Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownik komentuje sytuację: Rząd przebimbał pół roku. Skoro są problemy z przyjmowaniem pacjentów, to ten system nie działa

NG
Ratownicy medyczni są w coraz trudniejszej sytuacji.
Ratownicy medyczni są w coraz trudniejszej sytuacji. iStock.com
W rozmowie z Onetem pan Tomasz mówi: Można było stworzyć działający system, ale w naszym kraju takie ruchy zaczęto wykonywać w ostatniej chwili, kiedy już druga fala epidemii się rozwinęła. Bo u nas wszystko działało do tej pory na zasadzie "jakoś to będzie". Ale tak dalej już się nie da. Jest za późno. Był czas, żeby stworzyć odpowiednie procedury, ale został zmarnowany. - Mężczyzna opowiada o trudnych warunkach pracy załogi karetek pogotowia. - informuje Onet.pl

Rozmówca Onetu, pan Tomasz, chce pozostać anonimowy. Pracuje on jako ratownik w Warszawie w karetce Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans". To jedna z największych jednostek w kraju i największa na Mazowszu.

Pan Tomasz komentuje:

Podczas jednego z moich ostatnich dyżurów wsiadłem do karetki o godz. 8.30, a wysiadłem około 4.30 następnego dnia. Jeździliśmy non stop przez prawie dobę, z pięciominutowymi przerwami. Nie mamy kiedy zjeść, napić się kawy czy herbaty, nawet skorzystanie z toalety jest problemem. I z każdym dniem wezwań jest coraz więcej. Obecnie nie ma opcji, żeby się przespać gdzieś w środku dyżuru przez dwie czy trzy godziny. Wszystkie zespoły jeżdżą na okrągło. Pracuję już ładnych parę lat w tym zawodzie i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej tak było

Mężczyzna potwierdza, że często karetki stoją pod szpitali po 8 lub 12-13 godzin, zanim pacjent zostanie przyjęty na oddział. Coraz częściej zdarza się również, że szpitale odmawiają przyjęcia pacjenta tłumacząc się brakiem miejsc. Rozmówca Onetu potwierdza również, że czasem na miejsce wzywana jest policja na "interwencję siłową".

Warszawski ratownik dodaje:

Moim zdaniem to problem z koordynacją. Często szpitale się przed nami "chowają", nie przyznając się, ile tak naprawdę mają łóżek, trzymając je na czarną godzinę. Tylko że już jest ta czarna godzina. Kiedy już lekarz otworzy łaskawie drzwi i tak informuje zazwyczaj, że nie ma miejsc i "odbija" pacjenta do innej placówki. Problem w tym, że w tej innej też nie chcą go przyjąć. W sytuacjach podbramkowych zdarzało się, że ratownicy wnosili chorego na noszach i kładli go na pierwszym łóżku z brzegu - oczywiście mówimy tu o pacjentach bez COVID-19 - i wychodzili bez pieczątki na dokumentacji. Bywało też tak, że pacjentów nakazał przyjąć wojewoda, pod groźbą jakichś sankcji. Przy takich sytuacjach jest naprawdę dużo niepotrzebnych wzajemnych złośliwości, nerwów i emocji

Pan Tomasz podkreśla również, że przez te sytuacje coraz częściej jest problem z wysyłaniem karetek do pacjentów. Zdarza się, że do pacjenta nie zostaje wysłana karetka, ponieważ nie ma takiej możliwości. Coraz częściej nie jest udzielana pomoc osobom potrzebującym.

Mężczyzna podkreśla również inną lukę w systemie:

Od naszych pacjentów wiemy, że lekarze POZ - oczywiście nie wszyscy - kiedy słyszą, że pacjent ma temperaturę i kaszel, pomimo że zdają sobie sprawę, że może to być infekcja czy zapalenie oskrzeli, normalne w okresie jesienno-zimowym, mówią mu, że to może być COVID-19 i każą dzwonić na 999, by wezwać karetkę. Zdarza się to średnio dwa, trzy razy na dyżur. To też nas bez sensu obciąża, kiedy okazuje się, że pacjent ma zwykłe przeziębienie. Zwłaszcza że są oddzielne karetki, które zajmują się tylko wymazywaniem, które funkcjonują poza strefą ratownictwa medycznego

Rozmówca mówi, że aktualnie nie mają problemów ze sprzętem ochronnym. Ratownicy noszą maski FFP3 lub FFP2 i okulary ochronne. Jeśli pacjent ma temperaturę muszą założyć fartuch ochronny. W pełen strój antycovidowy ubierają się, kieyd jadą do pacjenta na kwarantannie. Po takiej wizycie jadą do punktu dezynfekcji, gdzie dezynfekowana jest cała karetka a stroje ratowników oddawane są do utylizacji.

Pan Tomasz mówi:

Przez ostatnie pół roku można było je stworzyć. Można się było oprzeć na tych, które funkcjonują w Skandynawii czy w Niemczech. Osobiście uważam, że rząd przebimbał te ostatnie pół roku. Można było stworzyć działający system, ale w naszym kraju takie ruchy zaczęto wykonywać w ostatniej chwili, kiedy już druga fala epidemii się rozwinęła. Bo u nas wszystko działało do tej pory na zasadzie "jakoś to będzie". Ale tak dalej już się nie da, jest za późno. Bo system już nie działa prawidłowo, skoro są problemy z przyjmowaniem chorych i skoro nie ma co zrobić z pacjentem. Był czas, żeby stworzyć procedury, ale został zmarnowany

Źródło: Onet.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ratownik komentuje sytuację: Rząd przebimbał pół roku. Skoro są problemy z przyjmowaniem pacjentów, to ten system nie działa - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski