Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebiegli ultramaraton wokół Mont Blanc [ZDJĘCIA]

Robert Domżał
Na trasie alpejskiego ultramaratonu
Na trasie alpejskiego ultramaratonu arch.Lidia i Leszek Walczakowie
Ponad maraton już nic nie ma! Ależ jest. Lidia i Leszek Walczakowie, a także Mariusz Wilk i Mariusz Błachowiak, Wiesław Prozorowski i Paweł Banaszak wszyscy z Leszna, ukończyli już wiele górskich ultramaratonów, a wśród nich biegi wokół Mont Blanc.

Maratony i półmaratony cieszą się coraz większą popularnością. Biegi na 10 kilometrów jak Maniacka Dziesiątka czy Bieg Sylwestrowy z roku na rok biją rekordy frekwencji. Zabiegani na co dzień Polacy, biegają też dla odpoczynku. Mało tego, stawiają sobie coraz wyższe cele. Niemożliwe?

CCC, to bieg w Alpach z włoskiego Courmayeur przez Champex do Chamonix. Trasa poprowadzona przez trzy kraje i pięć szczytów, liczy 98 km, a pokonać ją trzeba w czasie krótszym niż 26 godzin. O ile większość maratonów poprowadzonych jest ulicami miast i są to biegi płaskie, w CCC zawodnik wbiega na szczyty o wysokości ponad 25000 metrów npm. Później musi z nich zbiec. Łączna suma podbiegów i zbiegów czyli przewyższeń to 5600 metrów.

-To był dla nas trudny bieg, po raz pierwszy walczyliśmy z tak dużym przewyższeniem. Był nawet moment, że na punkt kontrolny dotarliśmy zaledwie kwadrans przed limitem czasu - mówi Lidia Walczak.

Pierwszy szczyt Tete de la Tronche 2584 m npm Leszczynianie osiągnęli bez zadyszki. Później zbiegli do Refuge Bonatti i tam zafundowali sobie odpoczynek. Nie za długi, ot tyle by zmienić skarpetki i zjeść coś ciepłego.
- Rosołek z pajdą chleba był moim pierwszym posiłkiem tego dnia - wspomina Lidia Walczak.


Czytaj także:
Za nami Poznań Maraton [ZDJĘCIA]
Cosmas Keyva wygrał maraton w Poznaniu [FILM]

Przez dwie następne godziny biegu ich oczy cieszyły się widokami ośnieżonych szczytów.
- To dla takich widoków chciałam uczestniczyć w tym biegu. Trasę wyznaczał nam wielobarwny sznurek biegaczy znajdujących się przed nami. Widzieliśmy, jak bardzo trzeba będzie się wspinać na drugi najwyższy szczyt biegu Grand Col Ferret 2537m. Lubię podejścia, dlatego na szczyt dotarłam szybkim i miarowym tempem o godz. 17:37 - relacjonuje Lidia Walczak.

Kolejny bufet czyli punkt żywieniowy znajdował się na czterdziestym kilometrze trasy. Do tego miejsca zbiegało się przyjemnie. Tam uzupełnili wodę w camelbaku, zjedli niewielki, ale ciepły posiłek.
- W czasie biegu staramy się jak najdłużej jeść normalną żywność. Nie wolno zbyt szybko sięgać po odżywki, bo żołądek może tego nie znieść - tłumaczy Leszek Walczak.

Ponieważ zaczęło robić się chłodno, zmienili krótkie spodenki na nieco dłuższe, za kolana i ruszyli.
Szybko okazało się, że najprzyjemniejszą część trasy mają za sobą. Wygodny piaszczysty szlak zamienił się na kamienisty i nierówny. Ponieważ zaczęło się ściemniać, biegacze założyli na głowy czołówki, czyli latarki.
Tempo biegu zmalało. A zbiegając musieli uważnie stawiać stopy, by nie nabawić się kontuzji. W Champex-Lac biegacze nie powinni być nie później jak o godz. 23:20. Kto przekraczał ten limit, musiał wycofać się z biegu.
- Zameldowałam się tam o godz.22:19, a więc nie było jeszcze tak źle. Godzina "zapasu" bardzo się przydała w nocy, którą delikatnie mówiąc, wspominam niemiło.

Kryzys

Dwa nocne szczyty: Bovine i Catogne zaliczyliśmy w gęstej mgle, przenikliwym chłodzie i mżawce. Po raz pierwszy pomyślałam niesympatycznie o organizatorach - trzeba być bardzo złośliwym, aby wyznaczyć trasę prawie pionowo w górę i po ostrych kamieniach - mówi.

Odcinek trasy z Trient przez przedostatni szczyt Catogne do Vallorcine liczył tylko 10 km. Ale pokonanie tego etapu zajęło Wielkopolance 3,5 godziny. - Był to chyba mój najgorszy odcinek. Było ciemno, zimno, a do domu tak bardzo, bardzo daleko - mówi Lidia Walczak.

- Była godzina 6:50, kiedy weszłam do namiotu, w którym mieścił się ostatni bufet. Zdziwiłam się jak wiele osób kończyło na tym etapie bieg i oddawało numery startowe. Do mety pozostało tylko 18 km, nie wolno się poddawać. Wtedy usłyszałam zapowiedź organizatora: "za 3 minuty kończy się limit czasu na pokonanie tego odcinka". Uświadomiła mi, że jestem już 21 godzin w trasie i sił mi ubywa.

Walkę z czasem jednak wygrali. Do Chamonix dotarli, a gdy zobaczyli zabudowania kurortu, poczuli wielką radość i przypływ sił do pokonania ostatnich kilometrów. Na finiszu usłyszeli doping. Kolega, który do mety dotarł wcześniej podał im polską flagę.

- Ze łzami w oczach, ale bardzo, bardzo szczęśliwa wbiegłam na metę o godz. 11:36. Moja radość była tym większa, gdyż mogłam cieszyć się razem z Leszkiem, który towarzyszył mi na całej trasie i był wielkim wsparciem. To jemu zawdzięczam ukończenie tego cudownego, ale jakże trudnego biegu - mówi Lidia Walczak.

Na mecie na małżeństwo z Leszna czekali już inni Polacy: leszczynianie Wiesław Prozorowski (19:30) i Paweł Banaszak (23:24).

Mimo ogromnej radości po ukończeniu ultramaratonu, niektórzy jego uczestnicy zarzekają się, że nigdy więcej na podobne szaleństwo nie dadzą się namówić. Z Lidią Walczak było podobnie.

- Ku swojemu zdziwieniu, gdy opuszczaliśmy Chamonix, zaczęliśmy zastanawiać się, gdzie nas nogi poniosą następnym razem. Niektórzy koledzy zaczęli się wtedy śmiać i pytali mnie: Już ci przeszło?
W sierpniu ubiegłego roku małżeństwo z Leszna uczestnicząc w biegu TDS pokonało drugą część trasy wokół Mont Blanc czyli 110 km i 7100 metrów przewyższeń. Mieli na to 36 godzin . Tym razem musieli wbiec jeszcze wyżej, czyli na szczyt Col de la Youlaz (2.661 m).

Jakby tego było mało, również aura postanowiła utrudnić biegaczom zadanie. W trakcie biegu rozszalała się burza. Organizatorzy z uwagi na bezpieczeństwo zmienili trasę, by ominąć burzę. W ten jednak sposób wydłużyli ją o10 km, czyli do 120 km. Poinformowali o tym biegaczy przy pomocy SMS-a, ale w biegu nie zawsze słyszy się sygnał o nadejściu informacji.

Po przebiegnięciu 71 kilometrów mieli 1godz. 45 minut zapasu czasu. W punkcie żywieniowym posilili się ciepłym rosołem i wyszli w ciemną noc.

- Księżyc i gwiazdy schowały się za chmurami, raz po raz w oddali słychać było grzmoty. To była bardzo ciemna noc, momentami wchodziliśmy w mgłę. Wspinaliśmy się na Col de la Sauce, 2307 m npm, by zejść do wioski Gittes położonej 700 metrów niżej i znów wspiąć się do wysokości 2322 mnpm. Ten odcinek wspominam jako mozolenie się niemal po omacku po stromych i kamienistych ścieżkach, przeskakiwanie przez strumyki. W jednym niestety skąpałam się. Wiatr szybko mnie osuszył . Biegacze z czołówki biegu z pewnością podziwiali tutaj niezwykłą panoramę Mont-Blanc, Aiguilles Rouges, Fiz i Aravis. Ale ja i Leszek kluczymy po okropnych kamieniach. Odcinek idziemy wąską ścieżką przy urwisku, oświetlamy lampką, a w dole jest głęboki kanion. Żałuję, że jest noc i nic nie widać. Po raz pierwszy moje kolana buntują się przy ostrym zbiegu na 99 kilometrze - wspomina Lidia Walczak.

Na mecie zamiast medalu otrzymują kamizelkę z napisem Finischer. To ich druga kamizelka , tym razem nie CCC tylko TDS. Dla kogoś, kto dociera do mety to najpiękniejsza nagroda. Są bardzo, bardzo szczęśliwi.

- Cała nasza czwórka ukończyła ultrabieg: Mariusz Błachowiak z czasem 27:37 na 442 miejscu, Mariusz Wilk z czasem 30:13 na 640 miejscu i ja z Leszkiem, też w czasie 30:13, na 641 miejscu (na 1200 startujących, w kat. V2F jestem 16). Jestem jedyną Polką, która w dwóch biegach CCC i TDS obiegła cały masyw Mont Blanc - mówi Lidia Walczak.

Dlaczego bieg i góry?
- Oboje z żoną od zawsze kochaliśmy góry. W czasach studenckich często z plecakami wybieraliśmy się na długie, tatrzańskie wędrówki. Bycie w górach miało coś z przeżycia metafizycznego - opowiada Leszek Walczak.

Po latach, poświęconych na wychowanie dzieci, państwo Walczakowie wrócili w góry. Ale żeby czerpać radość z górskiej wędrówki, trzeba mieć dobrą kondycję.
- Pomiędzy kolejnymi wyjazdami w góry, biegaliśmy. Połączyliśmy góry z bieganiem. A kiedy poczuliśmy, że nasza kondycja się poprawiła, spróbowaliśmy sił w "Biegu na Śnieżkę", a następnie w biegu na 100 km nazywanym "Sudecką Setką" . Bieg zaczyna się w Boguszowie Gorcach o godz. 22:00 i trwa całą noc i dzień. Łączy w sobie element sportowy z umiejętnością orientacji w terenie. Trzeba mieć mocną psychikę, by taki marsz przetrwać - opowiada Leszek Walczak. Apetyt leszczynian na bieganie rósł. Zaczęli się rozglądać się po Europie.

I tak znaleźli się w Alpach Berneńskich, gdzie od lat organizowany jest Jungfrau Marathon; ukończyli go w 2007 roku. W następnym roku wystartowali w innym maratonie w Alpach Szwajcarskich - Zermatt Marathon. Aż wreszcie odważyli się wystartować w biegu, do którego nie wystarczy się zgłosić, zapłacić wpisowe i stanąć na starcie. By uczestniczyć w biegu wokół Mont Blanc, trzeba zdobyć odpowiednią liczbę punktów kwalifikacyjnych i być w dobrej kondycji zarówno fizycznej jak i psychicznej. Respekt przed tą górą zmotywował mnie do konkretnych treningów: 12 czerwca - Bieg Rzeźnika (78 km), 18 lipca - Bieg na Śnieżkę, 26 lipca - Bieg na Śnieżnik, 1 sierpnia - Maraton Karkonoski. Później trzy sierpniowe weekendy w masywie Śnieżnika, gdzie trenowałam bieganie z kijkami i camelbakiem. I tak zbliżył się 23 sierpnia - termin startu pod Mont Blanc. W biegu towarzyszył mi mąż Leszek. - Będzie nam raźniej w dwójkę - powiedział.

Czy po takim starcie można w biegach coś jeszcze zrobić. - Ależ oczywiście - mówią państwo Walczakowie. - Właśnie przygotowujemy sztafetę olimpijską L-L czyli z Leszna do Londynu. Biegacze w 10 osobowym zespole będą zmieniać się co 5 kilometrów. W ciągu dnia każdy pobiegnie na czterech zmianach. Pokona w ten sposób 20 km. Przez tydzień chcą dotrzeć do Londynu.

UTMB: 166 km w ciągu 46 h, 2300 zawodników. Wymagane 5 punktów kwalifikacyjnych zdobytych w ciągu dwóch lat.
- CCC: 98 km w ciągu 25 h, 1900 zawodników. Wymagany przynajmniej 1 punkt kwalifikacyjny zdobyty w dwóch poprzednich latach.
- TDS: 110 km, 31 h, 1100 zawodników. Wymagane 2 punkty zdobyte w ciągu dwóch lat.
- PTL: 300 km, 138 h, 80 drużyn 2-3 osobowych. Brak klasyfikacji. Drużyna musi wspólnie pokonać całą trasę. Brak oznaczeń trasy (mapy 1:25000).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski