Jest tu dziewczyna na granicy psychozy szukająca swojego "misia", chrzczony żyd, mariawici, jacyś dwaj sfrustrowani mężczyźni... Łączy ich co prawda chęć podążania za kimś lub w imię czegoś, ale w gruncie rzeczy nie wiadomo po co i dlaczego pojawiają się na scenie.
"Świętych obcowanie" wygląda, jakby reżyserka puściła aktorów samopas i ze zbioru przypadkowych rozemocjonowanych dialogów postanowiła ulepić spektakl - bez głównej myśli poprowadzonej konsekwentnie od początku do końca. Co w zamian? Aktorzy bawią się sterownikami światła i dźwięku głośno to komentując. Zapraszają też do tego widzów i chętnie się do nich zwracają. Ale po co? Nie rodzi się bynajmniej żadna wspólnota. Sztuczność zostaje tylko uwypuklona. Sens, jeśli w ogóle jest, ginie za tymi wtórnymi, nieusprawiedliwionymi gestami.
Nawet szkoda, bo wątek dotyczący mariawityzmu, Mateczki i jej wyznawców, którzy stworzyli największy polski odłam Kościoła katolickiego, ma potencjał. Wymaga jednak znacznie dokładniejszego pogłębienia. Nie jest nim na pewno rzucanie "kur**ami" przez nawracanego biskupa. Ani czerstwy talk show, z irytującą dziennikarką chcącą odkryć fenomen mariawityzmu i tajemniczymi wyznawcami, zdawkowo odpowiadającymi na pytania. Jest nudny, płytki i nie działa na deskach teatru.
O czym to wszystko jest? Jak odczytać zamysł reżyserki? Nie mam pojęcia. Nie wiem, czemu umieszcza obok siebie żyda chrzczonego przez Adama Mickiewicza, rozhisteryzowaną dziewczynę, jakiegoś sfrustrowanego artystę i mariawitów. Co gorsza, mam wrażenie, że nie wie tego też ona sama. A przynajmniej nie próbuje tego wyjaśnić. Gdzie tu więc pole do rozmowy?
Świętych obcowanie
reż. Maria Kwiecień
Scena Robocza
premiera: 5 września
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?