Usłyszała baba co prawda w telewizji, że obecny tygodniowy weekend to gospodarkę 10 miliardów kosztuje, ale jakoś w dane takie trudno jej uwierzyć, zwłaszcza, że widziała oblegane przez rowerzystów i działkowców wiejskie sklepiki i sprzedawców lodów szczęśliwych bardzo. Podobnie zresztą jak tych, co kiełbasy, kaszanki i inne dobra na grilla serwują.
Dziad to jeszcze fajniej od baby miał, bo wcale nie pracował. Studenci jego wolne mieli. I się stresować nawet nie musiał, bo na jego wypoczynku to gospodarka nie cierpiała wcale. Baba aktywnie bardzo wypoczywała. Na łonie głównie, ale w hali też. Nerwów trochę przeżyła, jak poćwiczyć na orbitreku zwanym maszyną eliptyczną próbowała. Zwykle sprzęt ów na poziom obciążenia 12 ustawiała. A tu kryzys jakiś, czy co, że przy ósemce baba rady nie dawała. No to dalej zmniejszała i nadal ciężko jej jakoś było. Straszne słowa kolegi z pracy jej się przypomniały, co to je przy okazji kontuzji baby wypowiedział: Metryki nie oszukasz…
Wtedy się nie przyjęła, ale teraz, już przy poziomie cztery widziała, że coś nie tak z nią jest. Tydzień raptem wystarczył, żeby metryka aż tak w nogi jej poszła? Za nic już poziomu zmniejszać nie chciała. Siedemnasta minuta ćwiczeń minęła, to te trzy wytrzyma jakoś.
- Nowy sposób, babo znalazłaś? - koleżanka, co obok na sprzęcie takim samym lekko śmigała przy obciążeniu na poziomie szóstym spytała. - Więcej spalasz jak tak do tyłu biegasz?
Baba aż oniemiała, a i oburzenie ją naszło:
- Widzisz, że jak głupia do tyłu łażę, męczę się i nic tak długo nie mówisz?!
- Myślałam, że specjalnie. Madonna podobno na bieżni tyłem biega…
W plenerze przyjemniej było, chociaż babę przypadłość dziecka dopadła. Pyłki jakieś szkodzić jej nagle zaczęły. Nos zapchany całkiem miała, z oczu łzy ciekły i psikała z częstotliwością znaczną. Ale się nie dała, bo twarda jest, nie to co pociecha, co okna wszystkie zamyka, a i tak cierpi. Na rowerze baba ruszyła. I nagroda ją spotkała. Trochę z trasy dobrze znanej zboczyła i na miejsce urody przecudnej trafiła. Stawek malowniczy, strumyczkiem zasilany w środku lasu znalazła. Posiedziała trochę na trawie przyrodą się upajając. A jak wróciła, to dziadowi opowiedziała.
- Znam na pewno, ja tu już dawno wszystko objeździłem - oświadczył, bo zawsze lepszy być chce.
- No to co tam jeszcze jest? - podstępnie baba spytała, a ów nie wiedział, że mostek drewniany.
Dnia następnego, gdy do dziada przyjaciele przyjechali celem odbycia wędrówki całodziennej, a baba do pracy jechała, zaraz namawiać ich zaczęła, co by tam właśnie się udali.
- Dziad nie zna tego miejsca, ale piękne wyjątkowo, za Jerzykowem w las wchodzicie, dalej na Pobiedziska…, a narysuję lepiej - baba mapkę sporządziła, dumna bardzo, że na jej pomysł przystali. Wieczorem triumfem swoim przed dziadem obnosić się jeszcze zamierzała.
- I co, podobało się? - spytała.
- Podobało?! - w głosie dziada oburzenie się objawiło jakby. - Do cna babo oszalałaś, żeby nas do oczyszczalni ścieków wysłać…
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]l
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?