Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przepis na potwora

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Pozostając w duchu obowiązkowej dziś zadumy pochylam się nad fenomenem. Nad czymś co było martwe, a znów żyje. Ale mam nadzieję, że jeszcze tylko przez chwilę. Bo jak to coś pożyje dłużej, to jak nic – ja kopnę w kalendarz. Nie ja jeden.

Odgłosy walenia w drzwi niosą się już po całym budynku. Przerażeni ludzie przemykają chyłkiem, boją się spojrzeć w ich kierunku, a jeżeli ktoś musi drzwi otworzyć – to tylko w towarzystwie rosłego kolegi. Najlepiej dwóch. Przy czym oni są tylko po to, żeby w razie czego odciągnąć i drzwi zatrzasnąć. Ktoś ponoć poszedł zajrzeć za drzwi sam. I słuch po nim zaginął. Po kimś innym została tylko mokra plama. Jam, nie chwaląc się, zajrzał sam. Ale skutki tego mogę odczuwać do późnej starości.

Takie są, proszę państwa, skutki niekontrolowanego dokarmiania zwierząt. Choć zapowiadało się miło. Przecież większość ludzi kocha swojego pupila. Pamiętają, żeby psa nakarmić, wytarmosić, na spacer wyprowadzić. Z kotami może inaczej, ale jak taki zaserwuje spojrzenie kota ze Shreka - też działa. Są nawet pupile firmowe. Choć czasem przybierają dziwaczne kształty. Ten nasz nie miał być nawet pupilem. Ale przyroda potrafi płatać figle. I tak jej nieożywiony element ożył. Zwierzak wyrósł jakby z niczego. I zaczął rozrabiać.

Był milusińskim wszystkich. Wszyscy go dokarmiali. I to nie byle czym. Domowe obiadki, obiadki kupne, sałatki, serki, dietetyczne kotlety, makarony, pieczenie, codziennie dostawa mleka. Przegląd kuchni świata. Nie opierał się, łykał wszystko. Z czasem niektórzy jednak przestali do niego zaglądać. Inni, bardziej odporni, dokładali jednak do pieca. Zwierzak rósł.

Czasem ktoś pieszczotliwie zmierzwił zielone czułki, którymi zaczął porastać. Inni ostrzegali, że to grozi ślepotą, astmą i haluksami. Nie pomagało. Tylko wyprowadzać na spacer nikt nie chciał, czego skutkiem stał się oddech stwora. Coś pomiędzy Ryśkiem, który ostatni raz zęby mył, gdy jeszcze denaturat uważano za nawilżacz gardła, a Wieśkiem, który ostatni raz się mył przy chrzcie. Czuć daleko… I to łupanie w drzwi. Chce jak nic wyleźć. I znów: nie ma pana, nikt nie krzyknie: waruj, do budy. Co gorsza jednak: na eutanazję nawet zgody nie było.

A wszystko zaczęło się tak niewinnie. Ktoś wsadził do lodówki nieszczelnie opakowany ser pleśniowy…

PS. Właśnie odcięliśmy stwora od respiratora. Znaczy: lodówka się rozmraża.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski