Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sezon olimpijsko-ogórkowy

Kamilla Placko-Wozińska
Kamilla Placko-Wozińska
- Naprawdę, babo ciebie to interesuje? - dziad znad gazety łypnął w telewizor, gdy ona ciężary olimpijskie oglądała właśnie. Ale potem to sam się wciągnął, bo nasz po medal szedł. Dużo problemów igrzyska te w domu wywołały. Bo dziad od kibicowania stronił, co babę irytowało bardzo. A jeszcze bardziej jak w krytykanctwo popadał. Nic mu się nie podobało. Na ten przykład, że nasi jak już, to w dyscyplinach dziwnych medale zdobywają. A baba nic dziwnego w windsurfingu nie widziała wcale, a nawet w dumę popadała narodową.

Nawet prostej radości baby z medali brązowych nie rozumiał.

- Przecież rano jeszcze mówili, że nasz o złoto walczył będzie - wybrzydzał. - A teraz komentatorzy o łzach szczęścia opowiadają…

Raz tylko baba złudzenie miała, że wciągnie się jednak, gdy westchnął, że sam olimpijczykiem chciałby choć przez chwilę być, ale wyjaśnił zaraz:

- Lotto im sprzyja, a mnie od lat jakoś nie…

- A ja to komentatorem być bym chciała - baba w marzenia popadła. - Widziałeś napis ten, że ubiera ich firma…

- To z abonamentu na ciuchy nie starcza? - dziad dla odmiany nos w książkę schował, choć nasi siatkarze z Rosją grali właśnie (,,od początku, babo mówiłem, że przegrają, po co nerwy te…"). A babę refleksja naszła, że z tym ubieraniem to tak fajnie by nie było może, że popelina raczej. Wyobraziła sobie jak szef od reklamy w jej gazecie do sponsora potencjalnego się udaje i prosi:

- Może ciuchy jakieś zbędne macie? Babę trza odziać przyzwoicie, co by wstydu nie było…

To, że baba oglądać zmagań trochę mogła, zawdzięcza telewizorowi staremu, co w kuchni wylądował. Ogórki bowiem tak obrodziły, że z zaprawianiem nadążyć nie można. Kiszone, konserwowe i sałatka już w słoikach stoją w ilościach przesadnych. No to baba przepisy nowe od koleżanek znosi. Przy ogórkach w zalewie musztardowej dziad już nie wytrzymał i współpracy kategorycznie odmówił. Zaraz współpracy! Co najwyżej baba o słoików dokręcenie prosi, albo do piwnicy zniesienie.

Dziad oświadczył, że u niego też czas zapraw nastał, bo przepis dostał. Na wino z papierówek. Jabłka od przyjaciółki baby przywiózł i sok z nich wyciskał. Ciężko pracował podobno, ale baba już tego nie widziała, bo dyżur właśnie miała. Gdy w nocy wróciła zdumienie pomieszane ze wzruszeniem ją ogarnęło. W dzbanku kompot z jabłek stał. Dziad jej go ugotował. W pierwszej chwili pomyślała sobie, że dziad aluzje takie robi, że niby po co te ogórki, że on kompoty woli. Ale to raczej mało prawdopodobne się wydawało, bo raz że przez lat trzydzieści dziada kompot pijącego nie widziała, a dwa, że on aluzji raczej nie czyni tylko się domaga. Jak nic więc dla niej nagotował. No to baba przed snem z przyjemnością wypiła. Cały, żeby przykrości nie robić.

Rano głos dziada niemiły bardzo ją obudził:

- Kto mi to wylał!? - w kuchni pokrzykiwał. Pomyślała, że coś z nim nie tak. Pytanie ,,kto" sensu żadnego nie miało, bo tylko baba z nim mieszka. Czasownik ,,wylał" tym bardziej, bo marnowaniem kompotu by to było. ,,Mi" się babie nie spodobało, bo znaczyło, że to wcale dla baby nie było.

- Oszalałeś! - też niemiło się odezwała. - Właśnie chciałam podziękować, że dla mnie myślałam. Nie wylałam, a wypiłam…
Dziad aż oczy wybałuszył:

- Jabłka z rozpuszczonymi drożdżami?!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski