Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premier League. Arsenal utrzymuje fotel lidera, przebudzenie Sona, pierwsze zwycięstwo Evertonu

Mateusz Ptaszyński
Mateusz Ptaszyński
VINCENT MIGNOTT
Premier League wróciło po tygodniowej przerwie. Zajrzymy na każdy stadion, ale najpierw podkreślić trzeba, że na każdym spotkaniu został oddany hołd zmarłej Królowej Elżbiecie II. Minutą ciszy pożegnano monarchinię. Mogliśmy na nowo poczuć emocje związane z Ligą Angielską, a w ten weekend ich nie brakowało.

Aston Villa – Southpampton 1:0
Jeden z dwóch meczy otwierających 8 kolejkę Premier League, to spotkanie southampton, które gościło Aston Ville. Niestety w zespole Stevena Gerrarda nie wystąpił Matthew Cash (kontuzja) oraz Jan Bednarek. Pierwsza i jedyna bramka tego spotkania padła w 42 minucie. Na listę strzelców wpisał się Jacob Ramsey, który sprytnie wykorzystał zamieszanie w polu karnym. Dalsza część piłkarskiego spotkania nie była emocjonującym widowiskiem. Oba zespoły miały problem ze sprawnym konstruowaniem akcji. Główne zagrożenie pod bramką rywala, miało miejsce po stałych fragmentach gry. Przebieg meczu najlepiej opisuje skrót pomeczowy, którego długość wynosi zaledwie minutę trzydzieści sekund. Oba zespoły, po tej kolejce, mają 7 punktów w tabeli.

Aston Villa: Martinez, Young, Konsa, Mings, Digne, Ramsey (67. Dendoncker), Kamara (44. Douglas Luiz), McGinn, Bailey (67. Buendia), Couthinho (84. Ings), Wattkins,

Sothampton: Bazunu, Perraud (46. Larios), Salisu, Bella-Kotchap, Walker-Peters, Diallo (46. Aribo), Ward-Prowse, A. Armstrong (71. S. Armstrong), Elyounoussi (79. Edozie), Djenpo, Adams (71. Mara)

Notthingham Forrest – Fulham 2:3
Równocześnie trwał mecz na stadionie beniaminka - Notthingam Forrest stanęli naprzeciw Fulham. Goście z Londynu w swojej drużynie mają zawodnika sezonu Championship Aleksandra Mitrovicia. Serb, w poprzednim sezonie, w 44 meczach strzelił aż 43 gole, co stanowi niesamowity wynik. Swoją jakość udowadniał już w tym sezonie, bowiem na swoim koncie ma 6 bramek, jednak ten mecz zakończył bez trafienia. Worek goli otworzył już w 11 minucie spotkania Taiwo Awoniyi, napastnik gospodarzy. Po rzucie rożnym Ryan Yates przedłużył piłkę na długi słupek i nigeryjski atakujący sfinalizował akcję strzałem głową. Do pierwszej połowy meczu zawodnicy obu drużyn grali bardzo intensywne spotkanie i widać było, że obie ekipy chciały zdobyć upragnione 3 punkty. Takiego samego poziomu gry kibice oczekiwali w drugiej połowie meczu. Ich życzenie zostało spełnione, bowiem po przerwie padły cztery trafienia. Trzy z nich trafiły na konto Fulham. W 54 minucie Willian, były zawodnik Chelsea oraz Arsenalu, celnie dośrodkował na głowę Tosina Adarabioyo. Trzy minuty później, cudownym strzałem w sam górny róg bramki, popisał się Palhinha. Dodać należy, że było to uderzenie bez przyjęcia, z tzw. pierwszej piłki. Chwilę po, na tablicy ukazał się wynik 3:1. Podwyższył go Harrison Reed, który uderzył piłkę wolejem w polu karnym, po dośrodkowaniu Tete’go. Mimo szybkich trzech bramek nie był to koniec scenariusza emocji. W 77 minucie, po złym wybiciu obrońcy drużyny z Londyny, gospodarze tracili już tylko jedną bramkę. Błąd wykorzystał Lewis O’Brien. W rezultacie mecz zakończył się wynikiem 3:2. Kibice Fulham, jak na razie, mogą być zadowoleni z postawy swoich zawodników. Remis z Liverpoolem i dobre spotkania z Tottenhamem i Arsenalem, na pewno cieszą kibiców, którzy wierzą, że ich drużyna tym razem utrzyma się w Premier League. Z taką dyspozycją jest na to ogromna szansa.

Notthingam Forrest: Henderson, Boly (63. Worrall), Cook (63. Lingard), Mckenna, Williams (88. Dennis), Yates, Freuler (70. O’Brien), Lodi, Gibbs-White, Johnson, Awoniyi(70. Surridge)

Fulham: Leno, Ream, Diop, Adarabioyo, Tete, Palhinha, Reed, Reid (90. Kebano), Perreira, Willian(69. James), Mitrović (90. Carlos)

Manchester City – Wolves 3:0
Wolves, przed pierwszym gwizdkiem domowego meczu z Manchesterem City, liczyło na remis. Jednak te marzenia w pierwszej minucie rozwiał Jack Grealish, strzelając bramkę po asyście Kevina De Bruyne. Od tego momentu City kontrolowało grę, zawodnicy z Moulineux Stadium dalej walczyli. Bruno Lage postawił na szybkie kontrataki, wykorzystując przy tym swoich dynamicznych skrzydłowych, co sprawiało problem zawodnikom Obywateli. W 16 minucie goście strzelili gola na 2:0. Egzekutorem tej akcji był nie kto inny, jak Erling Haaland. Norweg notuje fenomenalny start sezonu w 7 meczach, ponieważ trafił do bramki aż 11 razy. Kolejnym ciosem dla Wilków była czerwona kartka Nathan’a Collins’a w 33 minucie. Zawodnik otrzymał ją za atak nogą w brzuch Jack’a Grealish’a. W drugiej połowie spotkania gospodarze ewidentnie odżyli. Można postawić tezę, że przez większą część spotkania, to Manchester City wyglądał tak, jakby grali w dziesięciu. U przegrywających widoczny był brak skuteczności. Mógł ją odmienić nowy nabytek Diego Costa – znany na wyspach z występów w Chelsea. Mimo to, nie zaliczył on debiutu. Goście podwyższyli wynik na 3:0. Kolejną asystę dołożył Kevin De Bruyne, który podał piłkę do Phila Fodena. Belg, mimo dwóch kluczowych podań, nie rozegrał dobrego meczu. Często brakowało mu odpowiedniej siły i precyzji w passach, dlatego zaliczał niepotrzebne straty. Pochwalić należy obronę drużyny Pepa Guardioli, która dość pewnie przerywała akcję skrzydłowych Wolves, którzy starali się odwrócić losy spotkania. Debiut w Premier League zaliczył Szwajcar Manuel Akanji. Wilki muszą, jak najszybciej, wrócić na dobre tory, ponieważ po 7 spotkaniach mają zaledwie 6 punktów.

Man City: Ederson, Cancelo, Akanji, Dias, Stones, Silva (72. Mahrez), Rodri (Gomez) , De Bruyne (72. Gundogan), Grealish (77. Palmer), Haaland, Foden (72. Alvarez)

Wolves: Jose Sa, Jonny, Collins (33. Cz. kartka), Kliman Alt Nouri (81. Semedo), Matheus Nunes, Neves, Moutinho, Neto(86. Campbell), Podence(70. Traore), Guedes (70. Hwang Hee-Chan)

Newcastle Utd – Bournemouth 1:1
Mecz od pierwszej minuty dyktował wysokie tempo. Jedna i druga strona przeprowadzała bardzo dobre akcje, jednak to drużyna gospodarzy była bliżej strzelenia bramki. Fantastyczną okazję na asystę zmarnował Isak. Przedryblował jednego z obrońców Wisienek, ale podanie do kolegi zablokował obrońca. W 26 minucie Kieran Trippier oddał fenomenalny strzał z rzutu wolnego, mimo to piłka trafiła w słupek. W 42 minucie znów zrobiło się gorąco pod bramką gości, gdzie trzema kapitalnymi interwencjami popisał się Neto. Pełna kontrola i dominacja Srok miała miejsce w pierwszej połowie spotkania. Zaraz po wznowieniu meczu Newcastle, po akcji prowadzonej prawym skrzydłem, miało sytuację na gola, jednak piłka po plasowanym strzale Ryana Frasera minęła słupek. W 52 minucie Christie w polu karnym dotknął piłkę ręką. Sędzia Craig Pawson nie przyznał rzutu karnego dla Srok, gdyż VAR uznał, że zagranie piłki było w momencie próby utrzymania równowagi, gdy piłkarz się przewracał. Cała przewaga gospodarzy nie miała znaczenia, bo w 61 minucie to Wisienki objęły prowadzenie po akcji drużynowej. Strzelcem pierwszej bramki w meczu był Philip Billing. W 63 minucie sędzia przyznał rzut karny dla Newcastle United, po zagraniu ręką w polu karnym. Lerma chciał zablokować podanie Trippiera, jednak piłka nieszczęśliwie odbiła się od kolana i dotknęła ręki piłkarza gości. Pewnie rzut karny wykorzystał Alexander Isak, przebudzając trybuny St. James’ Park. Gospodarze wrzucili wyższy bieg i jeszcze bardziej zdominowali spotkanie. Nawet dodatkowe 6 minut nie pozwoliły którejś z drużyn na objęcie prowadzenia. Craig Pawson zakończył mecz przy wyniku 1:1. Na pochwałę zasłużył bramkarz Wisienek Neto, który mimo wpuszczenia bramki, powstrzymał gospodarzy przed zwycięstwem oraz Alexander Isak, który oprócz bramki z rzutu karnego był bardzo aktywny w meczu.

Newcastle Utd: Pope, Trippier, Schär, Burn, Targett, Willock, Guimaraes (72. Longstaff), Joelinton, Almiron(89. Wood), Isak, Fraser (71. Murphy)

Bournemouth: Neto, Zemura, Senesi, Mempham, Smith, Lerma, Cook, Christie (87. Stacey), Billing (90+3. Stephens), Tavernier (80. Anthony), Solanke (90+3. Moore)

Tottenham – Leicester 6:2
Spotkaniem zamykającym sobotnie mecze w Lidze Angielskiej była rywalizacja Tottenham Hotspur Stadium. Londyńczycy, którzy w ostatnim meczu przegrali, tracąc dwie bramki w ostatnich 3 minutach spotkania, zmierzyli się z Leicster City. Lisy mają fatalny początek sezonu, ponieważ zdobyli tylko jeden punkt po 6 meczach. Zdecydowanie nie tego oczekuje się po zawodnikach prowadzonych przez Brendana Rogersa. Wygranie meczu nie ułatwi im defensywny styl gry Antonio Conte, więc od początku mogliśmy się spodziewać interesującego meczu. W 4 minucie po faulu obrońcy Tottenhamu - Davinsona Sáncheza został podyktowany rzut karny. Wykonawcą strzału był Tielemans, jednak uderzenie przewidział Hugo Lloris i sparował piłkę na bok. Niestety Francuz przedwcześnie odbił się z linii bramkowej i Belg miał drugą szansę. Tym razem z odpowiednia siłą i precyzją umieścił piłkę w siatce. Gospodarze nie kazali nam długo czekać i w 8 minucie po wrzutce Kulusevskiego, Harry Kane wyrównał spotkanie. Z przebiegu meczu wynikało, że kwestią czasu jest gol, który wyprowadzi jedną z drużyn na prowadzenie. W 21 minucie po rzucie rożnym Eric Dier popisał się świetnym strzałem głową i umieścił piłkę w bramce, wyprowadzając Londyńczyków na prowadzenie. To był już 7 gol po strzale głową graczy Antonio Conte. Szybkie kontrataki sprawiały Tottenhamowi problemy, szwankowało ustawianie w obronie. Pod koniec pierwszej połowy spotkania fatalna interwencja Sessegnon’a pod własnym polem karnym sprawiła, że Castagne miał możliwość podać piłkę do Maddisona. Anglik uderzył kapitalnym wolejem w przeciwny górny róg bramki. Chwilę później Ward mógł cieszyć się, że piłka po uderzeniu Sáncheza obiła tylko poprzeczkę. Druga połowa meczu dość szybko zweryfikowała Lisy. W 47 minucie gospodarze podeszli do wysokiego pressingu. Kilka metrów od bramki Ndidi stracił piłkę, co wykorzystał Bentancour, który samodzielnie zakończył akcję celnym strzałem. W 59 minucie na boisku zameldował się Son. Najlepszy strzelec ubiegłego sezonu od 8 spotkań nie trafił ani jednej bramki. W 72 minucie gospodarze w okolicach linii środka odebrali piłkę. Podanie trafiło do Sona, który popisał się fenomenalnym trafieniem prawą nogą zza pola karnego, umieszczając piłkę w górnym rogu bramki. W pięknym stylu przełamał swoją niemoc strzelecką. W 82 minucie Son ponownie otrzymał piłkę przed linią pola karnego. Długo się nie zastanawiał i oddał strzał lewą nogą. Po niesamowitej rotacji, piłka trafiła w lewy górny róg bramki. Warto docenić kunszt gracza Tottenhamu, który potrafi oddać podobne uderzenia lewą jak i prawą nogą. Zdecydowanie to piłkarz klasy światowej. Trzy minuty później Koreańczyk skompletował hat tricka, po pięknym kontrataku całego zespołu. Son ewidentnie odmienił losy spotkania i mimo kiepskiego startu sezonu pokazuje, że znów warto na niego stawiać.

Tottenham: Lloris, Sanchez (59. Romero), Dier, Lenglet, Perisic (55. Emerson), Hojberg, Bentancur, Sessegnon, Kulusevski (70. Bissouma), Richarlison (59. Son), Kane

Leicester: Ward, Justin, Faes, Evans, Castagne, Ndidi (85. Soumare), Barnes, Dewsbury-Hall (74. Iheanacho), Tielemans, Maddison, Daka (74. Vardy)

Brentford – Arsenal 0:3
W niedzielę o 13:00 wystartował mecz dwóch londyńskich ekip. Brentford Thomasa Franka gościli na Gtech Community Stadium Arsenal Mikela Artety. Kanonierzy zaliczyli najlepszy start od kilkunastu lat, notując 5 zwycięstw i jedną porażkę. Dzięki temu, przed początkiem kolejki, Armatki uplasowały się na pierwszej pozycji. Arsenal znany jest z mocnych początków spotkań w tym sezonie. Już w pierwszej minucie, po podaniu Xhaki Gabriel Martinelli skiksował w polu karnym gospodarzy. Mecz pokrywał się ze słowami trenera Szerszeni, że jego piłkarzy czeka najcięższa rywalizacja od inauguracji Ligi Angielskiej. W oczy rzucała się dominacja i pełna kontrola spotkania przez podopiecznych Mikela Artety. Wysoki pressing utrudniał gospodarzom rozgrywanie piłki, dlatego często musieli korzystać z długich wybić jednego z obrońców lub bramkarza Davida Rayi. Od 16 minuty kolejną bramką mógł się poszczycić William Saliba. To już drugie trafienie Francuza, który zeszły rok spędził na wypożyczeniu w Olimpique Marsylia. Widać było, że środkowy obrońca nie ma problemów w grze głową, gdyż znajdując się na bliższym słupku skierował piłkę na ten dłuższy. Mecz ten idealnie obrazuje, jak ważne w systemie Mikela Artety jest umiejętność grania piłką przez obrońców. Często w meczu zgrywali piłkę, czy to do Gabriela Martinellego, czy do Bukayo Saki. Podania te mają na celu ominięcie linii pomocy przeciwników, aby skrzydłowi mogli powalczyć w pojedynkach jeden na jeden. W 28 minucie pięknym zagraniem popisał się Granit Xhaka na głowę Gabriela Jesusa. Klasę crossa idealnie zobrazowała celebracja Brazylijczyka, który klęka przed Szwajcarem i „poleruje” mu lewego buta. Należy pochwalić ruch do piłki zawodnika Kanonierów z numerem dziewięć, idealnie rozumiejąc zamiar pomocnika Arsenalu. Ciężko nie być jednostronnym, ale jedynie zagrożenie Szerszeni miało miejsce po dalekich wrzutach z autu w pole karne. Trudno było znaleźć jakiekolwiek argumenty przemawiające za Brentford w pierwszej połowie meczu. Druga część spotkania nadal przebiegała pod dyktando ekipy Mikela Artety. W 48 minucie debiutancką bramkę strzelił Fabio Vieira. Piłka po uderzeniu Portugalczyka znalazła się w lewym dolnym rogu bramki. Zawodnicy Szerszeni mieli kłopoty w wyprowadzeniu piłki. Przez kilka minut byli zamknięci na swojej połowie i każda próba kontrataku była zatrzymywana przez defensorów Armatek. Należy zwrócić uwagę na Toneya. Napastnik Brentfordu wielokrotnie wracał się do obrony oraz pouczał swoich kolegów. Odnotować należy, że w drużynie Arsenalu zadebiutował najmłodszy w historii ligi gracz – piętnastoletni Ethan Nwaneri. Kanonierzy spokojnie doprowadzili zwycięstwo do ostatniego gwizdka.

Arsenal: Ramsdale, Tierney, Gabriel, Saliba, White (86. Tomiyasu), Xhaka, Partey (78. Lokonga), Vieira (90+2. Nwaneri), Martinelli (78. Nketiah), Jesus, Saka (90+2. Marquinhos)

Brentford: Raya, Hickey, Ajer, Mee, Henry, Jansson, Janlet (63. Onyeka), Jensen (69. Baptiste), Mbeumo (76. Wissa), Toney, Dasilva (63. Damsgaard),

Everton – West Ham 1:0Drużyna z Liverpoolu po remisie w Derbach Merseyside upatrywała pierwszego zwycięstwa z zespołem z Londynu. Podopieczni Franka Lamparda zmierzyli się z ekipą pod batutą Davida Moyes’a, która zaliczyła fatalny początek sezonu. Drużyna Młotów zajmuje miejsce w strefie spadkowej, mając 4 punkty i uczestniczy w Europejskich Pucharach. Gwizdek sędziowski zabrzmiał równo o godzinie 15:15. Pierwszy strzał padł w 11 minucie, po rzucie wolnym, a to wiele świadczy o przebiegu tego spotkania. Niestety główne zagrożenia, pod jedną i drugą bramką, miały miejsce po stałych fragmentach gry. Piłkarze zeszli na przerwę w momencie, gdy na tablicy widniał wynik 0:0. Wartym zaznaczenia jest fakt, że o dziwo Everton prowadził grę i to zawodnicy pokazali się z lepszej strony podczas pierwszych czterdziestu pięciu minut, gdzie zazwyczaj ich rywale dominują. W 48 minucie swoją szansę miał Jarrod Bowen, napastnik West Hamu, który uderzył ponad poprzeczką. W 52 minucie po asyście Alexa Iwobiego do bramki trafił Neal Maupay. Francuz przyjął piłkę w otoczeniu dwóch rywali, myląc ich przyjęciem kierunkowym, oddając strzał z półwoleja. Kilkanaście minut później West Ham miał okazję wyrównać stan meczu, jednak piłka nieznacznie minęła słupek. Najbliżej drugiej bramki, w tym meczu, okazał się Benrahma, który kapitalnie uderzył piłkę z dwudziestego metra, trafiając w słupek. Od tego momentu nastała pełna dominacja zespołu z Londynu. Mogli prowadzić w meczu dwiema czy trzema bramkami, lecz wykazali się brakiem skuteczności. Kapitalnie na linii bramki zachowywał się bośniacki bramkarz. Warto pochwalić postawę Iwobiego, który niewątpliwie, od początku sezonu, wyróżnia się w Evertonie. Nigeryjczyk został przesunięty z roli skrzydłowego na pozycję numer 8, gdzie odnalazł się jak ryba w wodzie. Trzeba przyznać Lampardowi, że zmiana pozycji zawodnika była trafnym posunięciem.

Everton: Begović, Patterson, Coady, Tarkowski, Mykolenko, Gueye, Onana, Iwobi, Gray (81. Doucoure), Maupay (89. Rondon), Gordon (75. McNeil)

West Ham: Fabiański, Cresswell(90+3. Emerson), Zouma, Kehrer, Coufal, Rice, Soucek, Fornals (62. Benrahma), Paqueta (62. Cornet), Bowern, Antonio (70. Scamacca)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Premier League. Arsenal utrzymuje fotel lidera, przebudzenie Sona, pierwsze zwycięstwo Evertonu - Sportowy24

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski