Prezydent Macron znalazł premiera na prawicy

Nazwisko szefa rządu, który będzie teraz ściśle współpracował z prezydentem Emmanuelem Macronem, było utrzymywane do końca w głębokiej tajemnicy, choć na giełdzie potencjalnych kandydatów Philippe był regularnie wymieniany od kilku dni.

Jego nominacja nie jest więc aż tak wielkim zaskoczeniem. Ważne jest coś innego. Przekonanie republikańskiego mera Hawru do współpracy na miesiąc przed kluczowymi wyborami parlamentarnymi wpisuje się w strategię nowego prezydenta i jego partii Republique en Marche. Pokazuje bowiem, że tradycyjny podział na prawą i lewą stronę sceny politycznej - oraz walczące w ten sposób dwie wielkie partie - definitywnie się kończy. Ujawnia także, mówiąc wprost, chęć rozbicia przez Macrona jedności wśród Republikanów, którzy i tak wychodzą po ostatnich wyborach mocno poturbowani. A stawka jest wysoka. Jeśli nowy szef Pałacu Elizejskiego chce skutecznie rządzić, musi mieć stojącą za nim większość w Zgromadzeniu Narodowym.

Dlatego wiele dzisiaj wskazuje, że właśnie na tym polu rozegra się decydująca bitwa w czasie czerwcowego głosowania, nazywanego powszechnie trzecią turą prezydencką. Republikanie liczą na rewanż po klęsce z Francoisem Fillonem, aby - mając większość - postawić prezydenta przez koniecznością tzw. kohabitacji; Macron i jego ekipa chcą utworzyć maksymalnie szeroki front od prawa do lewa, aby przeorać na wskroś scenę polityczną. Tym bardziej, że premier Philippe to bliski współpracownik Alaina Juppe - mera Bordeaux i byłego szefa rządu - który mimo porażki w prawyborach wciąż ma na prawicy ogromne wpływy.

Tuż po ogłoszeniu nominacji prezydent Macron poleciał do Berlina na pierwsze spotkanie z kanclerz Angelą Merkel.

WIDEO: Duda rozmawiał z Macronem. "Liczę na reset w stosunkach polsko-francuskich"