Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratorzy na tropie bestii z UB. Ich zbrodnie się nie przedawnią

Krzysztof M. Kaźmierczak
Jedną z bestii był ppor. Jan Doba z UB w Śremie, o którym piszemy w najnowszej "Naszej Historii
Jedną z bestii był ppor. Jan Doba z UB w Śremie, o którym piszemy w najnowszej "Naszej Historii Krzysztof M. Kaźmierczak
Rozliczanie żyjących jeszcze okrutnych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL idzie bardzo opornie. Utrudnieniem było orzekanie przez sądy, że przestępstwa ubeków uległy przedawnieniu. Obecnie nie ma jednak przeszkód, by ścigać bestie z czasów stalinowskich.

- Sąd Najwyższy stwierdził, że katowanie aresztowanych jest zbrodnią przeciwko ludzkości - wyjaśnia prokurator Mirosław Więckowiak z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu.

W ubiegłym miesiącu poznański sąd skazał Ryszarda Z., byłego oficera śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu. W latach 1950-1951 pastwił się on nad Stanisławem W. i Bronisławem J., których aresztowano za przynależność do Świadków Jehowy. Członkowie tego związku wyznaniowego byli prześladowani w PRL za odmawianie służby wojskowej (była ona wtedy obowiązkowa) i kontakty zagraniczne. Ubek bił obu mężczyzn po twarzach oraz zmuszał ich do wykonywania wyczerpujących ćwiczeń fizycznych.

Za popełnienie zbrodni komunistycznej i przeciwko ludzkości sąd nieprawomocnie skazał Ryszarda Z. na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Wpływ na wysokość kary miał zaawansowany wiek oskarżonego.

Przed sądem toczy się natomiast sprawa innego ubeka. Tadeusz B. oskarżony jest o to, że w latach 1951-1952 torturował członków podziemnej organizacji niepodległościowej "Grunwald" Józefa U. Funkcjonariusz wielokrotnie bił go po całym ciele, m.in. drewnianą kantówką i kijem, i deptał butami palce jego stóp. Natomiast Wandę S. ubek z całej siły bił po głowie metalowymi kluczami.

Niestety, nie każda sprawa kończy się sprawiedliwym rozstrzygnięciem. Takiego finału nie było w przypadku aresztowanych w 1952 roku harcerzy z V Hufca im. Ks. Józefa Poniatowskiego. Fizycznie i psychicznie znęcano się nad nimi przez trzy miesiące śledztwa. Jeden z harcerzy zeznał, że podczas wielogodzinnych przesłuchań był bity i kopany po całym ciele. Zapamiętał szczególnie funkcjonariusza, który bił go m.in. po głowie i twarzy ciężką drewnianą linijką.

- Udało się ustalić, że odpowiedzialny za te przestępstwa był Mieczysław J. Okazało się jednak, że nie można przeciwko niemu wystąpić do sądu z aktem oskarżenia - wyjaśnia prokurator Więckowiak.

Podczas sprawdzania archiwum ustalono, że Mieczysław J. został już w 1957 roku uznany winnym znęcania się nad aresztowanymi. Tyle, że kary żadnej nie poniósł, bo sąd wprawdzie skazał go, ale zarazem zastosował amnestię.

- W takiej sytuacji jesteśmy bezsilni. Nie można ponownie oskarżać kogoś o te same czyny - tłumaczy prokurator.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski