Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy socjalni - dla nich przemoc i patologie to codzienność

Maciej Roik
Monika Walichnowska pracuje w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie od siedmiu lat.
Monika Walichnowska pracuje w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie od siedmiu lat. Maciej Roik
- Czasem zdarza się, że lecą obelgi. Jedna pani przychodzi raz w tygodniu i czasem rzuca się na któregoś z naszych pracowników z pięściami. Jest niezrównoważona psychicznie - opowiada Monika Walichnowska, pracowniczka socjalna z filii MOPR na Starym Mieście. Dla osób w jej zawodzie, podobne sytuacje to norma. Świat w którym pracuje to przemoc wobec dzieci, nadużywanie alkoholu i kompletna niezaradność życiowa. Jak pomóc? Na to pytania wciąż musi szukać nowych odpowiedzi.

Spotykamy się około 8 w budynku przy ulicy Ratajczaka. W pokoju obok nas siedzą inni pracownicy. Na rozmowę w dwójkę nie ma miejsca. W sumie w niewielkim pomieszczeniu musi się zmieścić dziewięć kobiet. Przyznają, że jak ktoś przyjdzie z problemem, to sytuacja robi się nie do zniesienia.

Stare wnętrze od dawna nie widziało remontu. Ściany do odmalowania, leciwe biurka i kabel z internetem pociągnięty z sąsiedniego pokoju. Na blatach (i to nie wszystkich) wysłużone komputery.

- Jak pan widzi warunki są nieciekawe, bo nadmiaru pieniędzy u nas nie ma. Za to pracy nie brakuje. To trzeba czuć. Dla zarobków na pewno tu nie jesteśmy - zapewnia Monika Walichnowska, która od półtora roku zajmuje się pomocą osobom bezrobotnym. Działa w programie Pomoc Aktywizacja Wsparcie. Notebook na jej biurku, to wyjątek. Pracowniczka dostała go tylko dlatego, że realizuje unijny program kursów zawodowych. I unia za niego zapłaciła.

Wychodzimy około 10. Jasnofioletowy korytarz, pod ścianą plastikowe krzesła. Kilka pokoi, w których siedzą ściśnięci pracownicy. Na jednej ze ścian zakratowane okienko kasy.

- Raz się zdarzyło, że jeden pan zdenerwował się, że dostał za mało pieniędzy, więc rozbił szybę głową. Od tego czasu jest krata - tłumaczy M. Walichnowska. - Na tym korytarzu zdarza się, że panowie czekający na rozmowę popijaj alkohol. Jak widzimy to staramy się interweniować. Wtedy uciekają - wskazuje.

Najpierw idziemy do pani Ireny. Niedaleko - na róg ulic Ratajczaka i św. Marcin. Wchodzimy do pokoju, gdzie stoją trzy stare kanapy, stół i dwie szafy. Na ścianie wyblakła fototapeta z palmą. Dla postronnego obserwatora, miejsce faktycznie egzotyczne. Nasz główny cel: wręczyć zawiadomienie o rozpoczęciu kursu zawodowego z obsługi kasy fiskalnej.

Poza tym pracowniczka pyta panią Irenę czy zapłaciła ratę za prąd, którego nie ma od dwóch lat. I czy kupiła kołdrę, na którą dostała zapomogę celową.

- Za 100 złotych kołdrę trudno kupić. Pojawiają się czasem w Biedronce, ale ciężko dostać - pokrętnie tłumaczy. A prąd? - Część pieniędzy poszła na leki - deklaruje. Ale obiecuje, że jak tylko dostanie zasiłek okresowy od razu zapłaci.

Nasz ostatni przystanek to centrum szkoleń programu PAW. Bezrobotni uczą się podstaw księgowości. Idzie opornie bo godzin mało - nie ukrywa nauczyciel. Ale ważne że chociaż ktoś przyszedł. Z frekwencją bywa różnie. Wczoraj dwie na pięć osób napisało sobie usprawiedliwienia.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski