Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rewelacyjny koncert Dirty Loops w Eskulapie [RELACJA, ZDJĘCIA]

Kamil Babacz
Dirty Loops zagrali w Eskulapie
Dirty Loops zagrali w Eskulapie Marek Zakrzewski
Na tak niesamowity koncert, jaki dali w piątek Dirty Loops, trafia się raz na kilka lat. To jedno z tych wydarzeń, które staje się punktem milowym w kontakcie z muzyką i zapada długo w pamięci.

Najpierw jednak chwilę o Poluzjantach, którzy zapewnili publiczności doskonałą rozgrzewkę. Przyznam się, że nie znam zbyt dobrze twórczości tej grupy i zawsze myślałem o nich jak o zespole od ładnych, spokojnych piosenek, a zostałem niesamowicie pozytywnie zaskoczony ich energią, techniczną precyzją, jakością utworów, scenicznym obyciem i kontaktem z publicznością. Porównanie z Dirty Loops jest dla Poluzjantów o tyle niekorzystne, że polska grupa brzmi przy szwedzkiej po prostu bezpiecznie, ale to tylko kwestia zestawienia – Poluzjanci dali nienaganny, bardzo pozytywny koncert. Obie grupy supportował poznański skład Moszczyński Pietsch & bibobit, który łączy jazz z hip-hopem i o którym zrobiło się głośno, gdy na ich prośbę zaśpiewała z nimi i wystąpiła w ich teledysku Urszula Dudziak. Nie dotarłem na ich koncert, ale zachęcam do poznawania ich twórczości.

Dirty Loops zaczęli od znakomitego coveru „Circus” Britney Spears, w pewien sposób od początku narzucając odbiór całego koncertu. Przeplatając swoje własne utwory z piosenkami z repertuaru Adele, Avicii czy Justina Biebera, zatarli granicę między graniem koncertu, a byciem… DJ-em. Dla nich pop to niezwykle plastyczna w swojej prostocie forma, z której można wyciągnąć melodię i przebudować wszystko dookoła. Zupełnie bezpretensjonalnie gestem artysty biorą coś, co jest powszechne i oczywiste i zmieniają to w nadal przystępną, ale nieoczywistą, skomplikowaną, niemal awangardową jazz-funkową perełkę. Jak dla mnie mogliby grać covery do końca świata, trochę go w ten sposób naprawiając, gdyby nie to, że ich własne utwory każą wyczekiwać albumu z niecierpliwością.

Chociaż wyglądają jak boysband, to przecież trio założone przez perfekcyjnych technicznie muzyków sesyjnych, a ich muzyka najbliższa jest eksperymentalnej grupie Knower z Los Angeles, która łączy pop, jazz-funk i elektronikę i gra tę mieszankę podkręconą do maksimum (szybkie zmiany akordów, skomplikowane schematy rytmiczne, mocno zagęszczona dynamika nagrań), testując tym samym możliwości percepcji odbiorcy. Dirty Loops (wszyscy członkowie grupy to wychowankowie akademii muzycznych) są jak Knower z mniej popieprzonym brzmieniem, ale równie pogiętymi kompozycjami – publiczność wyglądała momentami zresztą jakby była przytłoczona tym, co dzieje się na scenie, po każdym utworze eksplodując aplauzem.

Po koncercie miałem okazję zapytać zespół, czy znają tę amerykańską, jednak znacznie mniej popularną od nich samych grupę (Knower na Facebooku mają 5 tysięcy fanów, Dirty Loops... o 128 tysięcy więcej) - okazało się, że nie tylko znają, ale uwielbiają i mieli już okazję razem pracować. Co więcej, określili Knower zespołem, z którym najwięcej pod względem twórczości ich łączy. Jeśli dodać do tego, że zapewniają, że nad swoim albumem pracowali trzy lata bez przerwy, to okazuje się, że w tej chwili jest to płyta, na którą czekam chyba najbardziej, bo to rzecz unikatowa i jednocześnie bliska temu, co w muzyce pop w tej chwili najbardziej mnie interesuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski