Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Rakietą w stół": Wojna od strony kortu. Wrażliwość na to co się dzieje na Ukrainie, maleje proporcjonalnie do odległości od frontu

Katarzyna Kawa
Miejmy nadzieję, że wkrótce zostanie osiągnięte jakieś wspólne stanowisko, a sportowcy, którzy potrzebują wsparcia, faktycznie je dostaną...
Miejmy nadzieję, że wkrótce zostanie osiągnięte jakieś wspólne stanowisko, a sportowcy, którzy potrzebują wsparcia, faktycznie je dostaną... YURIY DYACHYSHYN/AFP/East News
Już od rozpoczęcia wojny, stanowisko dotyczące rosyjskich i białoruskich sportowców jest bardzo podzielone. Dla nas Polaków jest to szczególnie ważna sprawa. Przede wszystkim dlatego, że wszystko się dzieje bardzo blisko nas, a historia naszego kraju jest wyjątkowo brutalna. Widząc wielu ukraińskich uchodźców, oglądając zdjęcia czy nagrania z walk i dokonanych zniszczeń, jakoś nie przechodzi mi przez gardło, że jest to wyłącznie „sprawa polityczna”.

Polityka polityką, nie musimy się tutaj zgadzać, ale w mojej ocenie wojna, nazywana operacją wojskową jest czymś zdecydowanie większym i poważniejszym niż polityka międzynarodowa. Argument "nie miesza się polityki ze sportem" w tym przypadku do mnie nie przemawia. Mam w kraju ukraińskich znajomych, widzę wiele osób, które ciężko i uczciwie pracują. Krótko po wybuchu wojny, miałam okazję odbijać 14-letnią zawodniczką z Ukrainy, która przez 3 doby samotnie uciekała z domu. Została wysłana przez rodziców. Byłam z nią na korcie kilka dni po jej przyjeździe, przez 15 minut, ale tego niepokoju na twarzy nigdy nie zapomnę. Nie chciałabym, żeby jakiekolwiek dziecko czy też młodzież, musiało mieć takie doświadczenie. Z tego też powodu temat wojny stał się dla mnie dosyć osobistą sprawą.

Jednak wyjeżdżając na turnieje, mam wrażenie, że wrażliwość na to co się dzieje za naszą wschodnią granicą, maleje proporcjonalnie do odległości od miejsca wojny. O ile w Europie jest to gorący temat, to w Azji mało kto się tym interesuje. W USA wielokrotnie rozmawiałam z mieszkańcami różnych stanów, jakie jest ich spojrzenie na sprawę, czy odczuwają chęć pomocy. Większość osób z którymi miałam do czynienia, jest zszokowanych tym co się wydarzyło, jednak ich lokalne sprawy, finanse państwowe, polityka krajowa są dla nich ważniejsze, niż wojna na innym kontynencie. Chęć niesienia pomocy istnieje, ale jest przytłoczona przez bliższe ludziom problemy. Szczególnie, że nie dotyczy państwa NATO.

Syndrom brytyjski

Podczas, gdy W. Brytania zakazuje wstępu i udziału zawodnikom z Białorusi i Rosji w turniejach tenisowych, Australia ich zaprasza na swój cykl turniejów w styczniu.
Gdybym miała określić swoje stanowisko, jest ono zdecydowanie bliżej W. Brytanii. W momencie podjęcia decyzji przez władze Wimbledonu o wykluczeniu zawodników z Rosji i Białorusi, sądziłam, że ma to sens. Z perspektywy czasu wydaje się jednak, że niewiele to dało, ponieważ nie poszły za tym żadne konsekwentne kroki. W. Brytania oraz Estonia stały się krajami, które nie dopuszczają Rosjan i Białorusinów, ale nie zdołały do tego przekonać innych potęg tenisowych. Z perspektywy rankingu pod koniec roku wygląda to tak, że podczas sezonu w Anglii, który był moim najlepszym osiągnięciem wielkoszlemowym w karierze i kosztował mnie wiele sił i zdrowia, zawodnicy z Rosji odpoczywali i trenowali. Nikt punktów nie zyskał. Nasuwa się pytanie, komu ta decyzja pomogła, a kogo skrzywdziła? Bo mam wrażenie, że nie zostało to dobrze rozegrane.

Sam ruch angielskiej federacji tenisowej ogromnie szanuje, ponieważ uważam, że jeśli można coś zrobić, to należy to zrobić. Brak jakiejkolwiek reakcji, a mam tu na myśli działania, nie tylko słowa, jest w pewnym sensie równoznaczne z przyzwoleniem na krzywdę i zbrodnię.

Żal, smutek i rozgoryczenie

Jeśli chodzi o tenisistów z Rosji i Białorusi ciężko mi wrzucić wszystkich do jednego worka i stwierdzić, że są źli. Znam wiele zawodniczek z tych krajów, które od lat nie żyją w Rosji, czy też Białorusi i mają zupełnie inne spojrzenie na sprawę niż ich rodacy. Są też zawodniczki, które mniej lub bardziej publicznie skrytykowały wojnę lub też po prostu jest im przykro, że postrzegamy je jako winne zaistniałej sytuacji. Ze strony ukraińskich zawodników jest za to bardzo wiele żalu, smutku, rozgoryczenia, po prostu emocji które nie ułatwiają rozmów i zajęcia przez środowisko tenisowe jednogłośnego stanowiska. Jako człowiek wcale się temu nie dziwię. Wiele ukraińskiej zawodniczek od wybuchu wojny nie ma domu, bazy treningowej. Po prostu jeżdżą po świecie z turnieju na turniej i nie bardzo czują sens tego co robią. Czym jest ważność meczu tenisowego w porównaniu do śmierci ludzi, czasem najbliższych.

Miejmy nadzieję, że wkrótce zostanie osiągnięte jakieś wspólne stanowisko, a sportowcy, którzy potrzebują wsparcia, faktycznie je dostaną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Rakietą w stół": Wojna od strony kortu. Wrażliwość na to co się dzieje na Ukrainie, maleje proporcjonalnie do odległości od frontu - Sportowy24

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski