Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Friedrich "Litza" świętuje urodziny

Karolina Koziolek
Robert Friedrich "Litza" świętuje urodziny
Robert Friedrich "Litza" świętuje urodziny Maciej Urbanowski
Twierdzi, że nie umie sklecić dwóch zdań, ale w sobotę będzie mówił do tysięcy ludzi zebranych na stadionie. Robert Friedrich "Litza" przekonuje, że jego życie zmieniło się, gdy zrozumiał, czym jest chrzest.

Stanie Pan w sobotę na scenie na stadionie przed tysiącami ludzi i tym razem nie będzie Pan do nich śpiewał, ale mówił o Bogu. Co Pan im powie?
Do końca jeszcze nie wiem. Chciałbym oddać i podziękować za to, co dostałem, a dostałem ogromną pomoc ze strony Kościoła. Jako ojciec, jako mąż, jako twórca. Dzięki temu, że jestem we wspólnocie, uczę się wciąż, jak być dobrym mężem i ojcem. Bez tego nie byłbym w stanie kochać żony i dzieci, tak jak chcę, a nawet normalnie funkcjonować. Organizatorzy obchodów chcieli, żebym coś powiedział może przez to, że jestem zwykłym człowiekiem, który nie umie sklecić dwóch zdań, ale gdzieś tam z tego nieudacznego mówienia wychodzi obraz ogromnej pomocy Boga dla zwykłego łajdaka.

Przez co ta pomoc wyraża się na co dzień?
Słowo Boga, które słyszę podczas liturgii, wiele mi wyjaśnia. Na co dzień mam mnóstwo pytań, które długo pozostają bez odpowiedzi, co powoduje cierpienie i wątpliwości. Podczas liturgii dwa razy w tygodniu, we wspólnocie, do której należę, słucham Psalmów, Ewangelii, historycznych ksiąg Pisma Świętego i to oświetla wszystkie mroki codziennego zmagania. Po takiej liturgii jestem szczęśliwy, bo rozumiem, dlaczego coś mnie spotkało, dlaczego mam trudności, dlaczego to, co robię, ma sens i co najważniejsze, że cierpienie i zmaganie ma sens. To realne wsparcie. Nie ma nic wspólnego z psychologiczną pomocą, to raczej głęboka, duchowa pomoc. Po takiej liturgii znowu chce mi się żyć, chce mi się pracować, tworzyć i służyć.

Czy ta data, rocznica chrztu Polski, ma dla Pana jakieś osobiste znaczenie?
Wobec obecnej sytuacji, kiedy Europa odchodzi od Boga, robi się coraz bardziej konsumpcyjna i materialistyczna, dobrze jest sobie pamiętać o korzeniach. Przypomnieć sobie, jak Polska się rodziła i co kiedyś dało jej największego twórczego i rozwojowego kopa. Sam kiedyś nie miałem świadomości, czym jest chrzest i czym był mój chrzest. Dzięki temu, że jestem we wspólnocie neokatechumenalnej od 21 lat, uczę się, o co w tym wszystkim chodzi. Co to znaczy być chrześcijaninem, iść śladami Chrystusa.

Chrzest wielu ludziom wydaje się wyłącznie rytuałem.
W naszej wspólnocie mamy tradycję chrztu podczas wielkanocnego czuwania. Dzieci są wówczas chrzczone poprzez trzykrotne zanurzenie pod wodę „W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. W wodach chrzcielnych zatapia się starego człowieka, który nosi w sobie grzech pierworodny, a pojawia się zupełnie nowa osoba. To widzialny znak, coś jest zatapiane, by coś nowego się urodziło. Sam byłem ochrzczony jako niemowlę, ale potrzebuję wiele lat katechumenatu, żeby zrozumieć, czym jest tak na prawdę chrzest.

A czym jest?
Codziennym umieraniem mojego ego po to, żeby być dla drugiego. Wtedy odkrywam siebie jako osobę ludzką, widzę siebie, jaki chciałbym być. Zabić swoje ego, własne plany i marzenia jest trudne, ale wtedy jestem szczęśliwszy jako ten, który umarł dla swoich planów, po to, żeby żyć dla żony, dzieci i wszystkich, których spotykam.

To skomplikowane.
Dla mnie nie. Dla mnie to nie jest teoria, ale rzeczy doświadczalne. Jestem normalnym mężem i ojcem. Teraz też dziadkiem, bo mam już pięcioro wnucząt. Jestem normalnym parafianinem. Nie chodzi o to, żeby iść w niedzielę na mszę i patrzeć na zegarek myśląc, ile to jeszcze potrwa. Tylko cieszyć się tym, że jestem wśród braci, że mogę słuchać słowa, które mi pomaga zrozumieć swoje uczucia. To jest cudowne, bo w dzisiejszych czasach mało mamy pomocy. Jest wiele atrakcji i propozycji ze świata, ale mało realnej pomocy, żeby człowiek miał chęci do życia, żeby nie musiał brać antydepresantów, żeby nie musiał się martwic i bać. Dla mnie być w Kościele, to właśnie nie bać się o wszelakie zabezpieczenia. No bo, czym jest wiara?

Właśnie, czym?
Nie jest przylgnięciem rozumem do pewnych dogmatów i prawd.

Jak to nie?
No nie. Jest realnym doświadczeniem. Dopóki Bóg był dla mnie tylko teorią, byłem poza Kościołem. Teoria nie była mi do niczego potrzebna. Tak jak instrukcja wzmacniacza do gitary, która do niczego mi się nigdy nie przyda. Nie interesuje mnie instrukcja, jak tego używać. Muszę sam tego spróbować. Potrzebuję doświadczenia. Każdy tego potrzebuje.

To jest ta wiara infantylna, do której się Pan kiedyś przyznawał?
Wiara naturalna to ciągle za mało, żebym żył nadzieją. Dojrzałą wiarę zyskuje się zbierając fakty. Dzisiaj, po 21 latach we wspólnocie, mam fakty, niezbite dowody, że Bóg istnieje, że nie jestem mu ani obcy, ani obojętny, widzę, że troszczy się o mnie i mnie kocha, a przez to na pewno inspiruje, motywuje.

No tak mówi się o Panu „głęboko wierzący”.
Bardzo nie lubię tego określenia. Bo co to niby znaczy? Albo się jest wierzącym, albo nie. Nie można mieć trochę wiary, bo nie można być trochę w ciąży. Wiarę się ma albo się jej nie ma. Dlatego nie ma dla mnie sensu określenie głęboko wierzący. Jak niby można zmierzyć głębokość czyjeś wiary?

Może po tym, ile kto się modli? Pan dużo się modli?
Znam takich, co się modlą dużo i w imię swojego Boga zabijają. Modlitwa to raczej spotkanie z Bogiem, który inspiruje do miłości. Dziś rano obudziłem się i modliłem z żoną, żeby Bóg był przy mnie obecny cały dzień, żebym pełnił jego wolę. Bo każdy dzień i każda spotkana tego dnia osoba jest mi zadana. Modliłem się, żebym mógł dla niej być, a nie ją wykorzystać. Modlitwa to pewien stan. Dla mnie modlitwa to walka ze zniechęceniem, żeby przytulić się do nadziei, która jest w Bogu.

Co to jest to realne doświadczenie Boga, o którym Pan wciąż mówi?
Realne doświadczenie Boga jest wtedy, kiedy czuję, że nie chce mi się żyć, nie mam siły żeby tworzyć, służyć innym, a jednak idę na liturgię i tam dostaję to, że jednak mogę to robić. To, że dzisiaj chciało mi się wstać, że swego czasu brałem leki na nerwicę, a dziś wiem, że on jest moim lekiem na lęki. Miałem klasyczną nerwicę, ataki paniki. Przez wielość zadań, które robię. Prowadzę przecież firmę, wydaję płyty, gram koncerty, mam dzieci, które czasem chorują, wnuki tak samo. Trzeba gdzieś kogoś zawieźć, tu spodnie pękły w kroku, trzeba kupić nowe, tu trzeba odebrać paczki, a miałem zrobić to już wczoraj. Odebrać wzmacniacz z naprawy, jutro jedziemy na koncert i tak cały czas. Bóg daje temu nowy sens.

To realne doświadczenie Boga jest także w tym, że mogę kochać żonę, że mogę się zakochać w tej samej kobiecie po raz kolejny. Jesteśmy z Dobrochną 33 lata. Wczoraj siedzieliśmy wieczorem przy kolacji w restauracji, patrzyłem na jej usta i myślałem, że ma tak piękne usta. Moja żona twierdzi, że wzrok mi się psuje. A ja ją kocham, jej palce, jej ruchy… Wciąż się w niej zakochuję, nie muszę mieć nowej żony, choć Bóg tak pięknie stworzył wiele innych kobiet.

Czy Panu potrzebny jest Kościół? Jako instytucja, z całą hierarchią, listami biskupów w sprawie aborcji, in vitro?
Oczywiście, że tak. Wiele lat miałem ogromny problem z hierarchią, jakąkolwiek. Słyszymy hierarchia, to od razu myślimy, że ktoś chce nas wykorzystać i się od razu buntowałem i kontestowałem. Gdy byłem mały, miałem wielki problem z hierarchią w domu. Wychowywała nas głównie mama, tata pracował, a potem zostaliśmy sami. A tu nagle przyszła pomoc. We wspólnocie usłyszałem, jak ważne jest bycie posłusznym, także posłusznym biskupowi. Uchwyciłem się tego. Bo całe życie robiłem to, co chciałem i zaszedłem na manowce. W końcu chciałem mieć kogoś nad sobą, komu mogę być posłuszny i ufać, że doprowadzi mnie do pięknego doświadczenia szczęścia. Posłuszeństwo jest początkiem przygody. Widziałaś film z metropolitą poznańskim arcybiskupem Stanisławem Gądeckim w Syrii?

Nie.
No właśnie, bo takich rzeczy się nie puszcza. Ja oglądałem to na youtubie. Na filmie widać, jak chodzi po gruzach miasta razem z lokalnymi duchownymi. Dyskutują o tym, co zrobić w sprawie uchodźców, jak pomóc, zastanawiają, co zrobić, dlaczego ci ludzie migrują. Dlaczego tego nam się nie pokazuje? Przecież to buduje nadzieję?

Na pewno ma Pan wśród znajomych osoby, które protestują przeciwko listowi biskupów w sprawie aborcji. Głośne demonstracje odbywają się w całym kraju, również w Poznaniu. Pan list episkopatu popiera?
Posłuchaj sobie, co śpiewamy w piosence „Shoah” Luxtorpedy.

(sprawdzam)

Kleszcze mechanicznie kruszą
odruchy oporu/
Dobrodziejstwo Poprawności
politycznej/
Głuchym szczękiem potwierdzają
prawo wolnego wyboru/
Wielki tryumf Ideologiczny
Nie mogę uwierzyć,
pokonują nas słowem/
W miejsce człowiek,
wymyślono słowo nowe/
Produkt zapomnienia,/
fragment tkanki, skrzep/
Odpad biologiczny spalony przez piec
Wyważona wrażliwość
nie pozwala myśleć/
Że ta mała iskierka to może
jednak życie

Głos Kościoła jest głosem samego Chrystusa dla tych czasów. Gdybyśmy zapytali Chrystusa, co sądzi o aborcji, na pewno powiedziałby, że zabijać nie można. Ale Kościół mówi wyraźnie, że karanie osób, które się tego dopuściły, nie jest rozwiązaniem, powinniśmy im nieść miłosierdzie i pomoc.

Czuje się Pan wolny?
Tak. Moje życie nie zależy od prestiżu, pieniędzy, od show-biznesu. Moje życie zależy od Boga. To daje mi wolność. Latami żyłem w strachu, co będzie, co się wydarzy jutro, co z dziećmi, co z ZUS-em... Czy gdybyś wiedziała, że masz dziś ostatni dzień życia, to nie poświęciłabyś ich na rzeczy związane z miłością? Poświęciłabyś czas, żeby zadzwonić do babci, do której dawno nie dzwoniłaś, żeby powiedzieć ojcu, że go kochasz, żeby iść za rękę z ukochanym. Ręczę Ci, że tak by było. Dzisiejszy dzień jest właśnie ostatni. Życie jest tak krótkie. Cała machina konsumpcyjno-gospodarcza wmawiała mi, że jest inaczej. Kiedyś się na to łapałem i żyłem w nerwicy. Dziś widzę, że moje życie od tego nie zależy. W Kościele spotkałem braci, którzy zawsze są szczęśliwi. Co by się nie działo, jakie zawieruchy polityczne czy ekonomiczne by się nie działy, oni są stabilni, bo są pewni, że Chrystus zmartwychwstał. I po to nam chrzest, żebyśmy mogli być tego częścią. Możemy się przykleić do swojej pracy, kariery, fajnych znajomych, ale to wszystko cieszy tylko na chwilę, a w środku mamy głęboki smutek. ...I jak ja ma to wszystko powiedzieć w pięć minut na stadionie. Ha ha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski