Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces w sprawie śmierci strażaka na Franowie. Strażacy mówią dziś o błędach

TR
Do porażenia doszło w rejonie wyburzanego o paru dni wiaduktu Chartowo
Do porażenia doszło w rejonie wyburzanego o paru dni wiaduktu Chartowo Fot. Paweł Miecznik
- To, że Michał wyszedł do tej bramy, to był przypadek. To mogłem być ja - zeznał we wtorek w sądzie 29-letni strażak, który rok temu uczestniczył w tragicznej akcji na budowie trasy tramwajowej na Franowo. Tragicznej, gdyż zakończonej śmiercią 22-letniego strażaka Michała Tomiaka, o której nieumyślne spowodowanie prokuratura oskarża kierownika budowy. - Wszyscy mogliśmy podjąć wtedy inne decyzje. Przechodzień, dziennikarz, dyspozytor numeru 112 i ja - to już zeznania dyżurnego operacyjnego miasta, który wysłał na skrzyżowanie Chartowa z Piaśnicką strażaków, a nie pogotowie energetyczne.

Cały dzień w Sądzie Rejonowym Poznań Stare Miasto trwały przesłuchania w sprawie śmierci 22-letniego strażaka, do której doszło w czerwcu ubiegłego roku. Michał został porażony prądem, kiedy akcja została już zakończona i dowódca zgłosił powrót do bazy. Do otwarcia została tylko brama...

Według prokuratury, odpowiedzialność za jego śmierć ponosi kierownik budowy, który nie dopilnował, by ogrodzenie nikogo nie zabiło. Według samego oskarżonego, który nie przyznaje się do winy, był to niezależny od niego tragiczny zbieg okoliczności - efekt domina, w którym jedna błędna decyzja pociągnęła drugą.

We wtorek sąd próbował odtworzyć chronologię tamtych tragicznych przypadków. Zaczął od przechodnia, który na wieczornym spacerze z psem zobaczył iskrzący się płot. Jego podejrzenie, że pręt użyty do zamocowania ogrodzenia przebił kabel oświetlenia ulicznego, okazało się prawdziwe. Tyle, że nie podzielił się z nim ani ze strażą, ani z pogotowiem energetycznym. Zamiast wybrać któryś z numerów alarmowych, wybrał alarmowy e-mail poznańskiej telewizji WTK, na który wysłał też zdjęcia i filmik.

Dziennikarz, który go odebrał, nie pamięta, czy próbował powiadomić pogotowie energetyczne. Na pewno wykręcił numer 112 prosząc o interwencję. Przekazał też treść e-maila, z której wynikało, że prawdopodobnie doszło do przebicia prądu. Tyle, że zraził do siebie strażaka rzekomo apodyktycznym tonem i niezdrowym podnieceniem, a na to nałożyło się coś jeszcze.

- Pracujemy w systemie wykańczającym psychicznie i fizycznie - zeznawał dyspozytor. - Według standardów unijnych na milion mieszkańców powinno być szesnastu dyspozytorów, a nas jest tylko dwóch. W ciągu dwunastu godzin odbieramy kilkaset zgłoszeń, z czego większość jest w dodatku fałszywa. Myślałem, że ten dziennikarz pomylił numer, że chciał wezwać energetykę, ale on się uparł przy interwencji straży, więc przełączyłem go do dyżurnego operacyjnego miasta. Teraz mam moralne poczucie winy, że sam nie przełączyłem go do pogotowia energetycznego.

Dyżurny operacyjny miasta uznał z kolei zgłoszenie o iskrzącym się płocie za zbyt mało wiarygodne, by powiadomić o nim pogotowie energetyczne. Przynajmniej do czasu, kiedy strażacy nie zobaczą tego płotu na własne oczy. Dlatego wysłał najpierw na miejsce wóz z JRG nr 7. Nie była to jednostka, która miała na wyposażeniu sprzęt, który by pozwolił wykryć prąd, a takim dysponowały wtedy tylko dwie jednostki w Poznaniu - jedna na Krzesinach, druga w Cegielskim. Była to za najbliżej i najkrótszym czasie mogła dojechać na budowę.

- Decyzję o wysłaniu najbliższej jednostki podjąłem ze względu na dziwny charakter zgłoszenia - zeznawał dyżurny operacyjny. - Dziwny, gdyż nie było to zgłoszenie od naocznego świadka, tylko z trzeciej ręki, a w e-mailu można było napisać wszystko. Zadysponowałem zastęp, żeby sprawdził, czy takie zjawisko jak iskrzący się płot w ogóle ma miejsce. Przekazałem im, że może to mieć związek z prądem. Nie mówiłem im w jaki sposób mają sprawdzić płot. To już należy do dowódcy. Wysyłając tam najbliższą jednostkę uważałem, że podjąłem właściwą decyzję. Dziś uważam, że była zła.

Strażacy dojeżdżając do skrzyżowania nie widzieli z samochodu nic podejrzanego. Dlatego weszli na teren budowy. 29-letni strażak, który otwierał bramę od Chartowa, kopnął ją najpierw gumowym butem, by sprawdzić, czy nie jest pod prądem. Potem w rękawicy dotknął jej zewnętrzną stroną dłoni - tak uczy "stara szkoła". Brama była "czysta".

Tuż za nią rozdzielili się na dwie grupy i obeszli teren całej budowy. Nigdzie nie było śladu iskrzenia. Nie pomógł im także stróż. On też nie widział niczego, co przypominałoby iskrzenie. Jeszcze przed wejściem na teren budowy dowódca spojrzał na latarnie. Nie migotały, świeciły normalnie.

- Nie kazałem nikomu dotykać płotu ręką - tłumaczył w sądzie dowódca. - Sam to zrobiłem, gdy wychodziliśmy. Było to głupie, ale chciałem się upewnić, że nie ma zagrożenia. Nic nie wyczułem. Gdybym poczuł, albo zobaczył iskrzenie, to od razu wezwałbym pogotowie energetyczne. I gdybym to ja był tym przechodniem, który widział to naocznie, to tak bym właśnie zrobił, a nie wysyłał e-maila do telewizji. To miejsce, w którym iskrzyło, zobaczyłem dopiero w internecie. Jak my byliśmy, nie było widoczne.

Wracając do samochodu przeszli przez bramę od ulicy Piaśnickiej. Zmieścili się przez jedno jej przęsło, które otworzył dowódca, a zamknął za nim 29-letni strażak. Mieli wyjechać tą od Chartowa, ale kierowca nie miał gdzie zawrócić. To dlatego Michał poszedł otworzyć bramę od Piaśnickiej.

- Na początku myślałem, że się wygłupia i przykucnął jakby chciał podnieść bramę, a przecież była lekka - zeznawał dowódca. - Dopiero po chwili zorientowałem się co naprawdę się stało.

Czy Michał miał założone rękawice? Tego już nikt nie pamięta. Zbyt zajęci byli ratowaniem mu życia. Obrażenia okazały się jednak zbyt poważne. Zmarł po dziesięciu dniach w szpitalu.

Po śmierci strażaka wszystkie poznańskie jednostki zostały wyposażone w sprzęt, który pozwala wykryć obecność prądu. Dyspozytorzy mają z kolei obowiązek w przypadku każdego zgłoszenia, które może mieć związek z prądem, powiadomić pogotowie energetyczne.

- To było pierwsze takie zdarzenie - wyjaśniał dyżurny operacyjny. - Teraz każdy podjąłby inną decyzję.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski