Choć zawarte na niej 10 kompozycji przynosi zaledwie 32 minuty muzyki, to dwójce z Brighton udało się upchać w nich tyle energii, że można by nią obdzielić z tuzin innych wydawnictw. Potężnie brzmiący, brudny i niezwykle przebojowy jest ten garażowy rock w wykonaniu Royal Blood.
W riffach często słychać zabarwienie bluesem, co w obliczu braku perspektyw na reaktywację Led Zeppelin, sprawia, że debiut Brytyjczyków nie tylko otrze łzy fanom ojców chrzestnych hard rocka, ale też sprawi im autentyczną radość. Słychać to szczególnie w singlowym "Figure It Out", który chwilami brzmi jak brat bliźniak "What Is And What Should Never Be" z drugiego albumu grupy Page'a i Planta. Z kolei sprawnych rymów mógłby Mike'owi Kerrowi pozazdrościć niejeden raper ("Loose Change"). Podobnie jak w rock'n'rollu końca lat 60. XX w. i klasycznym rapie, drzemie w Brytyjczykach jakaś pierwotna siła, sprawiająca, że poszczególne numery aż kipią od werwy i seksapilu. Zwłaszcza tego ostatniego brakuje dzisiejszej gitarowej muzyce, która w ostatnich latach stała się raczej domeną zapatrzonych w swoje instrumenty "artystów". Royal Blood oszczędza nam tego quasi-akademickiego podejścia, waląc chwytliwym riffem prosto w splot słoneczny.
Cały ten hałas to wyłączne dzieło perkusji, wokalu i gitary basowej. Sam po wielokrotnym przesłuchaniu "Royal Blood" musiałem upewniać się, czy aby nie pomyliłem się, czytając wkładkę płyty. Jak widać, więcej nie trzeba, by brzmieć "jak zwierzę zerwane z łańcucha, jak kula wypalona z armaty", jak w jednej z piosenek śpiewają panowie z Brighton.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?