Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Romuald Gantkowski, to on był sprawcą afery z "książętami"

Krzysztof Smura
Romuald Gantkowski, to on był sprawcą afery z "książętami"
Romuald Gantkowski, to on był sprawcą afery z "książętami" archiwum NAC
W najnowszym wydaniu Naszej Historii przeczytacie państwo między innymi o Romualdzie Gantkowskim, kawalarzu, który ośmieszył władze i sprowadził do miasta fikcyjnych książąt z fikcyjnego Beludżystanu

Gantkowski mimo swojego młodego wieku nie był w Poznaniu anonimowy. W Teatrze Polskim, gdzie występował na scenie, wcielał się w niełatwe role Judasza czy Kordiana. Jednak swój talent i porywający temperament wykorzystywał nie tylko na deskach teatralnych - pisze w Naszej Historii Zbyszek Snusz. - "Fama jego improwizacji kawalarskich na gruncie towarzyskim szła równolegle do rosnącej reputacji aktorskiej i reżyserskiej; posiadał tupet doprawdy nieporównany, bezczelność właściwie niesamowitą i pozwalał sobie na rzeczy, które na pewno nikomu poza nim nie potrafiłyby ujść w Poznaniu płazem" - wspominał poeta i reporter Aleksander Janta-Połczyński.

Najsłynniejszy kawał, o którym szybko stało się głośno w całej Polsce, Gantkowski wywinął władzom Poznania w 1924 roku, kiedy to zadzwonił do kilku redakcji, podając się za pracownika wydziału prasowego polskiego MSZ. Niedługo potem, 12 czerwca, w poznańskiej prasie ukazał się komunikat: "Z wielkobrytyjskiej wystawy w Wembley przybywa dziś do Poznania dwu delegatów Beludżystanu (leżącego w Azji, południowy wschód równiny Iranu). Gości podejmować będzie tutejsze Polsko-Tureckie Towarzystwo".

Nikt z miasta nie wiedział wtedy jeszcze, że za tą lakoniczną depeszą kryje się perfekcyjnie przygotowany dowcip. Gantkowski zaangażował do niego czterech studentów, którzy dopiero co przyjechali do miasta na studia. Do akcji przygotowywano się na Starołęce. Tam aktorzy przebrali się m.in. w turbany wypożyczone z teatralnej garderoby i wsiedli w wypożyczoną u znajomego Gantkowskiego limuzynę berliet. Auto prowadził szofer w liberii. O 11.00 delegacja wjechała do centrum.

Przed dworcem misję powitał komendant policji w odświętnym mundurze, białych rękawiczkach, z szablą u boku. Funkcjonariusz w stroju galowym zapewnił, że policjanci objęli misję dyskretną opieką i zaprosił gości do zamku. Tam czekali na nich już intendent gmachu, dziekan uniwersytetu, profesorowie i... tak duży tłum poznaniaków, że limuzyna z delegacją nie miała szans, by zbliżyć się do budynku. Drogę na dziedziniec musiała torować policja konna. Wizyta książąt w zamku trwała ponad godzinę.

Co ciekawe, gdy misja zwiedzała Poznań, w operze, gdzie wieczorem miało się odbyć galowe przedstawienie na cześć gości, trwały gorące poszukiwania... nut beludżystańskiego hymnu narodowego. Książęta zostali na nie zaproszeni przez reprezentanta rady miejskiej w ratuszu.

Tam też okazało się, że poznańskie władze bezpieczeństwa zdążyły już zadzwonić do Warszawy i dowiedzieć się, że o misji z Beludżystanu nikt nie słyszał. Goście musieli uwolnić się spod policyjnej opieki i szybko zakończyć kawał.

Więcej o ,,misji Gantkowskiego'' i jej reperkusjach przeczytacie Państwo w Naszej Historii - miesięczniku, w którym sporo miejsca zajmuje nasza, wielkopolska historia. W tym numerze Krzysztof Kaźmierczak pisze o tajemniczej śmierci dziennikarza w czasie stanu wojennego, Grzegorz Okoński o początkach służb antyterrorystycznych w Poznaniu, a Błażej Dąbkowski o słynnej poznańskiej piątce od Salezjan. Jest też bogato ilustrowana historia ostatniej wielkiej powodzi sprzed 90 lat oraz bogaty dział krajowy i zagraniczny. Zachęcamy do lektury i zapraszamy do punktów sprzedaży.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski