- Już podchodząc do pasieki, czułem, że coś jest nie w porządku. Nie było słychać bzyczenia. Serce mnie zabolało, gdy zobaczyłem, że wszystkie pszczoły nie żyją - opowiada.
Pasiekę trzeba było zlikwidować. Pszczelarz jest pewien, że było to celowe wytrucie.
- Gdyby był to skutek oprysków roślinnych, to nie padłyby wszystkie pszczoły, a tylko te lotne. Ktoś źle mi życzy, ale bez dowodów nikogo oskarżać nie można. To już drugi taki przypadek w mojej pasiece - narzeka.
Dwa lata temu Kaczmarek stracił 39 pszczelich rodzin z pasieki w okolicach Ujazdu. Poszkodowany wtedy został też inny pszczelarz, któremu padły pszczoły z 120 uli.
- Ekspertyza biegłego potwierdziła, że w obu tych wypadkach doszło do celowego wytrucia - wyjaśnia Marek Marszałek, zastępca prokuratora rejonowego w Grodzisku. Wówczas sprawcy nie ustalono, więc sprawę musieliśmy umorzyć.
Wyników badań zabezpieczonego materiału spodziewać można się w koniecu czerwca. Czy i tym razem padnięcie pszczół było skutkiem celowego działania? To - jak podkreśla zastępca prokuratora - wiadomo będzie dopiero po otrzymaniu opinii biegłego.
- Faktem jednak jest, że w ulach znaleziono ślady nieznanej substancji - przyznaje.
Ryszard Pilarski, prezes Wielkopolskiego Związku Pszczelarskiego, zaznacza, że celowe wytrucia to sporadyczne incydenty.
- Nawet nie wiemy, czy można się od czegoś takiego ubezpieczyć - przyznaje. - Współczujemy poszkodowanym, że ktoś im tak źle życzy i posuwa się do tak drastycznych kroków. Monitorować uli nikt nie jest w stanie, bo zazwyczaj stoją na otwartym terenie. Przypadek pszczelarza z Goździna to pierwsza taka sprawa w tym roku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?