A ja tę szarańczę wdeptywałem w ziemię, przygważdżałem nogami, tłukłem rekami, laską. Obroniłem moje dzieci". Widać niepotrzebnie chciałoby się powiedzieć. To bardzo przejmująca scena kończąca pierwszy akt "Szarańczy" Bijany Srbljanović w Teatrze Polskim w Poznaniu. Kiedy opada kurtyna, na widowni panuje dojmująca cisza.
Dramat Srbljanović brzmi jak wyrzut sumienia, Wystarczyłoby zamienić serbskie imiona bohaterów na polskie, czeskie, rumuńskie - wspomnienie wojny na wspomnienie upadku komunizmu, a efekt byłby podobny. Młodzi boją się starości, ona ich przeraża, nie potrafią sobie z nią poradzić. Kto jest temu winien? Oni? Niekoniecznie. A może ci, którzy ich wychowali; bo chronili przed kontaktem z nieszczęściem, z trudami codzienność, ukrywali przed nimi śmierć? Autorka niczego nie rozstrzyga, ale nikogo też nie oszczędza.
Tytułowa szarańcza ma kilka znaczeń. Najpierw jest zwykłym atakiem niebezpiecznych owadów, przed którymi trzeba się bronić. Jovic (Wojciech Kalwat) obronił Dadę (Małgorzata Płaneta) i Frediego (Piotr Szrajber), swoje dzieci na plaży.
Szarańcza jest owadem spędzającym większość życia samotnie... Samotność to cecha charakteryzująca wszystkie postaci w tej sztuce: samotni są starzy ludzie żebrzący o uczucia swoich dzieci i wnuków, samotni są młodzi, bo nie potrafią kochać drugiego człowieka rówieśnika i nie potrafią kochać tych, którym zawdzięczają życie. Żana (Barbara Krasińska) nie może się porozumieć z matką (Małgorzata Peczyńska). Dada oczekuje od teścia tylko pieniędzy i żeby zniknął z ich - jego mieszkania. Fredi nie radzi sobie z chorobą ojca.
I wreszcie szarańcza jest karą: "Szarańcza przyleciała na całą ziemię egipską i opuściła się na cały kraj egipski tak licznie, że tyle szarańczy nie było dotąd ani nie będzie nigdy" - pisał kronikarz w Księdze Wyjścia o karze, którą Bóg zesłał na faraona i jego lud. W tym wypadku jest ceną, jaką przyszło zapłacić Serbom za wojnę na Bałkanach. Tej wojny co prawda w dramacie nie ma, ale da się ją wyczuć w życiorysach bohaterów: Milan (Piotr Kaźmierczak), który dorobił się renty, bo pracował w służbach, nie może się odnaleźć w nowej rzeczywistości; Ignjatovic (Zbigniew Waleryś) ma kłopoty z lustracją, Simić Edward Warzecha), choć dysydent, nie załapał się do pociągu z establishmentem, Maks ( Andrzej Szubski) nie wiadomo, czy dziennikarz na usługach służb specjalnych, czy zwykły kapuś.
Świat wykreowany przez Srbljanović jest zdegenerowany, odrażający, brudny... Bohaterowie przypominają momentami tytułowe owady. Kiedy zaczynają mówić, miałoby się ochotę wyrzucić ich ze sceny, tak jak się odpędza namolnego owada, który nas atakuje. Srbljanović wie jednak, że efekt obrzydzenia można wzmóc, wprowadzając w ten świat nie tylko absurd, ale i czarny humor, co skrzętnie wyakcentował Paweł Szkotak. Ten czarny humor wzmacnia wymowę dramatu i potrząsa widzem. Szkotak w odróżnieniu od Srbljanović, daje publiczności nieco więcej nadziei, prowadząc trochę na przekór autorce postać Frediego, który w finale sprowadza ojca do domu. Może z tymi młodymi nie jest aż tak źle?
Siłą tego przedstawienia są również aktorzy. Każda rola skonstruowana jest z misterną precyzją i konsekwencją. Nikt nikogo nie udaje, nie fałszuje. Podejrzewam, że w niektórych z nich być może - siedząc na widowni - rozpoznamy kogoś, kogo znamy w rzeczywistości, a może nawet siebie?
Teatr Polski: "Szarańcza" Biljany Srbljanović w przekładzie Doroty Jovanki Ćirlić. Reżyseria Paweł Szkotak, scenografia i kostiumy Izabela Kolka, choreografia Jacek Badurek, opracowanie muzyczne Bartosz Borowski, reżyseria świateł Ewa Garniec, projekcje Szymon Felkel. Premiera 25 października 2008. Patronat medialny "Polska Głos Wielkopolski".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?