Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Renata Dancewicz: Poczucie wartości wyniosłam z domu [ROZMOWA]

Magdalena Baranowska-Szczepańska
Renata Dancewicz urodziła się w Lesznie. - Mam sentyment do Wielkopolski - mówi aktorka. - W dzieciństwie zaciągałam po poznańsku!
Renata Dancewicz urodziła się w Lesznie. - Mam sentyment do Wielkopolski - mówi aktorka. - W dzieciństwie zaciągałam po poznańsku! Fot. Archiwum
Rozmowa z Renatą Dancewicz, aktorką urodzoną w Wielkopolsce, która opowiada Magdalenie Baranowskiej-Szczepańskiej o swoim dzieciństwie, poznańskim zaciąganiu oraz feminizmie i powodach wystąpienia z Kościoła

Urodziła się Pani w Lesznie, czy coś wielkopolskiego zostało w Pani pamięci?
Renata Dancewicz: Moja babcia mieszkała niedaleko Leszna, mama u niej była i tam przyszłam na świat. Ale wychowywałam się już w Lubinie. Do Wielkopolski jednak wracałam przez całe dzieciństwo, miałam tam kuzynki i jeździłam do babci na wakacje. Potem jak wracałam, to mama się śmiała ze mnie, że mam poznański akcent i zaciągam.

Zdarza się Pani także i teraz wtrącać do rozmowy „tej”?
Renata Dancewicz: Nie, to było w tamtych czasach, gdy przebywałam u babci 2-3 tygodnie i to zaciąganie tak mi naturalnie przychodziło. Moje kuzynki tak mówiły, ja się z nimi bawiłam i mówiłam potem jak one. Bardzo mi się to wtedy podobało. I teraz z rozrzewnieniem słucham, jak ktoś tak mówi po poznańsku, ale sama już tak nie umiem.

Nie wszyscy poznaniacy są z tego dumni.
Renata Dancewicz: Dlaczego?

Zwyczajnie , wstydzą się tej podwyższonej intonacji.
Renata Dancewicz: Nie ma się czego wstydzić. Bardzo lubię różne regionalizmy. Wiadomo przecież, że każdy gdzieś się urodził. I zazdroszczę ludziom, jak właśnie tak bardzo są skądś, co ich wyróżnia. I mam tu na myśli właśnie Poznań, Kraków albo Kaszuby czy Śląsk.

Pani rodzina jest ze Wschodu?
Renata Dancewicz: Tak, ale my właściwie jesteśmy takimi ludźmi znikąd, bo nawet nie mamy jakichś bardzo starych grobów. Dopiero od czasów II wojny światowej zaczyna się nasza historia, moi dziadkowie osadzili się na ziemiach odzyskanych i jesteśmy takimi „powsinogami”. Ale moim zdaniem poznańskiego zaciągania naprawdę nie trzeba się wstydzić.

Jest Pani zdeklarowaną feministką i mówi głośno, że każda kobieta, która ma poczucie godności, powinna być feministką. Z tą godnością jednak różnie u nas bywa, jak Pani sądzi dlaczego?
Renata Dancewicz: Kiedyś żartobliwie powiedziałam, że feministki powinny koniecznie wynająć specjalistę od PR, żeby zdjął z feminizmu odium śmieszności, takiej złej sławy. Bo przecież wiele samodzielnych kobiet boi się przyznawać do tego, że są feministkami, bo to jest postrzegane u nas jako bardzo antykobiece.

Pani nie ma z tym problemu?
Renata Dancewicz: Nie, bo mam poczucie wartości, które wyniosłam z domu. Od dziecka byłam wyczulona na sprawiedliwe traktowanie. Równość mam po prostu bardzo dobrze wpojoną. Jestem człowiekiem, ale jestem przecież kobietą. I doskonale wiem, co się z tym wiąże, jakie prawa mi przysługują i czego mogę się domagać i jak źle Kościół traktuje kobiety, uznając iż są służącymi i podludźmi.

Czy właśnie z tego powodu wystąpiła Pani z Kościoła?

Renata Dancewicz: Moje poczucie godności zareagowało na to w sposób „alergiczny” i powiedziałam sobie nie. Nie chcę robić Kościołowi statystyki, nie chcę być członkiem organizacji, która chce mnie jako kobietę tak niesprawiedliwie traktować. Mam też takie przykre spostrzeżenia, że rzeczywistość, głównie na wsiach i małych miasteczkach nie zmieniła się od czasów Mikołaja Reja, autora „Krótkiej rozprawy między trzema osobami, Panem, Wójtem a Plebanem”. Tam wciąż ludzie w księżach widzą bogów!

Niewiele osób decyduje się o tym mówić w tak otwarty sposób. Pani nigdy nie spotkała się z krytyką z tego powodu?
Renata Dancewicz: Nie mam z tym problemu. Zupełnie nie interesuje mnie zdanie tych, którzy uważają, że ateista to osoba całkowicie pozbawiona życia duchowego, żyjąca w sposób niemoralny, etc. Ale przyznam, że zdarza się często u ludzi, którzy mnie lubią czy cenią, że ktoś mi powie, że jestem wierząca, tylko o tym nie wiem, bo jestem np. osobą dobrą.

To chyba jednak miłe?
Renata Dancewicz: Staram się być dobra, ale to jest nieco dyskredytujące ateistów. Jakby ludzie nie wiedzieli, że przecież religia i wiara wyrasta z takiego wspólnego pnia moralności i potrzeby życia duchowego, które ma każdy człowiek. Jako ateistka nie godzę się na płacenie podatków dla Kościoła i wsadzania religii w plan lekcji uczniów, tak by nie była ona ani pierwszą, ani ostatnią lekcją. Mój syn chodzi teraz do V klasy, ale możliwość wyboru etyki miał dopiero od IV klasy. Wcześniej przez trzy lata musiał siedzieć w świetlicy, bo nie było w jego szkole etyki. I teraz też jest problem, bo Jurek musi wybierać między etyką właśnie a kółkiem, bo są w tym samym czasie. I nic nie da się zrobić. Poza tym uważam za bardzo niesprawiedliwe też to, że dzieci mają w tygodniu aż dwie religie, a tylko jedną lekcję historii. I to jest moim zdaniem kolejny przykład na to, że żyjemy niby w cywilizowanych czasach, a jednak jesteśmy głęboko osadzeni w rzeczywistości Mikołaja Reja. Ekspansja kleru i serwilizm polityków, bo myślę, że to oni są zakłamani, bo społeczeństwo ma przecież zdrowe odruchy buntu, jest nie do zniesienia.

Nie biega Pani po chirurgach, nie wstrzykuje botoksu. Wiele koleżanek z branży robi inaczej, bo ma problem z upływającym czasem. W jaki sposób dba Pani o urodę?
Renata Dancewicz: Geny są bardzo ważne, na niektóre sprawy po prostu nie ma się zupełnie wpływu. Ja jednak bardzo dbam o swoje ciało, choć palę papierosy i używam alkoholu. Jestem hedonistką i robię to, co lubię. Staram się więc też dopieszczać siebie i pozwalam sobie na odpoczywanie i wysypianie się. Używam także bardzo dobrych kosmetyków, zrobiłam sobie też zabieg usuwania plam w jednej z klinik i uważam, że przyniósł on dobry efekt. Nie osądzam koleżanek, które biegają do chirurgów i wstrzykują botoks, bo przecież teraz jest tyle możliwości, że jak ktoś lubi, to czemu nie ma z tego skorzystać. Chodzi tylko o to, by nie przesadzać...

Jerzy Radziwiłowicz powiedział mi, że skrycie marzy o roli z Jackiem Nicholsonem. Z kim Pani chciałaby zagrać?
Renata Dancewicz: Nicholson byłby też OK, no i jeszcze James Woods, Donald Sutherland, Julie Christie i Geraldine Chaplin. Byłabym szczęśliwa, gdyby doszło do spotkania z nimi i wspólnej pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski