Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rockowy strzał po długim okresie leżakowania [RECENZJA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Rust, „White Fog”, Good Time Records 2014
Rust, „White Fog”, Good Time Records 2014 Materiały prasowe
Na wydanie debiutanckiej płyty Rust czekali ponad dekadę. „White Fog” udowadnia, że bynajmniej nie był to czas zmarnowany.

Ta płyta miała ukazać się kilka lat temu. I choć Rust odkąd pamiętam wybijali się ze swoim vintage'owym hard rockiem ponad przeciętność, to długi okres leżakowania dobrze zrobił materiałowi, jaki finalnie znalazł się na "White Fog". Debiutancki longplay poznaniaków to podwójny sukces.

Po pierwsze dlatego, że mało który zespół ma w sobie tyle determinacji, by tę samą płytę nagrać dwukrotnie. A jeśli już zdecyduje się na tak desperacki krok, to rzadko kiedy udaje się uchronić muzykę od utraty bardzo ważnego pierwiastka pasji i zaangażowania. Tymczasem „White Fog” od pierwszych, skocznych taktów numeru tytułowego urzeka świeżością.

Po drugie, ponieważ mimo bardzo wyraźnych inspiracji Led Zeppelin, udało się Rustom stworzyć na tym albumie zręby własnej muzycznej tożsamości. Wspomniany utwór tytułowy jest tu tylko zaproszeniem do dalszej podróży po szlaku, wytyczonego głównie w latach 60. i 70., czasach, kiedy blues zaczął przeobrażać się w pełnowartościowego rocka, który podpalał świat.

Poznaniacy nie tylko świetnie opanowali tę stylistykę wraz z jej poszczególnymi patentami, ale przede wszystkim umieją za ich pomocą pisać dobre piosenki. Niezależnie od tego, czy słyszę naładowany chwytliwymi riffami i solówkami „Clouds”, leniwie sączący się „World's Gonna Change” czy ociężale psychodeliczny, dwunastominutowy finał w postaci „Glen More Men”, w przypadku każdej z tych kompozycji jestem pod totalnym wrażeniem kompozytorskiego zmysłu poznaniaków. Innym atutem Rust jest też wokalista Michu Przybylski, który brzmi jak młodszy brat... a zresztą sami posłuchajcie.

Nagrany na żywo „White Fog” to dowód na to, że rock w klasycznym ujęciu się nie starzeje, a najwyżej szlachetnie rdzewieje. A na to panowie z Rust mają moje błogosławieństwo. Bo ten długo wyczekiwany debiut to doskonały punkt wyjścia dla dalszych, mam nadzieję jeszcze bardziej własnych poszukiwań. Niekoniecznie z „Mary Jane”, jak w tytule jednej z lepszych piosenek na płycie. Wiem, że zdolni są do znacznie ciekawszych rzeczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski