Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pszczelarz uważa,że ktoś wytruł jego pszczoły

Anna Wyrwa-Sadowska
Tamta pasieka była najlepsza - mówi Łukasz Kaczmarek
Tamta pasieka była najlepsza - mówi Łukasz Kaczmarek FOT. ANNA WYRWA-SADOWSKA
Łukasz Kaczmarek, pszczelarz spod grodziskiego Goździna stracił swoją najlepszą pasiekę: około 4 milionów pszczół, półtora tony miodu. Straty szacowane są na 80 tys. złotych. Mężczyzna 9 maja pojechał na pole rzepaku między Ruchocicami a Ratajami, gdzie znajdowało się 50 jego uli i zastał tam pszczele cmentarzysko.

- Już podchodząc do pasieki, czułem, że coś jest nie w porządku. Nie było słychać bzyczenia. Serce mnie zabolało, gdy zobaczyłem, że wszystkie pszczoły nie żyją - opowiada.
Pasiekę trzeba było zlikwidować. Pszczelarz jest pewien, że było to celowe wytrucie.

- Gdyby był to skutek oprysków roślinnych, to nie padłyby wszystkie pszczoły, a tylko te lotne. Ktoś źle mi życzy, ale bez dowodów nikogo oskarżać nie można. To już drugi taki przypadek w mojej pasiece - narzeka.

Dwa lata temu Kaczmarek stracił 39 pszczelich rodzin z pasieki w okolicach Ujazdu. Poszkodowany wtedy został też inny pszczelarz, któremu padły pszczoły z 120 uli.

- Ekspertyza biegłego potwierdziła, że w obu tych wypadkach doszło do celowego wytrucia - wyjaśnia Marek Marszałek, zastępca prokuratora rejonowego w Grodzisku. Wówczas sprawcy nie ustalono, więc sprawę musieliśmy umorzyć.

Wyników badań zabezpieczonego materiału spodziewać można się w koniecu czerwca. Czy i tym razem padnięcie pszczół było skutkiem celowego działania? To - jak podkreśla zastępca prokuratora - wiadomo będzie dopiero po otrzymaniu opinii biegłego.

- Faktem jednak jest, że w ulach znaleziono ślady nieznanej substancji - przyznaje.
Ryszard Pilarski, prezes Wielkopolskiego Związku Pszczelarskiego, zaznacza, że celowe wytrucia to sporadyczne incydenty.

- Nawet nie wiemy, czy można się od czegoś takiego ubezpieczyć - przyznaje. - Współczujemy poszkodowanym, że ktoś im tak źle życzy i posuwa się do tak drastycznych kroków. Monitorować uli nikt nie jest w stanie, bo zazwyczaj stoją na otwartym terenie. Przypadek pszczelarza z Goździna to pierwsza taka sprawa w tym roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski