Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes Term Maltańskich: Seks gejów w saunach? Większy kłopot jest z parami hetero [ROZMOWA]

Łukasz Cieśla
Jerzy Krężlewski, prezes Term Maltańskich
Jerzy Krężlewski, prezes Term Maltańskich Grzegorz Dembiński
Dlaczego Termy Maltańskie nie organizują konkursów na ważne stanowiska? Dlaczego gabinet sekretarki prezesa jest większy od mieszkania? W jaki sposób władze Term sprawdzały czy klienci uprawiają seks w saunach? Na te oraz inne pytania, w rozmowie z Łukaszem Cieślą, odpowiada Jerzy Krężlewski, prezes Term Maltańskich.

Dlaczego zatrudnił pan w Termach swojego znajomego Krzysztofa Rosika? Najpierw został dyrektorem, a potem wiceprezesem spółki.
Jerzy Krężlewski: Gdy zostałem prezesem Term, zastałem nieciekawą sytuację. Główna księgowa złożyła wypowiedzenie, odeszli wszyscy prawnicy, a dyrektor operacyjny miał wykształcenie technika budowlanego. Zacząłem rozmawiać z różnymi osobami, w tym z Krzysztofem Rosikiem. Zgodził się przyjść, choć nasze zarobki wcale nie są tak wysokie w porównaniu do sektora prywatnego. Znamy się z pracy dla spółki Gaya-Mensana, producenta chipsów jabłkowych. Ja krótko byłem w zarządzie tej firmy, a także w jej radzie nadzorczej. On z kolei był wiceprezesem ds. sprzedaży.

Ile panowie zarabiacie w Termach?
Jerzy Krężlewski: Nie mogę powiedzieć, to tajemnica spółki.

Jesteście spółką miejską. Dlaczego pan Rosik został przyjęty bez konkursu?
Jerzy Krężlewski: Miasto Poznań ma w Termach Maltańskich ponad 99 procent udziałów, a nie 100 proc. Nie jest więc jedynym właścicielem. Pozostałe nabyła prywatna firma projektowa (miasto ma 99,94 proc. udziałów, 0,06 proc. ma obecnie spółka Termy Rzymskie – dop. red.). Nie jesteśmy więc jednostką budżetową, lecz spółką prawa handlowego. Nie musimy organizować konkursów. Przyjąłem Krzysztofa Rosika na stanowisko dyrektora operacyjnego, potem Rada Nadzorcza zatrudniła go na stanowisko wiceprezesa wskutek rekrutacji wewnętrznej. Władze miasta, a konkretnie wiceprezydent Kruszyński, doszedł do wniosku, że zarząd powinien być dwuosobowy. To korzystne choćby w razie choroby któregoś z nas.

Przy zatrudnieniu pana Rosika decydowały kompetencje czy wasza znajomość?
Jerzy Krężlewski: Długo mógłbym mówić o jego zaletach. Pracował przez wiele lat jako dyrektor lub wiceprezes ds. sprzedaży w dużych firmach. Największą jego kompetencją jest to, że po kilku miesiącach pracy, Termy zanotowały 23 proc. przyrost dochodów i frekwencji. Jeszcze nigdy nie miały takich wyników. Wiedziałem, na kogo stawiam.

Zatrudnienie znajomego zwiększyło liczbę etatów w spółce?
Jerzy Krężlewski: Zmniejszyło, bo zmieniliśmy strukturę. Zamiast 4 czy 5 dyrektorów teraz jest jeden wiceprezes. Liczba etatów spadła, z 97 mamy ich obecnie 94.

Wie pan, dlaczego ze stanowiska prezesa Term Maltańskich odeszła pana poprzedniczka?
Jerzy Krężlewski: Nie mam precyzyjnych informacji, dlaczego tak się stało.

Miała różne wpadki, a miało przeważyć zatrudnienie brata na umowę o zastępstwo.
Jerzy Krężlewski: Nie wiem, czy tak było. Ja bym tego nie zrobił. Ale czy gdzieś w prawie jest zakaz, że nie wolno zatrudniać brata? To jest dwuznaczne etycznie, ale nie bezprawne. Mojej poprzedniczce wyciągano różne rzeczy, m.in. że kupiła skodę superb. Ona co prawda niezręcznie to skomentowała, że samochód jest potrzebny do wożenia zakupów, ale przecież kupując go, nie zrobiła nic nagannego.

Pan niedawno też kupił samochód dla Term – volkswagena caddy. Jest niezbędny?
Jerzy Krężlewski: Tak, spółka kupiła używany samochód dostawczy. Jest nam potrzebny, zwłaszcza dla działu technicznego. Zrobiliśmy zapytania ofertowe i wyszło, że ten samochód jest najtańszy i najlepszy, bo produkowany w Poznaniu.

A co ze skodą superb?
Jerzy Krężlewski: Używana jest przez pracowników do celów służbowych. Od kwietnia używam jej na trasie dom-praca, ale płacę firmie za jej użytkowanie.

W lipcu odszedł pan z pracy w Volkswagenie. Firma panu podziękowała?
Jerzy Krężlewski: Mógłbym na to pytanie nie odpowiadać, bo nie jestem osobą publiczną. Ale powiem. Nowy właściciel koncernu stwierdził, że zgodnie z ich zasadami, na stanowisku kierowniczym można być maksymalnie 7 lat. A ja byłem 21 lat. Uzgodniliśmy bardzo dobre warunki mojego odejścia. Przykro było odejść z firmy, ale trudno, takie ustalono procedury.

Media pisały o panu jako „człowieku Kulczyka”. Jak pan się z tym czuje?
Jerzy Krężlewski: W jakimś sensie to mnie nobilituje, bo cenię Jana Kulczyka. Ale irytuje jako dużego chłopca. Jestem dzieckiem moich nieżyjących już rodziców. Nie podoba mi się wkładanie mnie w buciki czyjegoś człowieka. Mam ponad 50 lat i duże doświadczenie zawodowe. Najbardziej mnie rozbawiło twierdzenie, że Jachu [Kulczyk] z Rychem [Grobelnym] się zgadali i załatwili mi pracę. Jan Kulczyk nawet nie wiedział, że straciłem pracę w VW.

Odszedł pan z VW i nagle z propozycją pracy zadzwonił kolejny pana znajomy – prezydent Ryszard Grobelny. Przypadek?
Jerzy Krężlewski: Prezydent odezwał się nagle. Powiedział, że sytuacja w Termach jest awaryjna bo odeszła pani prezes. Spotkaliśmy się, przyjąłem ofertę pracy.

Z prezydentem Grobelnym, z tego co wiem, znacie się od lat 90.
Jerzy Krężlewski: Poznał nas ze sobą nieżyjący były prezydent Wojciech Szczęsny Kaczmarek. Działałem wtedy aktywnie w polityce. Dostałem nawet propozycję zostania rzecznikiem rządu Hanny Suchockiej. Byłem gotowy ją przyjąć. Ale to były czasy, gdy każdy minister był z innego rozdania i każdy miał swojego rzecznika prasowego. Postawiłem warunek, że polityka informacyjna ma być jednolita. Ale wówczas to było niemożliwe i zrezygnowałem. Choć potem krótko jeszcze udzielałem się w polityce, to z prezydentem Grobelnym mieliśmy rzadki kontakt. Oczywiście jesteśmy po imieniu, ale widywaliśmy się „raz na ruski rok” w sytuacjach oficjalnych.

Przed przyjściem do pańskiego gabinetu słyszałem, że jest tak duży, że można grać tu w golfa.
Jerzy Krężlewski: Jesteśmy właśnie w gabinecie prezesa. Każdy rozsądny człowiek, który tu przyjdzie, zapyta, po co prezesowi takie przestrzenie (prezes po chwili wstaje i stopami odmierza powierzchnię swojego gabinetu – dop. red.)? Mój ma chyba około 50 m. kw. Gabinet sekretarki jest jeszcze większy, ma około 70 m.kw. Mój syn, jak odwiedził mnie w gabinecie, powiedział: tata, ja chciałbym mieć taką chatę.

I do tego ma pan wielki taras.
Jerzy Krężlewski: Taras to już w ogóle kuriozalna sprawa. A widział pan te korytarze?

Przypominają halę odlotów.
Jerzy Krężlewski: No właśnie. Ale po pierwsze, to nie ja projektowałem Termy. Po drugie, obiekt jest zgodny z wymogami międzynarodowej federacji pływackiej. One wydają się absurdalne, ale takie właśnie są. Tak naprawdę mój gabinet, sekretariat oraz pomieszczenia marketingu, to część sportowo-zawodnicza. Na potrzeby sędziów, działaczy federacji i tym podobnych, w przypadku gdybyśmy organizowali jakąś europejską czy światową imprezę sportową. Wtedy będziemy musieli opuścić te pomieszczenia na rzecz wspomnianych osób.

„Grozi” nam w ogóle jakaś duża impreza?
Jerzy Krężlewski: Za rok to może nie, ale w ciągu dwóch lat chcielibyśmy zorganizować tutaj mistrzostwa Europy seniorów w pływaniu. Jeżeli mamy aspiracje, żeby robić duże imprezy, tutaj mamy obiekt spełniający wszelkie kryteria.

Na co dzień jednak trzeba to utrzymać. Nie razi pana, że pańska sekretarka i pan macie większe gabinety niż mieszkania niejednej poznańskiej rodziny?
Jerzy Krężlewski: Raziłoby, gdyby takich obiektów, jak Termy, było kilka w Polsce. Ale tylko u nas są spełnione rozmaite kryteria potrzebne do organizacji największych imprez.

W Termach sporo pomieszczeń wciąż jest jednak pustych. Dlaczego nie powstał zapowiadany fitness?
Jerzy Krężlewski: Umowa już jest podpisana. Klub musi ruszyć do końca czerwca. To będzie największy fitness w Poznaniu i istotny zastrzyk dla Term. Pozostałe powierzchnie, tj. 359 metrów także niebawem zostaną wynajęte. To ważne, by Termy na siebie zarabiały. Podkreślam, że na ich budowę zaciągnięto olbrzymi kredyt, który trzeba spłacać. Na Termy, na szczęście, przychodzi coraz więcej osób. Szkoda jedynie, że czasami obiekt jest niesłusznie krytykowany. Mam wrażenie, że niektórzy radni uważają, że im gorzej będą mówić o swoim mieście, tym lepiej dla nich.

O Termach rzeczywiście sporo mówiono. Kontrowersje wywołał np. temat gejów, którzy mieli umawiać się na seks w saunach.
Jerzy Krężlewski: Z gejami to jest ciekawa sprawa. Pytałem pracowników, czy ktoś coś widział. I okazało się, że niby ktoś coś widział, słyszał, ale nie wiadomo kto i kiedy. Więc przez kilka poniedziałków z rzędu, bo w te dni rzekomo odbywały się seksualne spotkania gejów, byłem w saunach jako klient. I niczego niepokojącego nie zauważyłem.

W Internecie można znaleźć wpisy na forach, gdzie niektórzy chwalą się, że w strefie saun uprawiali seks, np. w jacuzzi. Bez względu czy chodzi o parę homo czy hetero, przyzna pan, że chyba żaden klient nie chciałby potem korzystać z takiego jacuzzi.
Jerzy Krężlewski: Anonimowość wpisów powoduje, że w Internecie można znaleźć wszystko. Czasami jednak w saunach, tak jak w dyskotekach czy nocnych klubach, dochodzi do nieprzyzwoitych zachowań. Wcale nie mam na myśli homoseksualistów. Większy kłopot jest z parami hetero. Ostatnio obsługa wyprosiła kobietę i mężczyznę, bo na najwyższej półce w saunie suchej, w temperaturze ponad 90 stopni, uprawiali seks. Więc to nie jest tak, że my nie reagujemy. Jeśli ktoś łamie regulamin, nasi pracownicy reagują i orientacja seksualna nie ma tu nic do rzeczy. Odwiedza nas niemal 900 tysięcy osób rocznie. Takie incydenty można policzyć na palcach jednej ręki. Mieliśmy też mały kłopot z Romami, ale i to udało się rozwiązać.

Były skargi, że są zbyt hałaśliwi?
Jerzy Krężlewski: Właśnie. Ale widzi pan, z Romami jest jak z Włochami. Są żywiołowi, lubią gestykulować, głośno mówić. Na marginesie powiem, że mają bardzo wysoką kulturę sanowania. Zawsze się dokładnie myją przed wejściem do sauny, zabierają po kilka ręczników. Kiedyś zaprosiłem grupę Romów do sauny VIP. Był też ich nieformalny przywódca. Powiedziałem jasno: panowie, dla mnie nie jesteśmy Romami. Dla mnie jesteśmy klientami, jak każdy inny. Macie przestrzegać regulaminu, czyli zachowywać ciszę, by każdy mógł odpocząć. Oni to przyjęli, doszliśmy do porozumienia. Niedługo wywiesimy także w saunach tabliczki z informacjami w dwóch językach romskich oraz innych językach, aby każdy zrozumiał, jakie u nas panują zasady.

Rozmawiał Łukasz Cieśla

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski