Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Program 500 plus. Demografowie: Na jego efekty trzeba będzie czekać kilka lat

Łukasz Kłos
W piątek kończy się okres przejściowy w programie 500 plus
W piątek kończy się okres przejściowy w programie 500 plus Grzegorz Olkowski
Rekordowe wypłaty dla pojedynczych rodzin zanotowano w gminie Główczyce pod Lęborkiem. Dwie z tutejszych rodzin otrzymują po 4,5 tys. zł miesięcznie z programu „Rodzina 500 +” na wychowanie dziewięciorga dzieci w każdej. Urząd Wojewódzki wylicza, że podobnie wysokie wypłaty przysługiwały rodzinom w 10 innych miejscowościach. W ramach rządowego programu przekazano do minionego piątku ponad 328 mln zł pomorskim gminom, a te na konta rodziców przelały już 190 mln zł.


Kaszubski fenomen

1 lipca skończył się trzymiesięczny okres przejściowy, jaki parlament dał samorządom na uporanie się z pierwszą falą wniosków. Dotąd na cztery złożone na Pomorzu trzy zostały już załatwione pozytywnie. Około 40 tys. rodzin czeka jeszcze na decyzje swoich ośrodków pomocy społecznej. Z rozstrzygnięciem wniosków najszybciej poradziły sobie niewielkie gminy wiejskie oraz miejsko-wiejskie. W Tuchomiu, Studzienicach, Czarnej Wodzie czy Nowym Stawie urzędnicy już w połowie czerwca wyszli na prostą i zaczęli rozpatrywać sprawy na bieżąco. Okresowe sprawozdanie Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego pokazuje jednak coś znacznie więcej niż statystyki okraszone ciekawostkami.

Coraz więcej donosów na osoby pobierające 500 plus

Oto w wiejskich Sierakowicach (18,5 tys. mieszkańców w całej gminie) wypłacono rodzinom więcej pieniędzy niż w powiatowym, niemałym zresztą Tczewie (60,5 tys. mieszkańców). Większy też strumień „500+” popłynął do Kartuz niż do trzy razy większego Słupska. Na kartuskie rodziny przeznaczono niemal 1,5 mln zł więcej niż na te z o połowę większego Starogardu Gdańskiego. Dane te co prawda nie uwzględniają liczby nierozpatrzonych wniosków, ale różnic nie sposób uzasadnić wyłącznie tempem pracy urzędników. Kto zna demografię Pomorza, ten bez problemu odnajdzie przyczynę. Serce Kaszub to ewenement w skali całej Polski. Od Wejherowa do Kościerzyny nie ma drugiego regionu, w którym tak duży byłby odsetek dzieci i młodzieży. W niektórych gminach - jak Sierakowice czy Stężyca - co czwarty mieszkaniec ma mniej niż 18 lat.

- To świat zwariował! My jesteśmy całkiem normalni - półżartem odpowiada Łukasz Grzędzicki, prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, zapytany o fenomen demografii Kaszub. - Dziś rodzina 2+3 uchodzi za wielodzietną. Dla znacznej części naszych rodzin to ledwie „plan podstawowy”.

Co takiego gra w kaszubskim duchu, co skłania ten lud do zakładania dużych rodzin?

- Jednym z najistotniejszych czynników jest niewątpliwie większa trwałość więzi rodzinnych - tłumaczy antropolog prof. Cezary Obracht-Prondzyński, choć przestrzega przed postrzeganiem Kaszub jako jednorodnej grupy społecznej. - Wielopokoleniowe rodziny kaszubskie nie tyle mieszkają razem, to już zdarza się nie tak często, co blisko siebie. To umożliwia wsparcie ze strony innych krewnych. Do tego ostatnie 25 lat przyniosło kolosalną zmianę w miejscowej infrastrukturze opiekuńczo-edukacyjnej. Pojawiły się nowe żłobki, przybyło przedszkoli, znacząco poprawiła się jakość szkół.

A jednocześnie profesor zwraca uwagę na rewolucyjną zmianę pozycji kobiety na Kaszubach, do jakiej doszło po II wojnie światowej. Jak tłumaczy, ta zmiana nastąpiła zarówno w wymiarze edukacyjnym, jak też zawodowym. Kaszubki usamodzielniły się finansowo, co znajduje swoje odzwierciedlenie w statystykach Wojewódzkiego Urzędu Pracy - w powiatach kartuskim czy kościerskim notowane jest jedno z najniższych poziomów bezrobocia na Pomorzu (lepiej jest tylko w Trójmieście).

- Jednocześnie nie tak istotny zdaje się tu być czynnik ekonomiczny, skoro wysoki przyrost naturalny notujemy zarówno w gminach uboższych, jak i tych, które są znacząco bogatsze, jak chociażby osławione, zamożne przecież Sierakowice - dodaje prof. Obracht-Prondzyński.

Nasza mała stabilizacja

Kaszubski model z obojgiem rodziców aktywnych zawodowo, żyjących w bliskiej sieci powiązań rodzinnych, nie jest jednak jedynym „skutecznym” rozwiązaniem. Eksperci przestrzegają przed powszechnymi stereotypami opisującymi polskie rodzicielstwo. Twarde dane niejednokrotnie przeczą bowiem obiegowym opiniom, a fałszywe opowieści rodzą złe wnioski i nieskuteczne rozwiązania.

W czerwcu Biuro Analiz Sejmowych zorganizowało otwartą konferencję demograficzną. W trakcie spotkania jeden z posłów z Kukiz’15 stwierdził, że wzorem tureckich kobiet, Polki powinny zrewidować swoje zamiary i zamiast koncentrować się na pracy, wziąć się „za rodzenie dzieci”. Badania naukowe dowodzą jednak, że ci, którzy przeciwstawiają pracę i rodzinę, przeoczyli gigantyczną zmianę społeczną, jaka nastąpiła w ostatnich latach.

- Pytanie „rodzina czy zatrudnienie?” jest spóźnione o kilka dekad. To nie kariera, ale niedostatek stabilnego zatrudnienia, efektywnych instytucji i wsparcia ze strony otoczenia są głównymi przyczynami niskiej dzietności we współczesnej Polsce - podkreśla Anna Gromada z Polskiej Akademii Nauk i Fundacji Kaleckiego. - Obserwatorzy tej historycznej zmiany podkreślają, że kraje, gdzie panuje presja perfekcyjnego macierzyństwa, ale brakuje sieci wsparcia, same pchają rodziców do posiadania jednego dziecka, i to wychowanego w „modelu inwestycyjnym”, dopieszczonego do poziomu spełniającego lokalne standardy dobrego startu edukacyjnego i matczynego poświęcenia.

To, że zależność między rodzicielstwem a aktywnością zawodową jest wprost odwrotna, niż głosi obiegowa opinia, pokazują dobitnie statystyki GUS dotyczące urodzeń. Wśród kobiet, które zostały matkami w 2013 roku, aż trzy na cztery pracowały zawodowo! Statystyczna matka Polka nie tylko pracuje zarobkowo, ale coraz częściej jest dobrze wykształcona. W dwóch grupach wiekowych, w których Polki najczęściej zostają matkami, tj. 25-29 lat oraz 30-34 lata, proporcja kobiet z wykształceniem wyższym wyniosła odpowiednio 45 proc. i 39 proc. Takie dane już pięć lat temu przyniósł Narodowy Spis Powszechny. Te dane potwierdzają kolejne badania, prowadzone m.in. przez naukowców ze Szkoły Głównej Handlowej.

- Niejednokrotnie fakt posiadania pracy był stawiany przez kobiety jako kluczowy dla decyzji prokreacyjnych - mówi dr Monika Mynarska, demograf z SGH. - Dla planów poszerzenia rodziny nawet bardziej znaczące było to, że oboje z partnerów mieli zatrudnienie, niż to, jak duży dochód z niej osiągali.

Wspólny wniosek, jaki płynie z przeprowadzanych badań, jest taki, że dla Polaków kluczową kwestią przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu dzieci jest stabilność. I to zarówno stabilność materialna - jak stała praca i dach nad głową, najlepiej własny, nie wynajmowany (przy decyzjach o pierwszym dziecku) - jak też stabilność samego związku (w przypadku kolejnych dzieci). Przy czym ważniejsze są odczucia przyszłych rodziców, ich subiektywne postrzeganie warunków, niż życiowe realia.

Demograficzna przepaść

Na Kaszubach działa coś jeszcze - powszechność wielodzietnego modelu rodziny. Grzędzicki ze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego tłumaczy, że posiadanie kilkorga dzieci jest tu traktowane w kategorii normy, a nie wyzwań. Nie rozprawia się o tym, „czy mieć dzieci”, jak już, to zastanawia się, „kiedy?”, a pojawienie się potomstwa traktowane jest jak naturalna konsekwencja pożycia, a nie jak życiowa komplikacja, względnie dopust boży. - Nawet najpiękniejsza droga po remoncie nie cieszy tak jak widok czeredy dzieciaków biegających po szkolnym boisku czy szalejących wspólnie na placu zabaw. Dzięki nim obraz naszych Kaszub jest radośniejszy.

Obraz to może idylliczny, ale z roku na rok rozdźwięk między społecznościami lokalnymi Polski będzie narastał.

- Inną wartość 500 złotych ma na mazurskiej wsi, a inną w Warszawie. I to właśnie w tych wiejskich, „zapomnianych przez Boga” regionach, położonych w pasie od Mazur, przez Podlasie, aż po Lubelszczyznę i Podkarpacie, program 500 plus będzie najsilniej oddziaływał - twierdzi dr hab. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego. - Tam z jednej strony zakodowany jest wzorzec wielodzietności, z drugiej czynnik materialny, w postaci ubóstwa wielu rodzin, blokował decyzje prokreacyjne. Dlatego też te pięć stów na dziecko stanowić może istotny impuls dla niezamożnych.

Na razie Pomorze i Podlasie dzieli demograficzna przepaść. Podczas gdy we wspomnianej Stężycy co czwarty obywatel jest niepełnoletni, to w podlaskich Kleszczelach aż 40 proc. mieszkańców ukończyło 60. rok życia! Dr hab. Andrzej Gałązka, ekonomista z SGH, zniwelowanie tych różnic wymienia jako najpoważniejsze wyzwanie rozwojowe Polski najbliższych lat. I to zadanie wykraczające poza kwestie ściśle demograficzne.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Program 500 plus. Demografowie: Na jego efekty trzeba będzie czekać kilka lat - Dziennik Bałtycki

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski