ZOBACZ TEŻ: WYZSZYCH KAR CHCE PIS
- Fajnie jest mieć tyle sióstr i braci - mówi 10-letni Jakub. Można grać w piłkę, robić razem lekcje i kawały sobie opowiadać. Jest wtedy bardzo śmiesznie.
Ale śmiesznie, tak jak dzieciom, nie jest wcale ich rodzicom. To jeszcze młodzi ludzie, mają po 37 lat. Ojciec, murarz z zawodu, do niedawna pracował. Dziś nie ma pracy. Czeka na telefon… Ale czy zadzwoni?
Odkąd ojciec stracił pracę, sprzedają, co mają
- Mąż do tej pory wyjeżdżał za granicę. Pracował. Przysyłał co miesiąc pieniądze i jakoś wiązaliśmy koniec z końcem. Nie było lekko, ale dało się żyć - tłumaczy pani Agata. Ale pod koniec października skończyło się - dodaje.
W lutym, by żyć sprzedali obrączki ślubne.
- To była trudna decyzja. Dzieci już spały. Usiedliśmy wieczorem w kuchni i mąż wtedy powiedział, że musimy to zrobić - mówi. - Najpierw nie chciałam się zgodzić, ale…
Za obrączki dostali jak za złom. I było… na chleb.
Rodzina otrzymuje od gminy około 200 zł na każde dziecko i pomoc rzeczową. Odkąd ojciec nie pracuje, nie da się żyć. Na dodatek zima nie chce odejść. Znów trzeba było kupić węgiel . Nie ma pieniędzy. Kupili za pożyczone.
- Ten pan, co nam węgiel sprzedaje, nas zna - mówi pani Agata. On wie, że oddamy. Zawsze oddajemy. Najgorzej, że w sklepie musieliśmy brać już "na zeszyt". Jak telefon nie zadzwoni i mąż nie wyjedzie, nie wiem, co będzie.
Z produktów przekazanych gminie przez Koniński Bank Żywności dostali herbatę, cukier, mąkę i makarony. Dzieci ucieszyły się z kisielu i jogurtów. Kuba marzy o "psikawce" na święta i... żeby wszyscy byli zdrowi.
PRZECZYTAJ:WALKA O ŻYCIE MAŁEGO FRANKA WYGRANA!
Piotr, Justyna, Paweł, Agnieszka, Dawid, Brajan, Nikola, Wiktor, Wiktoria, Bartosz, Jakub - to ich cały majątek.
Chcieliśmy mieć dużą rodzinę - mówi Henryk, mąż pani Agaty. - Tylko, żeby ten telefon zadzwonił... - martwi się.
Jak zrobi się cieplej, zacznie na miejscu szukać pracy.
Jak Wielkanoc spędzi 13-osobowa rodzina z Racięcina
Mieszkają w małym, starym domku. Kupili go od starszych ludzi. Zrobili trzy pokoje i jadalnię. Pan Henryk sam wszystko wyszykował. Jest czysto. Serweta na stole.
- Często jest tak, że rodziny wielodzietne, to od razu jakaś patologia - mówi wójt gminy Wierzbinek Paweł Szczepankiewicz. - W tej rodzinie tak nie jest. Dzieci chodzą do szkoły. Byłem u nich kilka razy - dodaje
W grudniu na święta zawiózł im ryby. Teraz też się wybiera. W Wielki Piątek podrzuci im trochę mięsa. To nie jest jednak rozwiązanie.
- Siedzę tak wieczorami i myślę, co mogę jeszcze dla nich zrobić - mówi. - Pieniędzy gmina ma tyle, ile ma. Z pustego nie nabiorę. Ale… pojadę - zapewnia.
- Święta są krótkie. Potem trzeba dalej żyć. Ale jak? Żeby chociaż ta zima się skończyła. Wtedy może gdzieś się człowiek zahaczy - rozmyśla pani Agata.
- Czekamy. Ważne, że zdrowi jesteśmy. W życiu zawsze trzeba mieć nadzieję - tłumaczy. - Nie mogę usiąść i płakać, bo mam jedenaścioro dzieci. …Mąż obiecał, że jak telefon zadzwoni i dostanie pracę, kupi nam drugie obrączki. I znów będziemy je nosić, chociaż nie będą ślubne.
Kontakt dla osób gotowych pomóc rodzinie Pawlikowskich: [email protected]
NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?