Pokrzywdzona od początku twierdziła, że były chłopak - ojciec jej dziecka, zrzucił ją z mostku. Bartosz K. mówił natomiast, że był to nieszczęśliwy wypadek. Dziewczyna poślizgnęła się - na remontowanej wtedy i pozbawionej poręczy - kładce. Kiedy spadła, niespełna osiemnastoletni chłopak w stanie szoku nie wezwał pomocy, zwyczajnie uciekł i wrócił do domu. Nastolatka, która upadła z przeszło 6 metrów, była jeszcze w stanie zadzwonić do kolegi. Ten zaalarmował pogotowie i policję. Jeszcze tego samego dnia urodziła zdrowe dziecko dzięki operacji cesarskiego cięcia.
Sprawa latami toczyła się przed sądem rejonowym, który miał orzec, czy Bartosz K. jest winny nie udzielenia pomocy pokrzywdzonej. Taki zarzut postawiła prokuratura, gdyż biegli nie mogli wykluczyć wersji nieszczęśliwego wypadku ani celowego zepchnięcia na tory. Tak to trwało, dopóki sąd rejonowy nie uznał, że ewentualność popełnienia zbrodni powinna być rozpoznana przez Sąd Okręgowy.
Dziś oboje mają już po 24 lata. Bartosz K., który nie chciał uznać dziecka za swoje, po wyniku badań DNA płaci alimenty. Tydzień temu sąd uprzedził strony o możliwości zmiany prawnej czynu oskarżonego na usiłowanie zabójstwa; przymusowej aborcji dziecka, które w ostatnim miesiącu ciąży było zdolne przeżyć poza organizmem matki oraz spowodowania ciężkich obrażeń ciała. Dziś sąd oddał głos prokuratorowi, pełnomocnikowi pokrzywdzonej oraz obrońcy Bartosza K.
Oskarżyciel wykorzystał możliwość zmiany kwalifikacji na poważniejsze zarzuty, mówiąc, że Bartosz K. od początku kłamał, twierdząc, że w ogóle nie współżył ze swoją byłą dziewczyną. Kiedy podczas spaceru powiedziała mu, że ma dwie osobowości: dobrą i złą, odpowiedział, że naraziła się "temu złemu Bartkowi" i "za dwie minuty będzie innym człowiekiem".
Prokurator przypomniał, że gdyby pozostawiona bez pomocy pokrzywdzona - z połamanymi kośćmi miednicy, zmarła na nasypie kolejowym, donoszone dziecko przeżyłoby ją tylko o kilka minut. Zażądał dla oskarżonego 10 lat pozbawienia wolności.
W podobnym tonie wypowiadał się pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej, mówiąc, że Bartosz K., który wcześniej namawiał dziewczynę do pozbycia się dziecka, w dniu zdarzenia namawiał kolegę, żeby w "razie czego", zapewnił mu alibi na określone godziny.
Natomiast obrońca oskarżonego oświadczył, że jest "zafascynowany" zmianą stanowisk prokuratury w ciągu niemal siedmiu lat postępowania, która od zarzutu nie udzielenia pomocy przeszła do usiłowania zabójstwa. Pani mecenas twierdziła, że pokrzywdzona dopiero po 6 latach nagle po sześciu latach "przypomniała" sobie, że podczas upadku obróciła, aby ta wersja była zgodna z opinią biegłego.
- Uciekając, zachował się źle, nieodpowiedzialnie, ale nielogiczne jest twierdzenie, że zaplanował zabójstwo - mówiła.
- Mogę jedynie przeprosić poszkodowaną, za to co się stało - powiedział Bartosz K.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?