Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Składaki - ludzie, którzy mieli szczęście wyjątkowe [ZDJĘCIA]

Danuta Pawlicka
Opłatkiem przyszedł połamać  się  ten, któremu wielu składaków zawdzięcza życie - prof. Marek Jemielity (z lewej)
Opłatkiem przyszedł połamać się ten, któremu wielu składaków zawdzięcza życie - prof. Marek Jemielity (z lewej) Maciej Urbanowski
Nowe serce nie przewraca im życia. Pacjenci po przeszczepie czują niezwykłą więź z innymi składakami. Tak nazywają siebie ci, którym życie uratowało podarowane serce

Mają różne temperamenty i doświadczenia, wiodą inne życie, ale wszyscy, jak jeden mąż, cenią życie jak największy skarb. Nabierają dystansu do wielu nieistotnych spraw, jak kariera i pieniądze. Ważniejsza staje się rodzina, dom, słońce wyglądające zza chmur, nawet rachityczne drzewo niezauważane kiedyś. Składaki wspierają się, gdy zaczynają im doskwierać codzienne trudności i podtrzymują na duchu, kiedy niedomaga organizm.

Nowe serce nie przewraca im życia. Pacjenci po przeszczepie czują niezwykłą więź z innymi składakami. Tak nazywają siebie ci, którym życie uratowało podarowane serce

A ja tańczę, tańczę i już!
Ewa Piechota nie przeżywa dołów ani załamań, a przecież jej nowe serce wszczepione w krakowskim ośrodku już dwukrotnie ratowano od zawału. Jej własne nie wytrzymało, gdy nagle, bardzo młodo zmarł mąż, a ona z dnia na dzień została z trojgiem dzieci.

- Nie wiedziałam, co dalej, jak sobie dam radę, czy zdołam dobrze wychować dzieci. Ja poradziłam sobie ze wszystkim, serce nie - wspomina.

Dzisiaj mówią o niej "największa optymistka", co widać po uśmiechu, zdecydowanych gestach, żywym usposobieniu i... jaskrawym kolorze bluzki, który odzwierciedla jej nastrój.

- Pewnie, że się bałam przeszczepu. I jeszcze jak! Po przebudzeniu nie dowierzałam, że to koniec, więc spytałam lekarza, czy już? Przecież nic mnie nie bolało. Boże, jaką wtedy poczułam ulgę - opowiada.

Taką "lekkość bytu" czuje co dnia, gdy kładzie się spać i zawsze dziękuje w myślach dawcy i jego rodzinie. Więź z tymi nigdy niepoznanymi ludźmi nawet pogłębia się z czasem. Uważa to za rzecz naturalną. A przyszłość? Każda następna minuta to jest przyszłość. I niech tylko zagrają jakieś śląskie przeboje, to nogi same chodzą do tańca. Ewa Piechota jest z tych południowych regionów Polski, gdzie wystukiwanie rytmu każdy ma we krwi.

Nowe serce dla Marii Borowiak przyszło w ostatniej chwili. - Moje było wydolne tylko w 10 procentach - mówi kobieta

- Uwielbiam tańczyć, bo w tańcu znów mam 30 lat, nie czuję zmęczenia, a tylko wielką radość - wyznaje mama dorosłych dzieci.

Nowe serce dla Marii Borowiak przyszło w ostatniej chwili: - Moje własne było wydolne tylko w 10 procentach - mówi z niechęcią o najgorszym okresie w całym jej życiu. Na przeszczep czekała sześć miesięcy, które przerywane było co kilka dni pobytami na poznańskiej kardiochirurgii. To była huśtawka nadziei i nagłej rozpaczy, że nie doczeka operacji. W tym czasie nawet najmniejszy ruch okupiony był bólem i przerastał jej siły.

- Dzisiaj dziękuję Bogu za lekarzy, którzy mnie uratowali i modlę się za darczyńcę - wyznaje ze łzami.

Mąż pani Marii, który uważnie słucha tych wspomnień, uzupełnia je jednym tylko szczegółem. Bardzo ważnym dla niego.
- Żona nie powiedziała, jakie było pierwsze pytanie, gdy się obudziła po przeszczepie. Spytała wtedy lekarzy, gdzie jest mąż? Byłem pod drzwiami i patrzyłem na nią przez szybę...

My z pilnej listy
U Mariusza Mroziewicza spod Gorzowa Wielkopolskiego nie było zawału, który, jak u większości, wrzucał pompę krwi na wsteczny bieg i odbierał jej moc. Urodził się z wadą serca, która systematycznie pogarszała jego stan. Wreszcie nastąpił kres i usłyszał o kardiomiopatii rozstrzeniowej, która z aktywnej listy, na której czekał dwa lata, przesunęła go w trybie nagłym do pilnego rejestru. Tutaj zakwalifikowani na przeszczep nie mają już wiele czasu, bo ich serca gonią resztkami sił. Mariusz wytrwał i zdarzył się cud: usłyszał, że serce jest w drodze do Poznania.

- Był stres, radość i łzy. Bardzo, bardzo ucieszyłem się, że jest serce, że będę operowany, ale był też lęk. Żona w ciąży, tuż przed porodem, a mnie wiozą do szpitala w Poznaniu - opowiada.

Nie przecinał pępowiny pierworodnego syna, ale wiadomość o jego narodzinach podziałała na pacjenta kardiochirurgii jak anielskie skrzydła. Poczuł się zupełnie zdrowym, zanim lekarze pozwolili mu zejść z łóżka.
- Byłem tak strasznie wtedy szczęśliwy - twierdzi.

Wszystko układa się po jego myśli. Nie zapomniał, że jest kucharzem. Na razie odkłada powrót do zawodu na rok. Wtedy Tomek skończy trzy lata i pójdzie do przedszkola. Dzisiaj żona pracuje na rodzinę, a on wciela się w rolę niani i matki zastępczej. Nie narzeka. Dla odprężenia chętnie gotuje coś ekstra. Nie lubi rutyny w kuchni. Niańczenie dziecka to sama przyjemność. Czuje się doskonale, bo wie, że takie rozwiązanie jest obecnie najlepsze dla całej rodziny.

Co wymyśli na Wigilię i święta?
- Lubię zaskakiwać jakąś nową potrawą, tak będzie i tym razem. Na pewno - obiecuje.
W grupie najmłodszych składaków i rówieśniczką Mariusza Mroziewicza jest Justyna Szymczak z Koźmina Wielkopolskiego. Czytelnicy "Głosu" pierwszy raz usłyszeli o niej trzy lata temu, gdy dołączyła do poznańskich szczęśliwców z nowym sercem. Na przeszczep czekała w szpitalu. Liczyła godziny i myślała: może teraz przyjdzie lekarz i powie: mamy?

Wiedziała, jak zaawansowana jest choroba. Lekarze niczego przed nią nie ukrywali. W domu pozostał mały synek, którym na zmianę zajmowały się babcie. Nie mogła przestać o nim myśleć. Bała się, że może go nie zobaczyć. A potem, gdy było już po wszystkim i otworzyła oczy, za szybą zobaczyła jego słodką buźkę. Jeszcze dzisiaj, gdy opowiada o strachu i niepokoju, jej oczy robią się mokre od łez. Zaraz się jednak otrząsa ze wspomnień.

Radość po przeszczepie nie trwa wiecznie. Taki człowiek zadaje sobie pytanie, jak żyć? Co z lękiem na myśl o odrzucie?

- Teraz czuję się młodo i zdrowo - jej głos nabiera stanowczego tonu.

Żona na saksach, a ja w domu
- Już nie jestem tym samym człowiekiem, który tutaj przyjechał w nocy 19 marca - cytujemy słowa, jakie Paweł Skorlicki z Grodziska Wielkopolskiego, pierwszy pacjent poznańskich transplantologów, powiedział "Głosowi" cztery lata temu. Opuszczał wtedy klinikę. Dzisiaj jest medialnym bohaterem i jego nazwisko, a nie setnego i przyszłego tysięcznego pacjenta przejdzie do historii poznańskiej transplantologii. Cały Poznań i Wielkopolska żyła wydarzeniem związanym z jego operacją. Teraz znów jest w tym samym Szpitalu Przemienienia Pańskiego, w którym dostał nowe serce. Szczęśliwy świętuje razem z innymi swoje ocalenie.

- Kiedyś, przed przeszczepem, nie mogłem palcem ruszyć, a dzisiaj wszystko robię - gotuję, sprzątam, a na święta placek upiekę. Potrafię to robić, bo tak byłem wychowany - mówi bez żalu, że los przydzielił mu inną rolę niż kiedyś sobie planował.

- Moja renta nie wystarcza na utrzymanie, leki są drogie, więc żona pracuje w Niemczech. Zatrudniona jest legalnie, ma ubezpieczenie. Teraz przyjechała na święta, ale w ciągu roku widujemy się raz na 2-3 miesiące - dodaje już bez entuzjazmu.

Tęskni za żoną, chociaż każdy dzień ma wypełniony jakąś robotą. Nie musi się spieszyć, nikt go nie pogania. Sam sobie układa kalendarz. W telewizji obowiązkowo śledzi mecze Lecha. Nie może tylko zrozumieć, że zrobił się ostatnio taki płaczliwy. Łatwo się wzrusza na filmach, które kiedyś w ogóle go nie obchodziły.

Ale nie narzeka. Uważa, że miał dużo szczęścia. Przecież żyje. Teraz marzy o tym, aby żona była zdrowa, a dzieci dobrze ułożyły sobie życie.
Pracuje, działa, biega i namawia
Kiedy Karol Prętnicki czekał na przeszczep 12 lat temu, poznańska transplantologia była jeszcze na papierze i w głowach lekarzy. Pojechał do Zabrza. Wrócił do Poznania i najpierw marzył, aby przeżyć chociaż miesiąc. Potem chociaż pięć lat. Z czasem nabrał pewności, że będzie takim rekordzistą jak Tadeusz Żytkiewicz, najdłużej żyjący po przeszczepie serca.

- Nasz senior operowany był jeszcze przez prof. Religę w 1987 roku. Ten polski składak, były nauczyciel zoperowany w wieku 61 lat, ma dzisiaj ponad 80 lat i nadal bardzo dobrze się czuje - opowiada K. Prętnicki, który nieustannie imponuje swoją aktywnością na wielu frontach, czym zadziwia zdrowych i o wiele młodszych.

Jego nazwisko związane jest z kampanią Drugie Życie (za te bezinteresowne akcje dostał Krzyż Zasługi), która propaguje przeszczepy i upowszechnia, szczególnie wśród młodych osób, oświadczenia woli. Pamiętał o nich także w czasie tegorocznego poznańskiego opłatka składaków, którym zawsze towarzyszą rodziny.

- My życia dać nikomu już nie możemy, ale możemy być pośrednikami i je promować - tłumaczy.

Karol Prętnicki przetestował na sobie wszystkie etapy życia, ze słabnącym sercem i z tym podarowanym. Nie jest żadnym twardzielem. Wie, że radość po transplantacji nie trwa wiecznie. Taki człowiek zadaje sobie potem pytanie, jak żyć? Jak reagować na pojawiający się niepokój o odrzucie? Czy można zapomnieć w tym drugim życiu z obcym sercu? Jakie pojawiają się związane z tym obawy? Tyle jest pytań, tyle wątpliwości!
- My jesteśmy ludźmi, którzy delikatnie stąpają po kruchym lodzie, więc pewnych rzeczy musimy unikać - twierdzi.

On sam za udział w Biegach Piastów promujących transplantologię zdobył już dwa medale, a nie jest to prosty wyczyn, zważywszy na trudności, jakie każdy musi tam pokonać. Trasa prowadzi z Zabrza do Krakowa i trzeba przejechać na rowerze ponad 30 km.

- Tę drogę przejeżdżam w ciszy, rozmyślając. Często dedykuję ten wysiłek anonimowemu dawcy. Myślę wtedy o życiu i o śmierci, która była tak blisko i... wzmacniam się psychicznie - opowiada.

A kiedy wraca do Poznania, jak zawsze, rzuca się w wir codziennych zajęć w swoim wydawnictwie. A słynie ono nie tylko z tej jednej żelaznej pozycji, jaką w polskiej literaturze dziecięcej stanowi "Koziołek Matołek" Kornela Makuszyńskiego.

- Tyle jest jeszcze d zrobienia, że aż chce się żyć! - mówi z przekonaniem.

***
Prof. Marek Jemielity - wybitny kardiochirurg, pomysłodawca i główny realizator programu przeszczepów serca w Wielkopolsce został w 2012 r. laureatem Nagrody Pracy Organicznej, przyznawanej przez naszą redakcję.
Fundacja Wspierania Rozwoju Transplantologii została powołana do życia z inicjatywy lekarzy dokonujących transplantacji serca ze szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski