Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnik: Straciłem milion. Oszukał mnie prawnik

Monika Kaczyńska
Tomasz Kaczmarek uważa, że został wywiedziony w pole.
Tomasz Kaczmarek uważa, że został wywiedziony w pole. Paweł Miecznik
Odszkodowanie dla Tomasza Kaczmarka za ziemię, z której został wywłaszczony, miało wynosić ponad milion. Tymczasem rolnik nie dostał nic, a być może pozostanie z długami.

Tomasz Kaczmarek, rolnik z Wielkopolski, cieszył się, kiedy w 2007 roku zadzwonił do niego A.P. - prawnik z Poznania i powiedział, że należy mu się odszkodowanie za niespełna hektar ziemi w Chybach, z którego w 1997 roku wywłaszczyła go gmina Tarnowo Podgórne.

Czytaj także:
Rolnik z Żabna to kolejna ofiara oszustwa?
Afera gruntowa - ubogi rolnik to jej kolejna ofiara!

W 2008 roku wójt gminy proponował 25 złotych za metr kwadratowy. To oznaczałoby dla rolnika zastrzyk gotówki rzędu 250 tys. zł. Jednak, jak twierdzi, za radą mecenasa P., który miał obiecywać, że wynegocjuje więcej, nie zgodził się na tę kwotę i czekał na dalszy bieg spraw. Przed zakończeniem postępowania okazało się, że nie otrzyma nawet tyle, a odszkodowanie, która ma wypłacić gmina, choć przekracza milion złotych, należy się zupełnie komu innemu. Jak do tego doszło? Wersje, które przedstawia sam zainteresowany i jego były prawnik zasadniczo się różnią.

- Bardzo wtedy potrzebowałem pieniędzy - mówi Tomasz Kaczmarek. - Sprawa długo trwała, a wypłaty nie było. Pan P. powiedział, że mi pomoże i pod zastaw tego odszkodowania może mi pożyczyć do 100 tysięcy złotych. Najpierw pożyczyłem na dach, bo przeciekał, później na inne potrzeby. W sumie 85 tysięcy złotych. A wypłaty odszkodowania ciągle nie było. Kiedy naciskałem, pokazał mi umowę, że niby swoje wziąłem, a pieniądze należą się komu innemu. Zrozumiałem, że zostałem oszukany.

Żal rolnika był tym większy, że odszkodowanie przyznane za ziemię wyniosło nie, jak początkowo sądził około 200 tysięcy złotych, ale ponad milion.

Zgodnie z dokumentami Kaczmarek tę wierzytelność sprzedał w listopadzie 2008 roku. Komu? Mężczyźnie, którego też reprezentuje A.P. i który nosi nazwisko takie jak drugie nazwisko jego córki i wspólniczki. Sam Kaczmarek nie przypomina sobie tej transakcji.

Do umowy cesji doszło jakoby w listopadzie 2008 roku. Ale jeszcze w lipcu 2009 roku Kaczmarek wraz z P. jako swoim pełnomocnikiem uczestniczyli w wycenie gruntu przez rzeczoznawcę, choć już wtedy rolnika to postępowanie nie dotyczyło. P. twierdzi, że Kaczmarek został wezwany na wycenę nie z powodu praw do odszkodowania, ale dlatego, że był właścicielem gruntu w chwili wywłaszczenia.

W doniesieniu do prokuratury napisanym odręcznie przez Kaczmarka jesienią 2009 roku twierdzi on, że podpis na umowie cesji nie jest jego, podobnie jak na kilku innych dokumentach. Ich kopii nie otrzymał.

Prokuratura umorzyła postępowanie z powodu niestwierdzenia fałszerstwa.

- Ciągle coś podpisywałem, jak P. mówił, że trzeba - twierdzi. - Kwitowałem odbiór pieniędzy. Ale przecież jakbym wiedział, że odszkodowanie nie jest dla mnie, po co bym o nie pytał?

A. P. nie zaprzecza, jakoby reprezentował Kaczmarka w staraniach o odszkodowanie ani temu, że pożyczał mu pieniądze.

- Starania o wypłatę odszkodowania trwają długo, a pan Kaczmarek potrzebował pieniędzy szybko - mówi poznański radca. - Owszem, pewną sumę mu pożyczyłem, ale gdy okazało się, że to nie wystarczy i wyszło na jaw, że pan Kaczmarek ma wiele innych zobowiązań, zaproponowałem cesję wierzytelności za 210 tys. zł. 85 tys. otrzymał już wcześniej. Resztę miał dostać po wypłacie odszkodowania przez gminę. I doskonale o tym wiedział. Teraz próbuje sprawę odkręcić, bo okazało się, że mógł dostać więcej.

Magdalena Adamczewska, radca obecnie reprezentujący Kaczmarka, uważa, że sprawa nie jest tak prosta.

- To, że mój klient nie przypomina sobie, żeby taką umowę podpisał to jedno - mówi. - Dziwniejsze jest to, że najpierw zrezygnował z odszkodowania rzędu 250 tysięcy,które proponował wójt, płatnego w ciągu 14 dni , a potem zgodził się sprzedać wierzytelność za ułamek tej kwoty. Umowa cesji jest tak skonstruowana, że nawet gdyby do wypłaty doszło, pan Kaczmarek nie dostanie nic, a nawet stanie się dłużnikiem pana P.

Wynika z niej, że z wypłaty, której dokona gmina, zostaną "częściowo rozliczone" koszty usług A.P. z tytułu reprezentowania rolnika w staraniach o odszkodowanie. Mają one stanowić 30 procent faktycznie uzyskanej kwoty. Niezależnie od tego za ile Tomasz Kaczmarek sprzedałby wierzytelność, przy odszkodowaniu przekraczającym 1,2 mln zł, koszty tych usług wyniosły ok. 360 tys zł. Wynika z tego, że P. ma prawo zainkasować wszystko co zostałyby do rozliczenia po wypłacie odszkodowania.

On sam temu zaprzecza. - Potrącę 30 proc. od 210 tys.czyli ceny cesji - mówi. - Dziwię się, że ktoś rozumie to inaczej.

Dodatkowo, zdaniem Magdaleny Adamczewskiej, kwota wpisana w cesji jest zaniżona.

- To, że teraz odszkodowanie jest znacznie wyższe, nic nie znaczy - ripostuje P. - W 2008 roku, gdy sprawa się rozgrywała, sąsiad Kaczmarka za bliźniaczą działkę dostał 250 tys. odszkodowania. Że teraz to warte więcej? Cóż, taki jest kapitalizm. Twierdził, że nie podpisał umowy, prokuratura umorzyła śledztwo. Sprawy nie ma.

Czy tak jest faktycznie, wypowie się poznański sąd, przed którym toczy się m.in. postępowanie w sprawie uznania nieważności umowy cesji, a także prokuratura Poznań Grunwald, która zajmie się złożonym przez Kaczmarka doniesieniem o podejrzeniu popełnienia oszustwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski