Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siedlec: To było szkolenie czy obóz pracy dla kobiet?

Danuta Rzepa
Niedoszłe pracownice Zakładów Mięsnych "Sobkowiak" z Siedlca pod Wolsztynem w pośpiechu, pod osłoną nocy, opuściły szkolenie.

Zdaniem kobiet, które przyjechały tu aż z Torunia, nie było to szkolenie, a obóz pracy. Innego zdania jest właściciel firmy, według którego chodziło o maksymalne wykorzystanie kilku dni, by zapoznać się z działalnością zakładu i przyszłymi obowiązkami. Zbadaniem sprawy zamierza zająć się Państwowa Inspekcja Pracy w Poznaniu, w której kobiety złożyły skargę.

- O pracy na stoiskach mięsnych w sklepach Netto w Toruniu dowiedziałyśmy się z ogłoszeń - mówi jedna z kobiet (nazwisko do wiadomości redakcji). - Na rozmowę kwalifikacyjną zgłosiło się wiele kobiet, ale tylko nielicznym zaproponowano pracę. Ucieszyłam się, że znalazłam się w tym gronie. Z chęcią pojechałam na szkolenie, bo zależało mi na znalezieniu jakiejkolwiek pracy.

Cała grupa wyjechała na szkolenie we wtorek 20 października już o 5 rano. Do Siedlca przyjechały około 10. - Zaprowadzono nas na salę konferencyjną, postawiono kawę i kilka ciastek - dodaje inna z niedoszłych pracownic. - Jak się później okazało, nasze bagaże pojechały do hotelu, a nas od razu wygnano do pracy w sklepach. Nie pozwolono nam się umyć czy zjeść. Głodne, zmęczone porozwożono nas do sklepów firmowych, gdzie pracowałyśmy do godziny 21.30. Nie otrzymałyśmy żadnego posiłku, nie było też przerw na odpoczynek. Tam podsunięto nam do podpisania oświadczenia, że będziemy pracować bezpłatnie codziennie do piątku od godz. 5 do 21, a w sobotę do 16. Po pracy trafiłyśmy do hotelu w Wolsztynie. Po posiłku zrobiłyśmy naradę. Choć wszystkim nam zależało na pracy, uznałyśmy, że nie pozwolimy się tak traktować. W nocy spakowałyśmy się i uciekłyśmy pieszo przez miasto szukać dworca PKP.

Dzięki uprzejmości kolejarza kobiety czas do odjazdu pociągu spędziły w wagonie. Po godz. 4 wyruszyły do Poznania, by później przesiąść się na pociąg do Torunia.

Po godz. 4 zaalarmowany został również dyrektor wolsztyńskiego hotelu, którego stróż poinformował, że z pokojów zniknęły nie tylko kobiety, ale i część trunków z minibarków.

Wyliczono, że kobiety wypiły alkoholu za ponad 300 zł. Teraz trafiły do nich rachunki nie tylko za alkohol, ale i nocleg. - Panie zajmowały trzy pokoje. Alkohol zniknął z dwóch - mówi dyrektor hotelu Andrzej Budych. - Wysłaliśmy rachunki także za nocleg, bo panie nie ukończyły szkolenia, a tylko pod takim warunkiem miejsca hotelowe miały być bezpłatne. Rachunki wysłaliśmy do trzech pań, przedstawicielek każdego pokoju. Teraz muszą ustalić między sobą, która ile ma do uregulowania. Koszt wynajęcia jednego pokoju to 290 zł.

- Nie ruszałyśmy barków - bronią się kobiety. - Teraz można nam wszystko wcisnąć. Dla nas to bardzo duże sumy, których nie jesteśmy w stanie uregulować.

Właściciel firmy jest zaskoczony i zbulwersowany zachowaniem kobiet. Twierdzi, że z taką sytuacją spotkał się po raz pierwszy. - Warunki były jasne od początku - twierdzi Ireneusz Sobkowiak. - Panie miały u nas zagwarantowaną pracę. Wybraliśmy je z grona wielu innych. Przywieźliśmy na miejsce mercedesem, zakwaterowaliśmy w pałacu. Przed podjęciem pracy w sklepach w Toruniu, gdzie uruchamiamy kolejną sieć, miały przejść szkolenie. Program został przedstawiony im zaraz po przyjeździe. Żadna z pań nie zgłaszała uwag. W planach była nie tylko praktyka, ale i teoria, zapoznawanie się z prowadzeniem dokumentacji. Chodziło o to, by maksymalnie wykorzystać czas szkolenia. Sądziłem, że paniom również na tym zależy. Oświadczenia były po to, by uniknąć nieporozumień. Za ten okres nie przysługiwało wynagrodzenie, o czym panie wiedziały od początku. Nawet po pierwszym dniu pracy mogły wnieść uwagi czy też zrezygnować ze szkolenia, ale nie uciekać. Ze wspomnianej grupy cztery panie zadzwoniły, przeprosiły za zaistniałą sytuację twierdząc, że zostały podburzone przez jedną z uczestniczek szkolenia. Zostały przyjęte do naszych sklepów i obecnie już pracują, korzystając z pomocy doświadczonych ekspedientek, które trafiły do nas ze zlikwidowanego sklepu. Nie obawiamy się kontroli inspekcji pracy. Ze swej strony spełniliśmy wszystkie wymogi.

- Musimy zapoznać się ze sprawą - mówi Jacek Strzyżewski, rzecznik PIP w Poznaniu. -Będziemy sprawdzać, jaki był charakter tego wyjazdu. Niezależnie czy było to szkolenie, czy praca na okres próbny, najpóźniej pierwszego dnia powinna być zawarta umowa między pracownikiem a pracodawcą. Wyniki kontroli powinny być znane za około miesiąc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski