Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reprywatyzacja po poznańsku, czyli oddaj moje dwa metry kwadratowe

Łukasz Cieśla, Norbert Kowalski
Działki na budowę trasy tramwajowej i dworca na os. Sobieskiego były wywłaszczane w latach 70.
Działki na budowę trasy tramwajowej i dworca na os. Sobieskiego były wywłaszczane w latach 70. Grzegorz Dembiński
Poznański Szybki Tramwaj, osiedla na Ratajach i Piątkowie, Smochowice - m.in. o zwrot tych terenów starają się poznaniacy. Niektórzy walczą o duże działki, ale nie brakuje wniosków o... 2 metry kwadratowe, by postawić na nich choćby billboard.

Niedawne zamieszanie z dziką reprywatyzacją w Warszawie zatrzęsło tamtejszą sceną polityczną. Jej skutki jeszcze nie są znane, ale temat kontrowersyjnych roszczeń dotyczy nie tylko Warszawy. Wielkopolska oraz Poznań nie są „gorsze” od stolicy. Mamy własne afery, w których, podobnie jak w Warszawie, główne role odgrywali prawnicy, urzędnicy i gigantyczne pieniądze.

Teraz w Poznaniu jest znacznie spokojnie. O żadnej aferze reprywatyzacyjnej ani widu, ani słychu, jednak kontrowersji nie brakuje. Obecnie głównymi wątkami poznańskiej reprywatyzacji są roszczenia Kościoła wobec miasta oraz starania prywatnych właścicieli o zwrot atrakcyjnych działek zabranych im przez PRL-owskie władze na rozmaite inwestycje.

Dekret towarzysza Bieruta
Sytuacja w Warszawie, którą niedawno opisała tamtejsza „Gazeta Wyborcza”, jest o tyle specyficzna, że roszczenia są oparte o jeden akt prawny. Chodzi o tzw. dekret Bieruta. To potoczna nazwa dekretu Krajowej Rady Narodowej z 1945 roku, który przewidywał nacjonalizację gruntów w Warszawie. Założeniem była sprawna odbudowa stolicy z wojennych zniszczeń. Z prywatną własnością obchodzono się obcesowo, ale po latach właściciele wyciągnęli ręce po swoje. Czasami wyciągali je także szemrani biznesmeni oraz ustosunkowani warszawscy prawnicy.

Jak wskazała „Gazeta Wyborcza”, o zwrot gruntów i kamienic w Warszawie występują tam bardzo znani prawnicy współpracujący z niektórymi urzędnikami z tamtejszego ratusza. Powstał swoisty biznes reprywatyzacyjny - na podstawie czasami wątpliwych roszczeń miasto wydawało cenne nieruchomości, np. pod Pałacem Kultury. Teraz na tych oddanych działkach mają stanąć ekskluzywne wieżowce. Ale co najmniej jedna z działek nie powinna być zwrócona, bo roszczenia dawnego właściciela miały zostać zaspokojone już wiele lat temu.

Warszawskiej reprywatyzacji przygląda się teraz prokuratura i CBA. Śledczy chcą również wyjaśnić tajemniczą śmierć Jolanty Brzeskiej, działaczki na rzecz praw lokatorów.

Wielu uczestników i obserwatorów sceny politycznej uważa, że dzika reprywatyzacja może stać się początkiem końca Hanny Gronkiewicz-Waltz jako prezydent Warszawy. Zarzuca się jej niedopilnowanie interesów miasta, brak kontroli nad reprywatyzacją, sprzyjanie przez urząd wątpliwym roszczeniom ustosunkowanych osób. W warszawskich sprawach reprywatyzacyjnych występują także prawnicy z Wielkopolski.

Opowiada adwokat z Wielkopolski: - Moi klienci to osoby ciężko doświadczone przez komunizm, są w podeszłym wieku i czekają na sprawiedliwość. Nasze sprawy idą normalnym trybem, czyli niespecjalnie szybko. Mamy trudność w dotarciu do ważnych dokumentów, ale w końcu dostajemy decyzje o zwrotach. Jednak od dawna informacje z naszych spraw wypływają do różnych osób. Do moich klientów zgłaszały się już biura prawne, jakieś firmy, które chcą odkupić ich roszczenia. Najpierw proponowali, że dadzą 20 proc. wartości nieruchomości, potem podbijali stawkę do 33 proc. Byli świetnie zorientowani. Wprost mówili, że oni znacznie szybciej odzyskają nieruchomość. I wygląda na to, że mówili prawdę. Moim zdaniem w Warszawie od lat działa mafia, która zajmuje się załatwianiem szybkich zwrotów cennych nieruchomości. Z ostrożnością podaję w pismach adresy moich klientów, żeby uchronić ich przed wizytami tych różnych pseudopośredników, którzy mają świetne rozeznanie i kontakty.

Towarzysze od Prymasa Glempa
W Poznaniu oraz w Wielkopolsce także pojawiali się różni naciągacze, czasami korzystający z autorytetu, jakim cieszył się sam Prymas Polski.

Ponad dekadę temu głośna była afera z roszczeniami Towarzystwa Czytelni Ludowych. Głównymi rozgrywającymi byli prawnicy na czele z adwokatem Markiem T. z Gniezna. Miał pełnomocnictwo od prymasa Józefa Glempa.

TCL został założony w XIX wieku w Poznaniu. Głównymi celami było krzewienie oświaty, prowadzenie bibliotek. Z czasem, dzięki datkom, stał się posiadaczem licznych kamienic. W strukturach towarzystwa działali księża, np. sekretarzem generalnym był ks. Antoni Ludwiczak. W 1950 roku komunistyczne władze zlikwidowały TCL, a jego majątek znacjonalizowały. Np. w kamienicy przy ul. św. Marcin w Poznaniu zaczęło działać Towarzystwo Wiedzy Powszechnej, a w pałacyku w Gnieźnie otwarto internat.

Po 1989 roku o unieważnienie decyzji komunistycznych władz wystąpił Prymas Glemp. To właśnie aktualny Prymas Polski, na mocy dawnego statutu TCL, miał prawo działać w imieniu towarzystwa. Ówczesny minister spraw wewnętrznych unieważnił decyzję z 1950 roku, co otworzyło TCL drogę do zgłoszenia swoich roszczeń. Sprawy prowadził adwokat Marek T. z Gniezna, który został potem skazany za przestępstwa w innej sprawie. Mając pełnomocnictwo Prymasa Glempa, adwokat reaktywował dawne TCL. Wtedy też zaczęło dochodzić do różnych „cudów” - na przykład dokumenty w sądzie były poprawiane korektorem. A sukcesorami zlikwidowanego towarzystwa stały się osoby, które z dawnym TCL nie miały wiele wspólnego.

Początkowo zreaktywowanemu TCL-owi udało się odzyskać kilka nieruchomości, ale gdy wyciągnęło rękę po kamienice w Poznaniu, sparzyło się. Prawnicy reprezentujący obecnych właścicieli zwrócili uwagę, że nowi towarzysze to uzurpatorzy, którzy próbują przekonać sądy, że mają związek z dawnym TCL. Sprawa w końcu przycichła.

Głośna była także tzw. afera testamentowa sięgająca końca lat 90. Oszuści, wśród których główną rolę odgrywał radca prawny Mirosław Z., na podstawie sfałszowanego testamentu zgłosili się po majątek po zmarłej Melanii Rozmarynowicz. Kilka kamienic znajdowało się w różnych miejscach Poznania. Wśród osób zamieszanych w aferę była również żona radcy prawnego - poznańska sędzia. Później także ona została skazana.

W jej przypadku chodziło o trzykrotne „nieumyślne poświadczenie nieprawdy w postanowieniach o nabyciu spadku, wiedząc, że testamenty były sfałszowane”. Choć stwierdzenie o nieumyślności w jej działaniu wydaje się kuriozalne, to jak nazwać fakt, że później pani sędzia, mimo skazania, nadal orzekała? Nie pozbawiono jej togi, bo sąd karny w wyroku nie orzekł zakazu wykonywania zawodu sędziego, a jej sprawa dyscyplinarna się przedawniła. W aferę testamentową był także zamieszany komendant policji, co doskonale ilustruje, jak wpływowe osoby angażowały się w przejmowanie atrakcyjnych kamienic.

Swego czasu w Poznaniu głośno było także o pewnym biznesmenie, który miał świetne rozeznanie w kamienicach do wzięcia. Jakimś dziwnym trafem doskonale wiedział o roszczeniach różnych ludzi, niepodjętych spadkach... Związana z nim była pewna urzędniczka, ale on uparcie twierdził, że po prostu ma nosa do interesów. Żadnych zarzutów nie usłyszał. Do dzisiaj jego działalność spowita jest gęstą mgłą.

Prywatna trasa tramwajowa
Teraz w Poznaniu nie ma głośnych afer reprywatyzacyjnych, ale kontrowersji i tak nie brakuje. Obecnie urzędnicy Starostwa Powiatowego prowadzą około 320 postępowań o zwrot własności. To właśnie ten urząd rozpatruje wnioski dawnych właścicieli, którzy w okresie PRL byli wywłaszczani. Ich działki miały zostać przeznaczone na rozmaite inwestycje. Kto stara się o dawną własność?

- Prawo do zwrotu nieruchomości ma właściciel lub jego spadkobiercy pod warunkiem, że wywłaszczona działka nie została użyta na cel, pod który była wywłaszczana - wyjaśnia Krystyna Gola, dyrektor Wydziału Nieruchomości w poznańskim starostwie.

W praktyce dana osoba może ubiegać się o zwrot działki, jeśli zamiast osiedla mieszkaniowego powstało na nim boisko. Albo zamiast wyrósł np. trawnik. To jednak nie jedyny warunek. Zgodnie z prawem o zwrot działki można się ubiegać, jeśli w terminie 7 lat od wywłaszczenia nie rozpoczęły się na niej żadne prace lub jeśli nie ukończono ich w ciągu 10 lat od odebrania terenu.

W przypadku Poznania niektóre wywłaszczenia miały miejsce jeszcze w latach 50. i 60. Większość dokonało się w latach 70. na podstawie ówczesnych ustaw uchwalanych przez komunistyczne władze. Wtedy też zaczęto odbierać działki m.in. na budowę przyszłej trasy Poznańskiego Szybkiego Tramwaju oraz dworca autobusowego na os. Sobieskiego.

Z Pestki pasażerowie zaczęli korzystać zimą 1997 roku, a po kilku latach pierwsze osoby zgłosiły swoje roszczenia do tych terenów. Dawni właściciele argumentują, że trasa Pestki była budowana dłużej niż 10 lat, a na niektórych terenach powstały inne obiekty niż pierwotnie zaplanowane lub w ogóle nic nie powstało. I mają rację, ale to nie oznacza, że odzyskają swoje dawne tereny.

- W przypadku Pestki trzeba włączyć zdrowy rozsądek. Tam nie można stosować okresu 7 i 10 lat, bo to była inwestycja planowana na długi czas. Poza tym ustawodawca nie zwolnił nas z myślenia, a przecież nikomu nie zwrócimy torów tramwajowych lub dworca autobusowego. Te inwestycje mają charakter celu publicznego i nie można ich oddać - mówi Krystyna Gola.

Dodaje jednak: - Inaczej wygląda sprawa z wałami przy Pestce oraz z płaskimi terenami, które znajdują się przy nich. Tam przecież nic nie powstało, albo istnieją niezaplanowane wcześniej parkingi. W takim przypadku mam bardzo duże wątpliwości czy nie będziemy musieli zwrócić tych terenów.

Pestka oraz dworzec na Sobieskiego to nie jedyne takie przypadki, gdzie mieszkańcy domagają się zwrotu swoich działek, po których obecnie jeżdżą tramwaje. Podobnie jest z ul. Piaśnicką i przebiegającą tuż obok niej trasą tramwajową na Franowo. Tam również działki były wywłaszczane jeszcze w latach 70. Co więcej, początkowo zakładano, że powstanie tam jedno z wielu osiedli na Ratajach. Przez lata na wywłaszczonych terenach nic się nie działo. Dlatego od 2005 roku zaczęły pojawiać się wnioski o zwrot odebranych działek. Budowa trasy na Franowo ruszyła już po tym, gdy w starostwie znalazły się pierwsze roszczenia.

- Na Franowie na pewno nie zwrócimy działek z torami tramwajowymi. Ale mamy tam jeszcze do czynienia z rynkiem, który znajduje się przy ul. Piaśnickiej. I on ewentualnie może zostać zwrócony - opowiada Krystyna Gola, podkreślając, że oprócz prawa jest jeszcze zdrowy rozsądek.

Dwa metry pod billboard
Poznaniacy tracili też swoje działki pod osiedla z wielkiej płyty. Jeszcze w latach 60. zaczęto odbierać działki na os. Piastowskim. W kolejnym dziesięcioleciu wywłaszczenia dosięgnęły też Górnego Tarasu Rataj, zwłaszcza os. Lecha.

- Na Ratajach wywłaszczono zdecydowanie za dużo działek. Szły po kolei, jedna po drugiej. Na niektórych z nich w ogóle nie było nic zaplanowane. Dlatego dzisiaj w praktyce pół os. Lecha podlega roszczeniom. Prawdopodobnie zwrócona zostanie np. stara kapliczka przy jednym z kościołów - wyjaśnia Krystyna Gola.

Na Ratajach może także zostać zwrócony dawny budynek księgarni św. Wojciecha. W tym przypadku postępowanie nadal trwa, ale wszystko wskazuje na to, iż zakończy się pomyślnie dla dawnego właściciela.

W kontekście działek na Ratajach obecnie toczy się kilkadziesiąt postępowań zwrotowych. Równie dużo jest ich w przypadku działek na Piątkowe: zwłaszcza na os. Śmiałego, Batorego i Chrobrego. Tam także odbierano tereny głównie pod budowę osiedli mieszkaniowych.

Sporym kłopotem, zarówno na Piątkowie, jak i na Ratajach, jest przede wszystkim wielkość części działek, których domagają się byli właściciele. Niektóre z nich mają zaledwie kilka metrów kwadratowych.

- Nawet wtedy musimy przeprowadzić całe postępowanie. Podobnie wyglądają przypadki, gdy ludzie chcieliby zwrotu całej działki, a możemy im oddać jedynie część. Są osoby, które walczyłyby nawet o dwa metry kwadratowe terenu, zwłaszcza przy drogach. Wszystko dlatego, że dzięki temu mogą tam ewentualnie postawić jakiś billboard lub baner i trochę na tym zarobić - komentuje Krystyna Gola. Wspomina też sytuację pewnego mężczyzny, który więcej musiał zapłacić za wpis do księgi wieczystej niż wynosiła wartość odzyskanej działki.

Na wariackich papierach
Rok 1959 był początkiem wywłaszczeń na Smochowicach w rejonie ul. Myśliborskiej, Gniewskiej, Lubowskiej i Braniewskiej pod tzw. „tereny publiczne”. Nie wiadomo, co dokładnie oznaczało to stwierdzenie. Na jednej z działek aż do 1999 roku nic nie powstało. Wtedy to tamtejsza Rada Osiedla powołała społeczny komitet, a później stowarzyszenie, które za pieniądze mieszkańców, sponsorów i miasta zbudowało zespół boisk oraz korty tenisowe. Zapłacono za to co najmniej 1,5 mln złotych.

Problem pojawił się, gdy okazało się, że wobec tych terenów rozpoczęło się postępowanie zwrotowe. A samo boisko formalnie nie istnieje, gdyż zostało zbudowane mimo braku wydania warunków zabudowy. Dlatego też początkowo urzędnicy zwrócili ten teren byłemu właścicielowi. Po tym jak sprawa trafiła do wojewody, ten nakazał ją rozpatrzyć jeszcze raz. Argumentował, że zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego teren nie nadaje się do zwrotu, gdyż wniosek byłych właścicieli pojawił się dopiero po realizacji inwestycji.

- To jest idealny przykład sprawy, gdzie najlepiej byłoby zawrzeć ugodę. Właściciel zrzekłby się terenów, na których jest boisko, a bez problemu otrzymałby pozostałe działki - nie ma wątpliwości Krystyna Gola.

Ale do ugody dochodzi bardzo rzadko. Właściciele przeważnie walczą o cały teren. Do kompromisu trudno również przekonać poznański Urząd Miasta.

- W takim przypadku każdy powinien odpuścić. Coś traci, ale jednocześnie każdy od razu coś zyskuje. Jednak właściciele mają czasami bardzo wysokie żądania. Chcieliby i działkę, i pieniądze - opowiada Krystyna Gola.

Kontrowersyjnym tematem jest również planowana przed laty budowa ulicy Unii Lubelskiej na Ratajach.

- Tamtejsze tereny były wywłaszczane w latach 70. pod budowę tej drogi. Tak naprawdę ona jednak nie do końca powstała. Ulica to porządna jezdnia z chodnikiem i wymaganą infrastrukturą, a tego tam nie ma. Dlatego moim zdaniem dawnym właścicielom tych działek należą się zwroty, gdyż nie zrealizowano celu, na który były one wywłaszczone - wyjaśnia dyrektor Wydziału Nieruchomości w poznańskim Starostwie Powiatowym.

Sprawy związane z tym terenem powoli dobiegają już końca. Nadal do rozwiązania pozostanie jednak wiele innych. A najdłuższe ciągną się jeszcze od lat 90. I końca na razie nie widać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski