Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przechodzenie Warty z biedy do raju i z powrotem...

Radosław Patroniak
Radosław Patroniak
Radosław Patroniak archiwum
Do tego, o czym chcę napisać, zainspirował mnie kapitan warciarzy, Tomasz Magdziarz, mówiąc o beznadziejnej sytuacji finansowej sekcji piłkarskiej Zielonych w przededniu inauguracji rozgrywek I ligi.

Przy Drodze Dębińskiej łatanie dziur w budżecie to nic nowego, bo przecież przed erą Family House, też się tam nie przelewało. Szacunek "Madziemu" się jednak należy, bo mógłby siedzieć gdzieś pod egipską palmą, a woli, jak to sam stwierdził, namówić paru ludzi do sponsorowania przetrzebionej drużyny i uratować stuletnią tradycję w sercu Wildy.

Chciałbym oczywiście, żeby ten sklecony na chybcika skład, utarł nosa ligowym krezusom, ale też wiadomo, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Inna sprawa, że szok termiczny w "ogródku" nie byłby tak odczuwalny, gdyby nie dwuletnie rozpasanie, kiedy piłkarzom nie brakowało ptasiego mleka. W tych zagranicznych obozach, wyjazdach drużyny pociągiem na dalekie mecze (autobus klubowy z kierownikiem jechał równolegle) i wspólnych cateringowych obiadach było dużo przesady. Przerost formy nad treścią odbija się teraz czkawką, ale nie to jest najbardziej frapujące.

Wiosną w Warcie średnia płaca ma wynosić 1200 zł brutto. Podobno jak na warunki pierwszoligowe żenująco nisko. W dodatku 6-7 zawodników w ogóle ma nie otrzymywać apanaży. Kapitan Zielonych taki stan rzeczy nazywa półprofesjonalizmem. Nie wiadomo czy słusznie, bo jak zauważył znany wielkopolski motorowodniak, Henryk Synoracki, sport dzieli się tylko na amatorski i zawodowy. W tym ostatnim jest zazwyczaj za dużo pieniędzy i to jest jego największym nieszczęściem, bo grube portfele rzadko idą w parze z uczciwością.

Może więc to nie jest tak, że warciarze stali się wyjątkowo zubożali, tylko ich konkurentów wywindowano do poziomu płacowego nieadekwatnego do ich umiejętności i zaangażowania. Wbrew temu, co niektórzy próbują wmówić polskim kibicom, rodzimi gracze nie robią postępów i wciąż zachowują się na boisku jak aktorzy w starym kinie. Eksperci pocieszają, że do futbolu wkracza fala zdolnej młodzieży, ale jest to raczej konieczność niż nowy zwyczaj wśród trenerów. Kryzys gospodarczy nie pozwala bowiem klubom na wartościowe transfery z zagranicy.

Z tym uszczęśliwianiem piłkarzy za pomocą bajońskich kwot to może oswoili się już kibice w Madrycie, Mediolanie i Londynie, choć i tam pewnie do serca powinni sobie wziąć słowa Oscara Wilde, który mawiał, że Anglicy sądzą, że książeczka czekowa może rozwiązać wszystkie problemy, ale nie w Polsce. U nas wciąż aspiracje nie idą w parze z możliwościami. Dlatego może warto profesjonalizm w piłce budować etapami, a nie przeskakiwać z biedy do raju i z powrotem…

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski