Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radość w hospicjum? Z perspektywy hospicyjnego łóżka wiele rzeczy kompletnie traci znaczenie

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Renata Połomska pracuje w hospicjum od 20 lat
Renata Połomska pracuje w hospicjum od 20 lat Andrzej Banas
- Skupiamy się na życiu - mówi Renata Połomska z hospicjum św. Łazarza w Krakowie.

Nadzieja i hospicjum. Trudno o dwa tak niepasujące do siebie słowa.
Przeciwnie. W hospicjum jest bardzo dużo nadziei. Właśnie po to jest akcja „Pola Nadziei”. Żeby o tym rozmawiać. I to się nam udaje. Stosunek do hospicjum jest w społeczeństwie coraz bardziej dojrzały. Pracuję tu od 20 lat. Na początku, kiedy ktoś pytał mnie „a gdzie ty pracujesz?”, po mojej odpowiedzi w towarzystwie zapadała konsternacja. Ci odważniejsi po chwili dopytywali: A jak dajesz radę? Gdy opowiadałam, ile radości jest w hospicjum, że to szczególne miejsce, w którym skupiamy się na życiu - patrzyli ze zdziwieniem.

Radości?
Na oddziałach onkologicznych czy intensywnej terapii trwa walka, by uratować życie, przywrócić pacjentów do zdrowia. Nasi pacjenci mają już tę walkę za sobą. My nie możemy uratować ich życia, ale możemy dodać życia do dni, które im zostały. Sprawić, by ten czas, który im został - przeżyli jak najlepiej. Bez bólu, bez obciążania rodzin. Wtedy można skupić się na relacjach, na dobrych wspomnieniach, drobnych przyjemnościach. Na czerpaniu z życia. Na tym polega hospicyjna nadzieja.

Pani wspomniała o rodzinach. Wciąż pokutuje pogląd, że nie godzi się oddawać kogoś bliskiego do hospicjum.
My walczymy z nim od dawna. Taką cegiełkę w tej walce stanowią również „Pola Nadziei”. I widzę, że nastawienie do hospicjum - i do rodzin, które oddają pod naszą opiekę chorego - naprawdę się zmienia. Coraz więcej osób dostrzega, że jeśli ktoś oddaje do nas chorego - to nie znaczy, że się go „pozbywa”, że się wstydzi, że już mu na nim nie zależy. Przeciwnie, ta decyzja może być wyrazem miłości i odpowiedzialności - bo my tu mamy większe możliwości pielęgnacji i leczenia, chociażby uśmierzania bólu. Zaczynamy, jako społeczeństwo, to rozumieć. Gdy powstawało hospicjum, w latach osiemdziesiątych, mieszkańcy okolicy protestowali, bo nie chcieli żyć w sąsiedztwie „umieralni”. Teraz postrzeganie tego miejsca jest zupełnie inne. Tę zmianę widzę również po pacjentach. Co roku, przy okazji „Pól Nadziei”, zapraszamy media. Nasi podopieczni są proszeni, żeby powiedzieć parę zdań do radia czy telewizji. 20 lat temu namówienie pacjentów do takiej krótkiej wypowiedzi było bardzo trudne.

Wstydzili się?
Tak, wstydzili się, woleli się nie ujawniać. Być może chcieli chronić rodzinę, żeby sąsiedzi nie wytykali palcami, że „pani Zofia spod piątki oddała męża do hospicjum”.

A dzisiaj?
Dzisiaj w większości nie mają takich oporów. Chętnie wypowiadają się w mediach. Jedynym ograniczeniem jest słabość fizyczna.

W pani to nastawienie też się zmieniło?
Tak. Podzielę się wspomnieniem, którego dzisiaj bardzo się wstydzę. Zaczynałam tu pracę, to był sam początek, dopiero się przyglądałam. Przywieźli pacjentkę, starszą panią, biedną, wyniszczoną chorobą. Taką babulinkę, jej widok ściskał za serce. Obok była córka, może czterdziestoletnia, bardzo zadbana, z tiulowym szalem. Popatrzyłam na nią, a potem na tę babusię i pomyślałam: „Yhm, matka jest kłopotem, pewnie dlatego oddaje ją do hospicjum”. To był bardzo, bardzo krzywdzący osąd. Sama pani widzi - minęło tyle lat, a to wciąż jest we mnie.

Dziś nie odważyłaby się pani tak pomyśleć?
Absolutnie. Są różne sytuacje rodzinne, różne choroby i dolegliwości. Części z nich nawet nie jesteśmy w stanie opanować w domu.

Pani powiedziała, że nie ma już zjawiska stygmatyzowania rodzin, które oddają bliskiego do hospicjum...
Powiedziałam, że jest go mniej. Coraz więcej ludzi rozumie, że miłość, zaangażowanie i troskę można wyrażać inaczej niż braniem na swoje barki pełnej opieki nad chorym.

A resztki tego zjawiska, które wciąż widzimy?
Są bardzo krzywdzące. Opieka nad terminalnie chorym człowiekiem to jest czasem wycieńczająca, całodobowa praca, która - jak wskazują badania - znacznie zwiększa ryzyko ciężkich chorób u opiekuna. Nawet jego śmierci. A przecież ten czas, który został naszemu bliskiemu - można wykorzystać inaczej. Mieć trochę oddechu, ale odwiedzać często tatę, siostrę czy męża w hospicjum, dużo z nim rozmawiać, przebywać. Jeśli nie jesteśmy wycieńczeni, łatwiej zadbać nam o relacje. Wtedy te ostatnie miesiące mogą być pełne dobrych chwil, powrotów do wspomnień, rozmów, ciepła. Miłości. Pandemia niestety trochę nam to popsuła; przez nią musieliśmy wprowadzić mocne limity w odwiedzinach - mamy nadzieję, że potrwa to już niedługo - ale w normalnych okolicznościach zawsze jesteśmy otwarci na odwiedziny bliskich, w żaden sposób ich nie limitujemy. Przeciwnie - z całego serca do nich zachęcamy.

Czy przez pandemię i brak odwiedzin rodziny mają większe opory, by oddać tu bliskich?
Na pewno wszyscy zostali postawieni przed trudnym wyborem. Z moich obserwacji wynika jednak, że dla rodzin jeszcze ważniejsze od możliwości spotkania z bliskim było poczucie jego bezpieczeństwa. To, że osoba, którą kochają, ma dobrą opiekę, życzliwe osoby wokół siebie, że jest obiektem troski. Teraz pomału wracają na oddziały wolontariusze. To dla nas wielka ulga - dla personelu i dla chorych. Wolontariusze są naszymi aniołami, nie przesadzam. To są niesamowici ludzie.

Skąd ich bierzecie?
Trafiają do nas na różne sposoby. Często to ludzie, którzy mieli kogoś chorego w rodzinie i wtedy nie umieli mu dobrze pomóc - a potem oswoili się z sytuacją choroby i chcą niejako spłacić ten dług. Część wolontariuszy trafia do nas przez kursy dla wolontariuszy - opiekunów chorych, które organizujemy - informacje o nich są ogłaszane w parafiach. Inni rozpoczynają współpracę z nami pod wpływem zachwytu swoich znajomych, którzy są naszymi wolontariuszami. Chcą też spróbować.

I co tu robią?
Bardzo różne rzeczy, w zależności od predyspozycji i chęci. Czasem są to prace gospodarcze albo pomoc w pozyskiwaniu funduszy. Większość z wolontariuszy chce mieć jednak kontakt z pacjentami. Rozmawiają z nimi, czytają książki, trzymają za ręce, czasem chodzą z nimi na spacery. Inni - którzy tego chcą i czują się na siłach - pomagają pacjentom w pielęgnacji, toalecie czy karmią ich. Mówiłyśmy, że społeczeństwo wciąż oswaja się z istnieniem hospicjów, z opieką paliatywną. Tymczasem nasi wolontariusze - często bardzo zajęte osoby, pracujące, prowadzące dom, wychowujące dzieci, mające wiele innych zajęć - znajdują czas, żeby regularnie nas odwiedzać. Zżywają się z pacjentami. I my, jako personel, też wiele od nich się uczymy. Wnoszą do hospicjum wiele radości, świeżości.

Pani powiedziała, ile w to miejsce wnoszą wolontariusze. A co mają w zamian? Co daje im obcowanie z umierającymi ludźmi?
Mówi się, że dając innym, my też jesteśmy obdarowywani. Kiedy przez pandemię wolontariusze zostali odsunięci od pacjentów, bardzo tęsknili. Niektórzy mówili wręcz, że nie potrafią bez wolontariatu znaleźć sobie miejsca. Kontakt z chorymi to piękne doświadczenie. My tu chyba wszyscy dajemy i otrzymujemy. Nie tylko wolontariusze i pacjenci - my, personel, również. Tu dzieją się historie, które wchodzą w człowieka głębiej. I nie da się ich z siebie wyrzucić wraz z końcem zmiany.

Można zadumać się nad kruchością życia?
Tak. Mamy okazję coś w sobie przewartościować. Uświadomić sobie, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Że nie możemy mieć pewności, iż za chwilę nie zachorujemy na nieuleczalną chorobę. A pewne rzeczy - pogoń za materialnymi sprawami, za ambicją, jakieś głupie kłótnie o drobiazgi - z perspektywy hospicyjnego łóżka naprawdę tracą znaczenie. My, którzy jesteśmy w tym miejscu, mamy często refleksję, że trzeba cieszyć się życiem i skupiać na tym, co naprawdę ważne. Doceniać każdy dzień. Dbać o bliskich. Dużo się uśmiechać.

I potraficie żyć według tych wartości?
Staramy się, ale czasem wir codzienności wciąga, każe skupić się na kolejnych zadaniach do wykonania, odgania nasze myśli od tego, co naprawdę wartościowe i mądre. Nie wiem, może to po prostu ludzka natura: żyć w trybie zadań, z dnia na dzień, odsuwać od siebie refleksję.

Odchodzący ludzie patrzą na życie, na śmierć - inaczej?
Wiele razy się o tym osobiście przekonałam. Odchodzący ludzie uświadamiają nam coś, co najczęściej jest poza naszą świadomością: że życie naprawdę jest krótkie. Czas tak szybko płynie. Ostatnio organizowaliśmy dzień chorego: podawaliśmy pacjentom świetną kawę, puszczaliśmy piosenki na życzenie. Pewna pani poprosiła o piosenkę „Przetańczyć z tobą chcę całą noc” Anny Jantar. Świetnie znała słowa, śpiewała razem z oryginałem. A gdy piosenka się skończyła, zamyśliła się i powiedziała: Boże, jak to wszystko szybko minęło.

Bardzo młodzi ludzie nie mają takiej perspektywy.
Nie, dla młodych śmierć jest czymś abstrakcyjnym, szczególnie własna śmierć. Przemijanie uświadamiamy sobie gdzieś koło czterdziestki - wtedy zaczynamy rozumieć, że życie pędzi jak pociąg. I chyba nigdy nie mamy go dość. Czasem wydaje się, że ktoś żyje długo, ale dla tej osoby - mówię z obserwacji naszych pacjentów - to życie bardzo szybko minęło. Zdecydowanie za szybko.

Czego te osoby żałują?
Wie pani, że chyba najbardziej nie doskwiera im to, co zrobiły ani nawet nie to, co zrobiły źle?

A?
Czego nie zrobiły. Na co się nie zdecydowały, nie odważyły, czego nie zdążyły - to jest najbardziej dotkliwe dla osób, których życie dobiega kresu. Dlatego tak ważne jest, żeby umilić im te ostatnie tygodnie czy miesiące. Żeby jeszcze przeżyły coś dobrego. Hospicjum powstawało wiele lat temu, jeszcze w czasach PRL-u. Aż trudno uwierzyć, ale misja placówki przez te wszystkie lata prawie się nie zmieniła. Już wtedy założyciele wskazywali na holistyczne podejście do pacjenta - opiekę nie tylko medyczną czy pielęgnacyjną, ale też duchową, emocjonalną. Na to, że chory jest przede wszystkim człowiekiem, że w hospicjum jest on w centrum uwagi. Nasza pani prezes przez te lata stoi na czele tej misji. Staramy się robić fajne rzeczy dla pacjentów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Radość w hospicjum? Z perspektywy hospicyjnego łóżka wiele rzeczy kompletnie traci znaczenie - Gazeta Krakowska

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski