Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ray Wilson charytatywnie w Teatrze Wielkim [ZDJĘCIA]

paw, Cyprian Łakomy
Koncert Raya Wilsona w Teatrze Wielkim.
Koncert Raya Wilsona w Teatrze Wielkim. Łukasz Gdak
Wchodząc w poniedziałkowy wieczór do poznańskiego Teatru Wielkiego, poczułem się niczym w latach 60., gdy na koncerty ulubionych wykonawców młodzież ściągała w garniturach albo garsonkach. Na dobrą sprawę, na show Raya Wilsona, który wraz z orkiestrą wykonywał głównie przeboje Genesis, przybyła młodzież mogąca pamiętać pierwsze płyty zespołu.

Rzeczą równie nietypową dla rockowego koncertu Wilsona, co zaangażowanie orkiestry i operowy entourage, była forma gali. Jednak wszechobecne w obrębie gmachu logotypy przypominały mi co rusz, że jestem na imprezie z okazji dwudziestolecia firmy Volkswagen Poznań.

Prowadzący Sławomir Weihs oraz aktorka Kasia Bujakiewicz szybko oddali głos prezesowi zarządu spółki Michaelowi Kleissowi, który podziękował ze sceny poznaniakom i pracownikom za wspólne dwie dekady. Padły deklaracje o wspieraniu inicjatyw kulturalnych, edukacyjnych i charytatywnych, czego wyrazem było wręczenie 50-tysięcznego czeku szefowej Fundacji Pomocy Dzieciom z Chorobami Nowotworowymi. Kwota ta pochodziła ze sprzedaży biletów na koncert.

Kiedy odsłonięto kurtynę, zamiast ulizanego ansamblu we frakach, publiczności pod krawatami ukazał się zespół ubrany w zwyczajne jeansy, t-shirty i koszule. Strój Raya Wilsona zmienił się niewiele w stosunku do tego, który miał na sobie jeszcze kilka godzin wcześniej, kiedy rozmawiał z dziennikarzami. Niezmiennie elegancko wypadła jedynie towarzysząca grupie orkiestra.

Pod względem stricte muzycznym, występ eks-lidera Genesis był w stanie zaspokoić każdego inżyniera Mamonia. Skoro tak bardzo lubimy piosenki, które już słyszeliśmy, to poniedziałkowego wieczoru nikt ich nam nie żałował. Od „Follow You, Follow Me”, „That’s All” i „Invisible Touch” aż po zagrany pod koniec „Land of Confusion” Genesis, podczas którego zgromadzona widownia powstała z miejsc. Były też przeróbki „Another Day in Paradise” oraz „In the Air Tonight” z solowego dorobku Phila Collinsa, a nawet „Another Cup of Coffee” Mike & The Mechanics.

Interesująco wypadła orkiestrowa aranżacja „Ripples” z przełomowego krążka Genesis „A Trick of the Tail” oraz zagrana z hardrockowym impetem piosenka „Inside” z repertuaru Stiltskin. Niewypałem były dłużyzny w „Calling All Stations”, a przede wszystkim brak większej reprezentacji własnego materiału. Zwłaszcza przy kłębiącej się gdzieś z tyłu głowy świadomości, że wokalista przecież również obchodzi w tym roku swe twórcze dwudziestolecie…

Nie pozostaje mi nic innego, jak na kolejne dwie dekady życzyć artyście choćby jednego solowego hitu, dzięki któremu mógłby wreszcie zaistnieć na scenach jako samoistny byt, a nie najmniej popularny wokalista Genesis, w dodatku zdający się głównie na przeboje swych starszych kolegów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski