18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rysunki Jana Marcina Szancera: pełnomocnik wziął i nie oddał

Karolina Koziolek
Ilustracje Jana Marcina Szancera
Ilustracje Jana Marcina Szancera
"Był sympatyczny i chciał przychylić mi nieba" - mówi o swoim pełnomocniku Małgorzata Szancer-Colson, córka i spadkobierczyni twórczości rysownika Jana Marcina Szancera. Teraz kobieta zarzuca mu przywłaszczenie kilkuset rysunków po zmarłym ojcu, przejęcie praw autorskich oraz nierozliczenie kilkuset tysięcy złotych ze sprzedaży mieszkania po rodzicach. - To, co zrobił ten pan, to skandal. Te rysunki to dziedzictwo narodowe, powinny wisieć w muzeum - mówi mieszkająca we Francji córka wybitnego ilustratora. I dodaje, że sprawą zainteresowała prokuraturę.

To nie pierwsza sprawa Jacka W., która toczy się przed wymiarem sprawiedliwości. Dwa lata temu został skazany za nieumyślne spowodowanie śmierci swojej żony. Zastrzelił ją na nocnym polowaniu, ponieważ w ciemności pomylił żonę z dzikiem. Dostał dwa lata w zawieszeniu.

Obiecujące początki
Jacek W. i Marguerite Szancer--Colson-Blanche poznali się w 2006 r. Krakowski właściciel nieruchomości Jacek W. pomagał wówczas koledze ustalić spadkobierców kamienicy do sprzedaży. Okazało się, że jedną z nich była córka Jana Marcina Szancera.
- Odnalazłem ją. Pojechałem z dwoma kolegami do Francji. Pani Gosia okazała się fajną babką, była spoko. Wybrała mnie z naszej trójki, bym dopilnował spraw związanych z jej częścią spadku - mówi dziś Jacek W.

Dwa lata później...
Po dwóch latach od tych wydarzeń zmarła żona Jana Szancera, a matka Małgorzaty Szancer. Znowu trzeba było załatwić sprawy spadkowe.
- Miałam zaufanie do pana Jacka i dobre doświadczenia z przeszłości, dlatego poprosiłam go, by znów mi pomógł - mówi Małgorzata Szancer.
Jej znajomi z Wydawnictwa G&P z Poznania przyznają, że kobieta była już wtedy bardzo schorowana. We Francji stale poddawana dializom czekała na przeszczep nerki.
- Jacek W. od razu zaskarbił sobie jej zaufanie. Pokazał, że jest skuteczny. Potrafił załatwić to, co trzeba. Pani Małgorzata nie zna się na polskim prawie i potrzebowała kogoś takiego - opowiada Karol Prętnicki, współwłaściciel Wydawnictwa G&P.

Szerokie pełnomocnictwo
Doszło do tego, że pod koniec września 2009 r., przyjeżdżając na pogrzeb matki, Małgorzata Szancer podpisała u notariusza pełnomocnictwo, upoważniające Jacka W. do załatwiania jej spraw w Polsce.
Jak się później okazało, pełnomocnictwo dawało niezwykle szerokie uprawnienia Jackowi W. - Miałam pełne zaufanie do niego. Nie analizowałam szczegółowo każdego zapisu u notariusza. Miałam wtedy inne zmartwienia na głowie. Pogrzeb mamy był dla mnie wstrząsem - tłumaczy teraz Małgorzata Szancer. - Nie przypuszczałam, że treść pełnomocnictwa upoważnia Jacka W. do zawierania jakichkolwiek umów bez mojej wiedzy - twierdzi.
Jacek W. tak jak obiecał, zajął się uregulowaniem spadku po Szancerach. Chodziło głównie o mieszkanie przy ul. Bednarskiej na Powiślu w Warszawie. Początkowo miał je odkupić sam - za 400 tys. zł - potem plan się zmienił. Mieszkanie wystawiono na sprzedaż. - Zająłem się remontem nieruchomości. Umówiliśmy się, że mam prawo zabrać meble - mówi Jacek W.

"Badziewne rysunki"
Teraz Małgorzata Szancer oskarża go o przywłaszczenie ok. 500 prac, które pozostały w mieszkaniu po jej zmarłym ojcu. - To były jakieś badziewne rysunki. Pani Gosia sama mówiła, że jej się nie podobają i że są niewiele warte - mówi Jacek W. - A meble? Wielki mi prezent, to były "biedermeiery", ale kompletnie bez wartości - mówi. Przekonuje, że warte zwykle kilkadziesiąt tysięcy złotych meble były "w nieodpowiednim typie".
Marguerite Szancer-Colson- Blanche zapewnia, że na meblach jej jednak nie zależy. Chodzi o wartość sentymentalną rysunków po jej znanym ojcu.

Mieszkanie za milion
Jak mówi Francuzka, najgorsze dla niej miało jednak dopiero nadejść. Wkrótce mieszkanie za 1 mln 50 tys. zł kupił młody warszawiak. Jednak zamiast przelać pieniądze na konto francuskie, przelał je na konto Jacka W.
- To nietypowe. W takiej sytuacji otwiera się zazwyczaj subkonto, do którego dostęp ma tylko spadkobierca - wyjaśnia mec. Leonard Cyrson, poznański adwokat, który prowadzi sprawę M. Szancer przed krakowskim sądem.
Francuzka twierdzi, że z pieniędzy za mieszkanie zobaczyła zaledwie 1/4. Na jej rachunku bankowym widnieją trzy przelewy po 20 tys. euro każdy. Wszystkie bez tytułu. - Jacek W. uznał, że to, co powyżej 400 tys. zł należy się jemu. Uznał, że to "zarobił" na sprzedaży - opowiada M. Szancer.

On z kolei twierdzi, że woził jej gotówkę do Francji w kieszeniach. - Po jednej rolce na każdą kieszeń. To była niezła zabawa, szczególnie przed celnikami - opowiada Jacek W. i uściśla, że przewiózł w ten sposób przez granicę 30 tys. euro. - Nie ogoliłem pani Gosi, jak ona twierdzi - zastrzega.
Małgorzata Szancer zaprzecza, by dostała w ten sposób jakiekolwiek pieniądze.

Umowa między mną a mną
Francuzka zaprzecza również , że chciała odsprzedać Jackowi W. wszystkie najbardziej znane rysunki po jej ojcu, które znajdowały się w depozycie poznańskiego wydawnictwa G&P. - Poprosiłam go jedynie, by odebrał je z depozytu i przewiózł do Francji. Wydawnictwo na co dzień korzystało ze skanów, a ja chciałam mieć rysunki ojca u siebie - opowiada M. Szancer.
Jacek W. wspomina ten wątek zupełnie inaczej. - Pani Gosia wciskała mi te rysunki - mówi teraz. - Chciała, żebym je od niej kupił, bo miałem pieniądze.

Dla Francuzki to scenariusz nie do pomyślenia. - To absurd i dziecinada - uważa.
Jak się dowiedziała dopiero później, Jacek W. bez jej wiedzy podpisał także umowę, w której przeniósł na siebie majątkowe prawa autorskie, co uprawnia go do pobierania honorariów za każdorazowe wykorzystanie rysunków J.M. Szancera. Umowę podpisał sam ze sobą - raz jako jej pełnomocnik, raz jako on sam. Dodatkowo Jacek W. wyliczył, że córce Szancera należy się z tego tytułu wynagrodzenie w wysokości 100 tys. zł. Kobieta twierdzi, że nigdy tych pieniędzy nie widziała.

Epilog
- W międzyczasie nastąpił kres naszej przyjaźni - mówi krótko Małgorzata Szancer. - Zorientowałam się, że coś jest nie tak. Nie mogłam się doczekać pieniędzy ze sprzedaży mieszkania, a potem także rysunków po ojcu. Ciągle słyszałam, że pan Jacek jest na wakacjach, a to na Krecie, a to na Sardynii. Może czekał aż umrę?
Ostatecznie kobieta postanowiła zawiadomić prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Wczoraj przed krakowskim sądem z kolei odbyła się druga rozprawa (odnośnie nierozliczenia pieniędzy ze sprzedaży mieszkania oraz przywłaszczenia 150 prac z poznańskiego wydawnictwa). Jacek W. nie stawił się, mimo iż miał być przesłuchiwany. Osobne postępowanie prowadzi prokuratura. Dziś przesłuchiwana będzie Małgorzata Szancer (odnośnie przejęcia przez Jacka W. praw majątkowych do twórczości Jana Szancera).

Kim był Jan Marcin Szancer
Znany polski rysownik i ilustrator urodził się w 1902 r. w Krakowie.
Był przyjacielem Jana Brzechwy i to głównie do jego bajek rysował ilustracje. Jest autorem rysunków do ponad 200 książek m.in. Akademia Pana Kleksa, Pinokio, O krasnoludkach i sierotce Marysi, Brzechwa dzieciom, Lokomotywa.
Mówi się o nim, że był człowiekiem renesansu, oprócz ilustracji tworzył scenografię teatralną i filmową, pisał felietony i bajki, bywał aktorem. Był wykładowcą na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, kierownikiem artystycznym Państwowego Instytutu Wydawniczego, pierwszym szefem artystycznym Telewizji Polskiej. Był także współtwórcą pism dla dzieci pt. "Świerszczyk" oraz "Przygoda".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski