragedii zaczął mnie sondować, spłaty jakiej kwoty się domagam – mówi mi wdowa.

Znalazła fakturę na sprzedaż farb do Egiptu za 1650 dolarów.

Jest i olbrzymia faktura na dostawę mebli do Chartumu, stolicy Sudanu, aż na 1,35 mln dolarów.

Jest i pełnomocnictwo oraz umowa pośrednictwa z Filipem S., który miałby reprezentować jej męża w relacjach... z zakładami lotniczymi PZL Świdnik w kontekście inwestycji w Afryce.

Czytaj też: 33-letni mąż i ojciec powiesił się. Zaufał oskarżonym w aferze gruntowej, którzy przejmowali nieruchomości potrzebujących ludzi

Małgorzata pokazuje mi te pisma. Wynika z nich na przykład, że Filip S. będzie na bieżąco analizował rynek maszyn lotniczych w Sudanie, prowadził działalność marketingową, pomagał w zawarciu transakcji. Za wynagrodzeniem 77 tys. Raz ta kwota jest podana w złotówkach, raz w dolarach. Wdowa, kiedy przy mnie czyta na głos te dokumenty dochodzi do wniosku, że nawet przedszkolak wykryłby, że to wszystko bajka i fatamorgana.

- Ale nie mój mąż, który długo święcie wierzył w moc Filipa S. - irytuje się Małgorzata. - Po śmierci męża dowiaduję się także, że zamówił już nawet meble w firmie w Swarzędzu, które miał wysłać do Afryki. Chyba też płacił Filipowi S. za doradztwo. Pewnych rzeczy tylko się domyślam. Mąż już niczego nie powie, a Filip S. nie potwierdzi. Ale gdy Roman jeszcze żył, słyszałam strzępy ich telefonicznych rozmów: Filip, oszukałeś mnie. Dlaczego Mirek wystawił taką samą fakturę jak ja?

- opowiada wdowa.

Pan Mirek i podwójna faktura na meble do Afryki. Wspólne wesela i pogrzeby

Kim jest wspomniany Mirek, który wystawił taką samą fakturę w kontekście meblowego interesu w Sudanie? To dobry znajomy Filipa S. Był u niego na weselu, spotykają się na kawie, spędzają razem wolny czas. O Mirku można usłyszeć w Poznaniu, że potrafi załatwić „receptę”, czyli lewą fakturę. Niedawno Mirek został zatrzymany w innej sprawie gospodarczej i na pewien czas trafił do aresztu.

Dzwonimy do Mirka, czyli Mirosława J. Zaprzecza pogłoskom, które słyszymy „na mieście”, że brał udział w karuzelach vatowskich i załatwiał lewe faktury. Przecież, jak nam mówi, Mirosławów J. jest kilku. Chodzi nam pewnie o innego. Potwierdza jednak, że był aresztowany na 1,5 miesiąca do sprawy gospodarczej, ale jest niewinny. Potwierdza, że to on wiele miesięcy temu poznał ze sobą Romana i Filipa. Okazją był remont mieszkania tego drugiego. Opowiada, że samego Filipa S. poznał z kolei przez jego ciotkę, u której się strzyże. Dlatego znają się i widują z Filipem na weselach i pogrzebach.

Potwierdza też, wystawił do Afryki fakturę na podobną kwotę, co Roman. Mirosław J. tłumaczy bowiem, że także on usłyszał od Filipa o możliwości sprzedaży mebli do Sudanu. Ale w przeciwieństwie do Romana nie wyłożył żadnych pieniędzy lecz najpierw wystawił fakturę. Dlaczego? Bo gdyby dostał za nią przedpłatę, wszedłby w dalszy etap inwestycji.

- Pan Mirek odwiedził mnie po śmierci męża. Też siedział na tym samym krześle, co pan – uśmiecha się Małgorzata. - Był neutralny, nie krytykował Filipa S., ale powiedział, że trzyma moją stronę. Stwierdził w pewnym momencie, że gwarantuje mi, że Filip S. odda nam pożyczone pieniądze, a jeśli tego nie zrobi, to jego klejnoty zawisną na gałązce.

Listy pożegnalne to nie wszystko. W dniu tragedii odezwał się "Dreks", lider poznańskiego półświatka

W dniu śmierci męża, krótko przed tragiczną informacją, Małgorzata znajduje listy pożegnalne. Zanim wyjedzie na poszukiwania męża, zanim przypadkiem trafi na miejsce jego samobójczej śmierci, dostaje smsa z nieznanego jej numeru. O 15.34, niecałą godzinę przed śmiercią męża. Nadawcą był Bogusław D., zwany Dreksem, jeden z liderów poznańskiego półświatka. Od niego dowiedziała się, że jej mąż pożyczył pieniądze.

Okazuje się, że kilka miesięcy wcześniej, w grudniu 2019 roku, Roman P. pożyczył „na mieście” 300 tysięcy zł. Zadzwoniliśmy do „Dreksa”. Chętnie zgodził się na rozmowę.

- Roman P. remontował mi kiedyś dom. Potem, nagle, poprosił o pożyczkę. Byłem zdziwiony, że niby taki obrotny budowlaniec, a potrzebuje gotówki. Już po fakcie, po jego samobójstwie, dowiedziałem się, że pożyczkę ode mnie dał na jakieś interesy życia w Afryce, że działał z tym Filipem, którego nie znam. W każdym razie wtedy, w grudniu 2019 roku, nie bardzo chciałem pożyczyć Romanowi, ale ręczył za niego nasz wspólny znajomy z branży budowlanej. Ostatecznie pożyczyłem mu, a on wiedział, kim jestem, że będę się domagał się zwrotu. Potem Roman miesiącami mnie zwodził i oszukiwał, wymyślał niestworzone historie, przekładał terminy spłaty. W końcu postanowiłem odezwać się do jego żony, bo wiedziałem, że się jej strasznie boi. Tak się złożyło, że napisałem do niej chwilę przed jego samobójstwem

– opowiada Bogusław D.

Dodaje, że nie zrezygnuje z pieniędzy, które pożyczył. Tym bardziej, że zmarły Roman P. i jego żona mają majątek.

Czytaj też: "Western", jedna z legend poznańskiego półświatka, uniewinniony ws. przejęcia dyskoteki w Opalenicy

Roman podziękował Filipowi za doprowadzenie go do ostateczności. Potem położył się na torach

Krótko przed samobójstwem Roman wysyłał kolejne, coraz bardziej rozpaczliwe wiadomości do Filipa S. Prosił go o jakąkolwiek spłatę.

Dzień przed samobójstwem, czyli 9 lipca, domagał się od Filipa S. rozmowy, groził też pójściem do prokuratury i dołączeniem się do innych wierzycieli.

- Jak mnie oszukałeś, to napisz szczerze. Żeby mnie uratować, napisz jak z kasą, jutro muszę mieć co najmniej 70 tysięcy – pisał Roman.

Czytaj też: Wybuch gazu na poznańskim Sołaczu był poprzedzony próbą samobójczą. Powodem zawód miłosny mężczyzny, który odkręcił gaz

Filip S. prosił, by go nie oceniać zbyt szybko. Tłumaczył też wspomnianą fakturę od Mirka: „chciałem zostawić coś dla siebie. Chytrość”.

Ich korespondencja miała ciąg dalszy.

W dniu samobójstwa, czyli 10 lipca, po złożeniu zawiadomienia w prokuraturze, Roman pisał do Filipa S., że nie liczy już na przelew z Sudanu, ale domaga się rozliczenia z jego rodziną. Wyrzucał Filipowi S., że ten żyje w wirtualnym świecie i zabrnął za daleko w oszustwach. O godzinie 15.09, krótko przed skokiem pod pociąg, napisał po raz ostatni do Filipa S.: „dzięki, że doprowadziłeś mnie do ostateczności”.

Za Filipem S. stoją służby specjalne? Tak sugeruje znajomy tragicznie zmarłego Romana

Dlaczego Roman P. popełnił samobójstwo? Dlaczego tuż przed śmiercią domagał się od Filipa S. ratunku i choćby 70 tys. zł? I w końcu, co stało się przyczyną tragedii? Z tymi pytaniami poszliśmy do dobrego znajomego Romana P., który od miesięcy był wtajemniczony w jego interesy.

- Szkoda Romana, to był fajny, oczytany człowiek, z którym można było ciekawie porozmawiać. Jego śmierć miała kilka przyczyn. Oceniam, że zachowanie Filipa S. złożyło się na to w jakichś 80 procentach. Roman oparł na nim wszystkie swoje nadzieje. A jeśli komuś wierzysz niemalże bezgranicznie, swoje życie zawodowe opierasz na nim i jakimś zdarzeniu, a ta druga strona cię oszukuje i pokazuje jakieś sfałszowane dokumenty, w pewnym momencie możesz mieć czarne myśli. Roman pożyczył pieniądze nawet od „Dreksa” i dał je od razu Filipowi S., bo tak ślepo wierzył w jego opowieści. Gdy potem zrozumiał, jak bardzo był naiwny, wszedł w tunel, nie widział już wyjścia. Oczywiście miał dług u „Dreksa”, przed śmiercią szukał jakichkolwiek pieniędzy, by cokolwiek mu spłacić, ale ten dług w półświatku był jedynie gwoździem do jego trumny – uważa znajomy Romana.

- Roman dostawał sfałszowane dokumenty? O co chodzi? - dopytuję.

- W lutym tego roku Roman był zupełnie pod kreską, nie miał kasy, wypytywał tego Filipa, co z Afryką. Wtedy, jak mi opowiedział, Filip S. zabrał go na tyły Urzędu Marszałkowskiego w Poznaniu. Na spotkanie z rzekomo emerytowanym pracownikiem służb specjalnych. Nie wiem czy rozmawiali pod chmurką, czy w jakimś budynku. I ten człowiek, w obecności Romana i Filipa S., odpalił na komputerze jakieś konto i pokazał jakiś dokument, że pieniądze z Sudanu przyjdą, że jeszcze tylko chwilę będą zablokowane. Roman był totalnie, absolutnie uspokojony po tym spotkaniu. A moim zdaniem to był teatrzyk, który przed nim odstawiono, by znowu mydlić mu oczy. Ale to nie wszystko. Roman mówił, że ten ich interes z meblami polega na tym, że fikcyjnie ściągną je z Sudanu do Polski, fikcyjną fakturę opłaci jakaś agenda ONZ w imię pomocy biednemu państwu z Afryki. Potem meble rzeczywiście zostaną wyprodukowane w Polsce, w Swarzędzu i po raz drugi sprzedane, i puszczone w świat

– mówi dobry znajomy Romana.

Kolega Romana porusza jeszcze jeden, sensacyjnie brzmiący wątek.

- Z wiarygodnego, bo policyjnego źródła, usłyszałem, że Filip S. jest związany z polskimi służbami specjalnymi. Zwerbowały go i podobno sam zajmuje się od jakiegoś czasu werbowaniem do współpracy przedstawicieli afrykańskich państw. Poznaje ich przy okazji różnych targów, wyjazdów zagranicznych. Przypuszczam, że Filip S. korzysta dzięki temu z pewnego parasola polskich służb. Proszę się również zastanowić, gdzie są te wszystkie pieniądze od jego wierzycieli? Jeśli przyjmiemy, że Filip S. pożyczył od ludzi kilka milionów złotych, a tej kasy nie ma, to albo ją stracił, albo się z kimś podzielił, na przykład z ludźmi służb. Stawiam na to drugie rozwiązanie.

Niedoszły ambasador Filip S. o zmarłym Romanie nie chce mówić źle. Ale skoro pytamy, to odpowie. Zarzuca nam „rażący nieprofesjonalizm”

Filip S. od miesięcy zapewnia, że nikogo nie oszukał, że pieniądze utknęły w Sudanie, bo wybuchła tam rewolucja. Chcieliśmy się z nim spotkać, ale po raz kolejny domagał się pytań na piśmie. Po ich poznaniu, w przesłanym mailu, Filip S. zarzucił nam „zachwianie rzetelności”, „rażący nieprofesjonalizm”, ponadstandardowe zaangażowanie w sprawę, wkraczanie w jego życie prywatne, a nawet atakowanie jego wiary.

Stwierdził, że jest postawiony w niezręcznej sytuacji, bo przyjęte jest, żeby o zmarłych mówić dobrze albo wcale. Jednak skoro pytamy, będzie musiał pisać rzeczy nieprzyjemne dla Romana P. Wskazał, że budowlaniec wywiózł go samochodem i groził nożem, wymuszał na nim kwoty, straszył prokuraturą oraz swoimi kontaktami w półświatku. Filip S. twierdził też, że to Roman sam mu zaproponował pożyczkę na 150 tys. zł. Domagał się przy tym lichwiarskich odsetek, a Filip S. się zgodził, bo był w trudnej sytuacji.
Zaznacza, że od małżonków pożyczył łącznie 200 tys. zł, z czego oddał 35 tys. zł. Zapewniał również , że firma z Afryki zapłaciła za farby, ale nie dostała towaru od Romana P. A jeśli chodzi o meble do Afryki to po prostu zbierał oferty, w tym także od Romana P.

Zaprzeczał za to, by z Romanem był kiedykolwiek w poznańskiej kurii, by robił interesy z księżmi, by ktoś z Kościoła pożyczał mu pieniądze. Pytania o to odbiera „jako kolejny atak na jego wiarę”. Zaprzeczał także, by Roman P. płacił mu za doradztwo, choć czasami „zakompleksiony Roman” pytał - tak twierdzi Filip S. - jak się zachować, co mówić.

O co chodziło z dokumentami w sprawie PZL Świdnik i umową na doradztwo?

- „Nigdy nie robiłem żadnych interesów z PZL Świdnik, które zakończyłyby się wspólnym przedsięwzięciem. Ponadto pytanie to znów wkracza w tajemnicę handlową” – tak odpowiedział nam w mailu Filip S.

Zapytaliśmy go także czy prawdą jest, że współpracuje ze służbami specjalnymi i korzysta z ich ochrony? Stwierdził, że na tak postawione pytanie odpowie tylko upoważnionym organom. Zaprzeczał jednak, by umawiał Romana P. lub innego wierzyciela na jakiekolwiek spotkanie z ludźmi służb.

Czytaj też: Służby specjalne szkoliły przed laty pracowników poznańskiego Elektromisu? Tak miał powiedzieć gangster "Baryła" związany z Elektromisem

Jak odnosi się do słów wdowy po Romanie, która obwinia go o wydatne przyczynienie się do śmierci jej męża? Filip S. poprosił o zwolnienie go z oceny przeżywania żałoby przez wdowę. Wyraził też oburzenie naszymi pytaniami o te kwestie. Jednocześnie w mailu zaczął namawiać nas do zbadania różnych wątków: czy Roman już kiedyś próbował się zabić, czy po wcześniejszej próbie samobójczej był w szpitalu, czy nadużył kiedyś leków prowadzących do zmian w korze mózgowej, czy miał długi w półświatku, kłopoty ze skarbówką, dlaczego firmę budowlaną zarejestrował na syna, dlaczego w trudnych chwilach nie zwrócił się do bliskich, w tym do byłej żony, tej z pierwszego małżeństwa?

Wdowa jest oburzona zachowaniem Filipa S. Sprawę pożyczek i samobójstwa wciąż wyjaśnia poznańska prokuratura

Stanowisko Filipa S. przedstawiliśmy wdowie po Romanie. Jest oburzona twierdzeniami niedoszłego ambasadora.

- Po śmierci męża szukałam kontaktu z Filipem S. Chciałam spojrzeć mu w oczy. Powiedzieć, jaką krzywdę wyrządził naszej rodzinie, naszemu synowi i dwóm córeczkom. Jego sąsiedzi skierowali mnie do cukierni prowadzonej przez jego rodziców. Tam jego matka wyrzuciła mnie za drzwi. Żadnego zrozumienia. Potem ten człowiek napisał do mnie maila. Że mu przykro z powodu śmierci Romana, ale mąż miał już wcześniej myśli samobójcze. Te jego wszystkie twierdzenia to próba wybielenia siebie. Roman nie miał wcześniej prób samobójczych. Owszem, miał byłą żonę i pierwsze, krótkie, nieudane małżeństwo z nią. Płacił alimenty na syna z tamtego związku. Ale jakie to ma znaczenie w tej sprawie? Filip S. chwyta się każdego wątku, obraża mojego męża, jest człowiekiem zakłamanym, bez serca i empatii. Napisałam mu maila, że wplątał mojego męża w absurdalne interesy, w pożyczki i wydatki, że był głuchy na jego wołania o pomoc, że ma jego krew na rękach. On nie zasługiwał nawet na znajomość z Romanem

– mówi Małgorzata.

Wdowa po Romanie liczy się z tym, że prokuratura nie dopatrzy się bezpośredniego związku między samobójstwem Romana, a zachowaniem Filipa S. Przecież Roman sam poszedł na tory, sam się położył pod pociąg.

- Ale liczę na to, że Filip S. odpowie za perfidne oszustwa i za tragedię naszej rodziny – dodaje wdowa.

Śledztwo w sprawie działalności niedoszłego ambasadora Filipa S. prowadzi poznańska prokuratura. W wątku pożyczek, jak się dowiedzieliśmy, w Poznaniu badany jest obecnie wątek pięciu pokrzywdzonych, może będą kolejni. W osobnym śledztwie wciąż wyjaśniane są okoliczności samobójczej śmierci Romana P.

Sprawdź też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski