Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skazany za zabójstwo żony: Ona była moim życiem

Barbara Sadłowska
Danuta umarła od rany po ciosie nożem.
Danuta umarła od rany po ciosie nożem.
- Nie miałem innego życia. Ona była moim życiem- mówi Marek. Dlaczego utracił to życie, w którym nie ma już Danki? Za sprawą alkoholu czy zazdrości? A może przepracowanej lekarki pogotowia? Danuta zmarła, a Marek przebywa w areszcie.

Oni byli tacy, że jedno bez drugiego nie mogło żyć - mówiła siostra Marka. - Miał 16 lat, kiedy nam ją przedstawił i powiedział, że to będzie jego żona. Na koniec to było dwoje chorych ludzi, którzy się sobą opiekowali. Jej choroba trwała dwadzieścia lat, wszystko było na jego głowie. On też zaczął mieć problemy z równowagą, przewracał się na ulicy. Raz sąsiad pomógł mu wstać i mówi zdziwiony: - Marek, przecież ty jesteś trzeźwy! Bo brat miał chorobę alkoholową, ale mimo tego opiekował się Danutą. Przychodziła też pielęgniarka środowiskowa, dwa razy dziennie na godzinę. Finansowo im pomagaliśmy, bo żyli z jednej renty Danuty. Córki też im pomagały, robiły zakupy. Uważam, że nigdy nie chciał zabić swojej żony, bo bardzo ją kochał. To jest cała historia.

O domowych frytkach

Spędzili ze sobą czterdzieści lat. Danuta, rocznik 56 i Marek, rocznik 55. Pobrali się w 1977 roku. Wychowali dwie córki. Dorobili się spółdzielczego mieszkania na poznańskich Winogradach. Byli postrzegani jako zgodne i kochające się małżeństwo.
W 1994 roku Danuta zachorowała. To było SM, stwardnienie rozsiane. Pracowała jeszcze do 1998 roku, ale choroba postępowała... Nie wystarczały kule, przesiadła się na wózek. W 2005 roku położyła się - wtedy nie mogła już nawet siedzieć na wózku - by już nigdy nie wstać z łóżka. Marek, który w międzyczasie założył własną działalność gospodarczą, zrezygnował z pracy i poświęcił się opiece nad żoną.

Czytaj także:
Mąż skazany za zabójstwo chorej żony

- Gdy zachorowała i siadła na wózek, jeździła ze mną na zakupy, razem na wakacje nad morzem. Na jej prośbę dwa razy byliśmy w Częstochowie - mówił Marek. - Chciałem, żeby wiedziała, że mimo tak ciężkiej choroby nadal ją kocham i chcę być przy niej cały czas. Nigdy nie myślałem, żeby wziąć rozwód albo oddać ją do domu pomocy społecznej.
Gotował - Danuta bardzo lubiła frytki, nawet piekł. Mył, przebierał, karmił, sprzątał. W 2005 roku jego obowiązki podwoiły się: musiał się także opiekować leżącą po wylewie teściową.

- Nie miałem już siły - mówił Marek. - Kiedy sprawowałem opiekę nad dwiema osobami, to mnie przerastało. I tak moje życie polegało na stałej opiece nad żoną, nie mogłem nigdzie wyjść.

Marek "od zawsze" lubił wypić. Ale po roku podwójnej opieki - teściową zabił drugi wylew - to się nasiliło. Sam przyznaje, że wtedy pił za dużo i Danka miała o to do niego żal. Ale nigdy, nawet pijany, nigdy nie był agresywny w stosunku do żony. Ona nie mogła się pogodzić z chorobą i niekiedy bywała złośliwa. - Mama zawsze była silnie związana z ojcem, chyba nawet bardziej niż z nami - powiedziała jedna z córek.

O szkodliwości telewizji

Wieczory obowiązkowo spędzali razem. Papieros, telewizja. Jesienią ubiegłego roku oglądali program o małżeńskich zdradach. On od niechcenia zapytał, czy go może zdradziła. Ona, że tak. Dwadzieścia lat wcześniej, z tym i z tym. Nie uwierzył, ale zaczął rozpytywać po rodzinie.

- Bzdura! - usłyszał. - Z tej choroby jej się wszystko miesza. Gryzł się tą domniemaną zdradą sprzed lat. I pił.

- Tak mnie zabolało, bo ja od tylu lat cały czas się nią opiekowałem, myłem i przewijałem - powiedział potem Marek.
Z tej złości wypchał z pokoju tapczan, który stał obok łóżka Danki. Jeżeli tak, nie będzie przy niej spał. Tydzień później, był to piątek, krzątał się po domu i co wszedł do kuchni, to łykał nalewkę. Jakoś tak pod wieczór dojrzał do poważnej rozmowy. Zapytał żonę, czy powiedziała prawdę o tych zdradach. Potwierdziła. Poszedł do kuchni, wybrał największy nóż i wrócił do pokoju, by przyłożyć go nad piersią żony, przytrzymać, uderzyć z góry drugą ręką...

- Za to, co mi zrobiłaś, teraz cię zabiję!

Jeszcze raz się zamierzył, uderzył, żona osłoniła się rękoma... Ale wtedy zobaczył krew. Odniósł nóż do kuchni, biegał do łazienki, moczył ręczniki w zimnej wodzie, tamował krew. Wtedy przyszedł zięć...

O dwóch interwencjach

Przyszedł zięć, zauważył ślady krwi na koszulce teściowej. Przyszła pielęgniarka środowiskowa, która opiekowała się panią Danutą. Założyła opatrunki żelowe. Zięć poinformował drugiego zięcia, ten wezwał policję. Przyjechało pogotowie. Pani sierżant odpytała na osobności ranną kobietę. Ta powiedziała, że była kłótnia o sprawy sprzed 20 lat. Pani sierżant zapytała, czy będzie zgłaszała popełnienie przestępstwa. Pani Danuta powiedziała, że nie, nie zrobi tego. Mąż lubi wypić, ale nigdy jej nie bił, nawet nie uderzył...

Lekarka z pogotowia zmierzyła kobiecie ciśnienie, sprawdziła puls, osłuchała. Pod plastry nawet nie zaglądała. Pacjentka mówiła zresztą, że czuje się dobrze i nie chce jechać do szpitala. Pani doktor, mimo informacji o ranach ciętych klatki piersiowej, uznała, że pani Danuta może w tej sytuacji zostać w domu. Pogotowie więc odjechało.

- Słyszałem rozmowę, kiedy lekarz mówił, że nie widzi potrzeby zszywania rany i zabrania jej do szpitala - mówił potem Marek. - Kamień mi z serca spadł, że faktycznie nic się jej nie stało...

Policjantka upewniała się, czy kobieta czuje się bezpiecznie, czy nie boi się męża. Danka przekonywała, że to był tylko taki incydent, ale zięć uznał, że spity teść to chodzące zagrożenie. W tej sytuacji policja odwiozła Marka do izby wytrzeźwień, pielęgniarka i krewni zamknęli kobietę w mieszkaniu. Danka została sama.

Marek wrócił z wytrzeźwiałki w sobotę po południu. Przeprosił żonę, przygotował jedzenie, przewinął. Jak co dzień, przyszła pielęgniarka. Przed południem i po południu. Podopieczna czuła się dobrze, mówiła tylko, że jest obolała i nie miała apetytu.
Sobotni wieczór Danuta i Marek spędzili przed telewizorem. Marek przyniósł materac, żeby spędzić noc na podłodze obok łóżka żony.

- Prosiła, żebym spał przy niej - powiedział potem Marek.

W niedzielę rano wstał o ósmej. Żona spała. Godzinę później, zaniepokoiło go, że nie słyszy oddechu żony.
- Zacząłem ją klepać po policzkach, wołać: Danka, Danka...

Zadzwonił do pielęgniarki, ta próbowała ją reanimować. Przyjechało pogotowie, też podjęło próbę ratowania kobiety. Ponownie przyjechała policja - po zgłoszeniu zgonu w mieszkaniu. Na stole leżała karta informacyjna z piątku. Tym razem Marka przewieziono do aresztu jako podejrzanego o zamordowanie żony.

Przyczyną zgonu była rana o długości 10 centymetrów, która uszkodziła lewe płuco.

O związku przyczynowo-skutkowym

Proces Marka K. przed poznańskim Sądem Okręgowym ograniczył się do jednej rozprawy. Prokurator oskarżył schorowanego mężczyznę wspartego na lasce o dokonanie zabójstwa żony. Chociaż przyznał też, że Marek K. od wielu lat opiekował się żoną i mimo nadużywania alkoholu nie jest osobą zdemoralizowaną.

- Zadając ciosy nożem kuchennym wiedział, co robi - mówił prokurator, który zażądał dla Marka minimalnej kary za zabójstwo, czyli 8 lat. Z zamiarem ewentualnym: czyli zabić może nie chciał, ale kto uderza nożem w okolice serca i płuc, musi się liczyć z tym, że zaatakowany może umrzeć.

- To nie był nawet zamiar ewentualny - oponował adwokat. - Prokurator domniemywa, a tu trzeba wykazać, że godził się z tym, że żona poniesie śmierć. Należy też rozważyć, jaki wpływ na to, że pan tu siedzi na ławie oskarżonych miało pogotowie wezwane przez policję? Gdyby nie błąd w sztuce lekarskiej, nieprawidłowa ocena stanu pacjentki, gdyby zabrano ją do szpitala, pokrzywdzona by żyła. Wyspecjalizowane służby nie udzieliły jej właściwej pomocy. Czy pan ma odpowiadać za to, że ktoś źle wykonał swoją pracę?

Obrońca poprosił sąd o wymierzenie najniższej możliwej kary z paragrafu o spowodowaniu obrażeń ciała.

- Ja naprawdę kochałem żonę. Jej śmierć to dla mnie największa kara - powiedział Marek w swoim ostatnim słowie.
Sąd ogłosił wyrok tydzień później. Uznał Marka K. winnym zabójstwa z zamiarem ewentualnym i nadzwyczajnie złagodził karę do 4 lat.

- Kochał ją i tworzył z nią zgodne małżeństwo, mimo jej choroby oraz własnego nałogu - przyznała w uzasadnieniu wyroku sędzia Izabela Pospieska.

Dlaczego w ocenie sądu Marek K. jest zabójcą żony? Zadecydował o tym związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy uderzeniem noża a śmiercią kobiety.

- To oskarżony uruchomił proces chorobowy, którego skutkiem była śmierć pokrzywdzonej.

Wprawdzie skutkowi temu można było zapobiec, gdyby nie błąd w sztuce lekarskiej popełniony przez lekarza pogotowia ratunkowego, jednak skutek został wywołany przez oskarżonego i nie wykraczał poza granice jego (ewentualnego) zamiaru.
Sędzia Pospieska, przywołując doktrynę i orzecznictwo dotyczące podobnych przypadków, uzasadniała, dlaczego inne okoliczności, często niezależne od sprawcy - na przykład błędy w leczeniu czy zachowanie ofiary, odmawiającej przyjęcia pomocy, nie przerywają związku pomiędzy przyczyną i skutkiem.

Sąd jednak nadzwyczajnie złagodził, bo oskarżony starał się pomóc rannej żonie, a pokrzywdzona od razu mu wybaczyła.
Wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura Rejonowa Poznań Stare Miasto postawiła lekarce z pogotowia zarzut narażenia Danuty K. na niebezpieczeństwo utraty życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski