Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebadał cztery miliony noworodków. Przywrócił słuch już kilku pokoleniom

Paulina Jęczmionka
W czasie studiów prof. Witold Szyfter, laryngolog, organizował wspólnie ze starszym bratem prof. Krzysztofem Szyfterem, genetykiem, rajdy turystyczne. Dzisiaj ich zakłady współpracują naukowo. Razem badają nowotwory
W czasie studiów prof. Witold Szyfter, laryngolog, organizował wspólnie ze starszym bratem prof. Krzysztofem Szyfterem, genetykiem, rajdy turystyczne. Dzisiaj ich zakłady współpracują naukowo. Razem badają nowotwory Waldemar Wylegalski
Dokładnie 40 lat temu prof. Witold Szyfter rozpoczynał pracę w Klinice Otolaryngologii Szpitala Uniwersyteckiego im. H. Święcickiego w Poznaniu. Świeżo upieczony absolwent medycyny dostał etat tuż przed Bożym Narodzeniem. A już kilka dni później rzucono go na głęboką wodę - przypadł mu dyżur w sylwestra. Ale on lubił wyzwania. I tak ma do dziś.

20 lat temu jako pierwszy w Poznaniu, a drugi w Polsce, zaczął wszczepiać pacjentom z wadami słuchu implanty ślimakowe. 10 lat temu był pierwszym, który rozpoczął ogólnopolski program badań przesiewowych słuchu noworodków. A cztery miesiąc temu wykonał pierwszą w kraju operację rekonstrukcji krtani z fragmentu kości udowej.

Na szlak tylko z bratem
Szyfterowie to Wielkopolanie z dziada pradziada. Prawdopodobnie są potomkami Bambrów, którzy przywędrowali tu w XVIII wieku. Zamieszkali w Stęszewie.

- Większość z ówczesnych Szyfterów była rzeźnikami. Czyli jakiś związek z medycyną moja rodzina ma od wieków - żartuje prof. Witold Szyfter.

Czytaj również: Poznań: Chirurdzy z Przybyszewskiego pokazali w sieci operację

Przeważała w niej jednak tradycja kupiecka. Dziadek Aleksander prowadził produkcję nasion. Tym zajmował się też ojciec Henryk. Ale wcale nie chciał, by synowie - Krzysztof i młodszy o trzy lata Witold - przejęli interes.

- Rodzice marzyli, byśmy zostali lekarzami - przyznaje Krzysztof Szyfter, brat Witolda, również profesor, ale genetyki, kierownik Zakładu mutagenezy środowiskowej w Instytucie Genetyki Człowieka PAN w Poznaniu. - Obaj mieliśmy zacięcie biologiczne, przyrodnicze, z tym że ja bałem się widoku krwi. Witolda medycyna pociągała. Los zdawał się wychodzić mu naprzeciw, bo wielokrotnie był świadkiem wypadków i natychmiast ruszał na pomoc - dodaje.

Zainteresowanie medycyną u Witolda Szyftera przypieczętowała szkoła średnia. Szkoła, która jest rodzinną tradycją. I liceum ogólnokształcące, czyli popularnego poznańskiego Marcinka, kończył dziadek Aleksander, ojciec Henryk, stryj Witold, brat Krzysztof, a później również i córka Joanna.

- Podobno byłem kujonem - przyznaje Witold Szyfter. - Rzeczywiście, nauka szła mi dobrze. Do tego byłem zapalonym organizatorem. Działałem w harcerstwie, podczas studiów pełniłem kolejne funkcje w organizacji turystycznej i Związku Studentów Polskich.

Profesor przyznaje, że wzorcem do naśladowania był dla niego starszy brat Krzysztof, który zaraził go pasją do koszykówki, a przede wszystkim - turystyki. Przez wiele lat wspólnie znakowali szlaki, a na studiach działali w oddziale PTTK.

- Około 1971 roku zorganizowaliśmy razem największy, liczący dwa tysiące studentów, kilkudniowy rajd do Milicza - opowiada prof. Witold Szyfter. - Na mecie uczestników poczęstowaliśmy nie tradycyjną grochówką, a milickim karpiem. Takich imprez jako studenci organizowaliśmy wiele.

Lekarz podkreśla, że systematycznej pracy też nauczył się od brata. Najlepszą szkołą było wspólne pisanie przewodników turystycznych, w których każdy szczegół był na wagę złota. - To chyba ostatni moment, w którym to ja byłem górą - żartuje prof. Krzysztof Szyfter. - Później Witek stał się szefem.

Pacjent miał 11 miesięcy
Witold Szyfter od 13 lat jest szefem Katedry i Kliniki Otolaryngologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Pracę zaczynał tu w 1973 r.

I stworzył jeden z wiodących ośrodków laryngologicznych w Europie, a także największy w Polsce, liczący 32 lekarzy zespół. To tu trafiają najtrudniejsze przypadki m.in. nowotworów głowy i szyi czy powikłań wewnątrzczaszkowych. Rocznie - 3,5 tys. operacji i 25 tys. porad ambulatoryjnych. Mało kto wie, że wiele osiągnięć kliniki to zasługa... Francuzów, od których prof. Szyfter uczył się, będąc w latach 1982-1983 na stypendium.

Zobacz też: Poznań: Wszczepiono już ponad 1000 implantów ślimakowych

- To był szok. Zobaczyłem niebywały kontrast pomiędzy możliwościami naszej, działającej w socjalizmie, służby zdrowia a osiągnięciami francuskiej medycyny - mówi prof. Witold Szyfter. - Nauczyłem się wiele z zakresu chirurgii usznej, poznałem mnóstwo nowinek onkologicznych. Przesyłałem do kraju kilogramy opracowań, rysunków, podręczników. Później wielokrotnie korzystaliśmy z nich w klinice, np. wprowadzając nowe typy operacji.
To również we Francji prof. Szyfter pierwszy raz usłyszał o leczeniu głuchoty metodą implantów ślimakowych. Gdy w 1991 r. w Europie było już o niej bardzo głośno, poznańska lecznica, zaraz po Warszawie, postanowiła wprowadzić program wszczepień u siebie. Pomógł prof. Ernst Lehnhardt, nieżyjący już dziś szef kliniki laryngologicznej w Hannoverze, który był ojcem leczenia metodą implantów ślimakowych głuchoty dziecięcej.

17 stycznia 1994 r. w poznańskiej Klinice Otolaryngologii UM prof. Witold Szyfter wszczepił pierwszy implant, a tym samym pomógł odzyskać słuch producentowi kaloryferów z Obornik Wlkp. Niedługo po nim była pacjentka, która prowadziła sklep warzywny. Nosiła długi warkocz, w który wplatała dość widoczne kable łączące implant z mikrokomputerem.

- Jednym z pierwszych był też 20-letni mężczyzna - opowiada prof. Szyfter, który pamięta setki swoich pacjentów. - Dziś jest ojcem dwojga dzieci. Jedno urodziło się niesłyszące. I je także operowaliśmy. Takich pokoleniowych historii przewinęło się przez klinikę już bardzo wiele.

Bo najstarszy jej pacjent, któremu wszczepiono implant, miał 88 lat, a najmłodszy - 11 miesięcy. Ci najmniejsi są leczeni dzięki programowi przesiewowych badań słuchu noworodków prof. Szyftera, który jako pierwszy na świecie w 2003 r. wprowadził (i do dziś koordynuje) takie badania w skali całego kraju. Pomógł wtedy Jurek Owsiak i Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która dwa lata z rzędu zbierała pieniądze na sprzęt. Przez 10 lat w Polsce przebadano 4 mln noworodków.

- Przed wprowadzeniem programu średni wiek dziecka, gdy wykryto u niego głuchotę, wynosił 4 lata - mówi laryngolog. - Teraz to 2-3 dni, a implantacja następuje średnio w wieku 16 miesięcy. Badanie zaraz po urodzeniu ma ogromne znaczenie. Bo walka z głuchotą wrodzoną to walka z czasem.

Pierwsze cztery lata życia to bowiem kluczowy moment dla rozwoju mowy. Implant przywracający słuch musi więc zostać wszczepiony dziecku z wadą jak najwcześniej.

- To nie jest program samych sukcesów - przyznaje prof. Szyfter. - Były i porażki, np. w przypadku operowanych w wieku 10-12 lat dzieci z głuchotą wrodzoną. One umiały już język migowy i niestety, nie potrafiły odnaleźć się w środowisku słyszących. Odrzucały implant.

Dziś takich sytuacji nie ma, bo programem objęte jest 96-99 proc. noworodków. I przeważają wzruszające chwile. Jak np. te, kiedy lekarze w odstępach czasu operują rodzeństwo i starsze - dzięki implantowi w pełni sprawne słuchowo - pomaga młodszemu, uczy, jak obsługiwać urządzenie i jak - po prostu - usłyszeć świat.
Wspólnie badają raka
Uniwersytecka Klinika Otolaryngologii słynie jednak nie tylko z innowacyjnego przywracania słuchu, ale i skomplikowanych operacji, których w innych szpitalach się nie robi.

Czytaj więcej: Operacja krtani zakończona sukcesem [ZDJĘCIA Z OPERACJI]

Najpierw - w ubiegłym roku - była operacja rekonstrukcji krtani z fragmentu kości łopatki u 52-letniej pacjentki, która po wypadku samochodowym musiała oddychać przez rurkę tracheotomijną, a ta, niestety, źle założona, zniszczyła jej krtań. Potem - w sierpniu tego roku - odbyła się tu pionierska operacja rekonstrukcji krtani przy wykorzystaniu okostnej i fragmentu kości udowej chorego.

Zabiegowi poddano 48-letniego przedsiębiorcę, który cierpiał na chrzęstniaka krtani, czyli rzadki, łagodny nowotwór tkanki chrzęstnej, który przy rozroście groził uduszeniem. Zespołowi prof. Szyftera pomagali przy tym zabiegu dwaj specjaliści z Salzburga, którzy rekonstruowali już z kości udowej szczękę czy żuchwę, ale nigdy - krtani. Operacja w Poznaniu okazała się wielkim sukcesem i już niebawem odbędzie się kolejna.

Poznańska klinika słynie jednak z jeszcze jednej działalności - naukowej. Powstają tu dziesiątki prac, a także podręczniki. I historia rodzinna Szyfterów zatacza koło. Bo braciom udało się znów połączyć wspólną, tym razem naukową pasję, nawiązując ścisłą współpracę pomiędzy kliniką prof. Witolda Szyftera a zakładem Polskiej Akademii Nauk kierowanym przez jego brata.

- Mówiąc najprościej: Witold wycina nowotwór, a ja badam podkład biologiczny, dzięki czemu mogę określić m.in. jakie geny w przypadku tego raka działały albo czy istnieje ryzyko rozwoju choroby - tłumaczy prof. Krzysztof Szyfter. I dodaje, że braterska współpraca jest bardzo stabilna. - Z bratem nie można się przecież rozwieść - żartuje starszy Szyfter.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski