Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skrzynki: Dlaczego doszło do tragedii?

Alicja Lehmann
Nad jeziorem w Skrzynkach policja znalazła spalony samochód
Nad jeziorem w Skrzynkach policja znalazła spalony samochód Fot. Policja
Oboje chcieli, by ich dziecko miało prawdziwą rodzinę. Ale on zabił dziecko i siebie, a ona została z myślami o córce. Dlaczego doszło do takiej tragedii?

Mała wieś w pobliżu Środy. Łącznie jest tu może kilkanaście domów. W deszczowe przedpołudnie na zewnątrz nie ma nikogo. Po pustym placu zabaw błąka się pies. Nikola mieszkała w ostatnim domu po lewej stronie. Ładne i zadbane gospodarstwo. Ogrodzone. W środku trawnik, żywopłot, drzewa, trochę kwiatów. Jest nawet oczko wodne. Teraz na podwórku nic nie świadczy o tym, że kiedyś mieszkało tu dziecko. Nie ma huśtawki, piaskownicy czy choćby porozrzucanych zabawek. Cokolwiek. Jakiś dowód, że kiedyś była tu dziewczynka.

Czytaj także:
Skrzynki: Spalił córeczkę, a później samego siebie?
Skrzynki: Prokuratura bada sprawę śmierci mężczyzny i dziecka

- Pamiętam tę malutką, jak przychodziła ze swoją prababcią kupić u nas ziemniaki - mówi sąsiadka z naprzeciwka. - Ale ja o tej całej sprawie wiem bardzo mało. Proszę mnie o to nie pytać - ucina szybko i zamyka za sobą drzwi.

Nikola mieszkała z mamą i jej babcią. Starsza kobieta czasami opiekowała się dwuipółletnią prawnuczką, odkąd Agnieszka z córeczką zamieszkały u niej. Mama Nikoli odeszła od jej ojca. Mówi, że znęcał się nad nią psychicznie. Kilka razy informowała o tym organy ścigania.

Miłość od pierwszego wejrzenia

Agnieszka i Marcin poznali się w sklepie. Mało romantycznie, ale za to później oszaleli na swoim punkcie. Dziewczyna przyznaje, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Wkrótce urodziła się ich córka. Jeszcze kiedy Agnieszka była w ciąży, oboje z Marcinem zamieszkali u jego rodziców. Ale, jak mówi dziewczyna, relacje z przyszłą teściową nie układały się najlepiej, w związku z czym młodzi postanowili się wyprowadzić.

- Wynajęliśmy mieszkanie od mojej siostry - mówi Agnieszka. - Urodziła się Nikola. Niby powinnam być szczęśliwa, ale tak nie było.
Marcin bardzo kochał Agnieszkę. Być może za bardzo. Agnieszka mówi, że z czasem przestało być miło. Marcin potrafił podnieść na nią rękę. Wybaczała mu. Robiła to dla dziecka.

- Wychowałam się bez ojca. Chciałam, aby Nikola miała tatę, którego ja nie miałam - mówi. - Chciałam tego za wszelką cenę. Godziłam się na to, co się dzieje.

Agnieszka przyznaje, że ludzie, którzy znali Marcina, nie posądzaliby go o złe traktowanie swojej kobiety. Na zewnątrz był spokojnym, ułożonym chłopakiem. Ale Agnieszka jednocześnie zaznacza, że nie miała żadnych zastrzeżeń do tego, jakim ojcem był Marcin.

- Kochał Nikolkę nad życie - mówi Anna. - Nigdy nie martwiłam się, kiedy była z ojcem.

Baba bum!

Gdy Agnieszka postanowiła odejść od Marcina, na początku nie wiedzieli o tym jego rodzice. Młodzi udawali, że są razem, w rzeczywistości razem już nie będąc.

Choć Nikola z mamą zamieszkały u babci Agnieszki, Marcin pomagał im, ile mógł. Często zabierał małą. Jechał z nią wtedy do domu rodziców. Odwoził córeczkę do Agnieszki w umówionym wcześniej terminie. Aż do feralnego, styczniowego poniedziałku. Marcin zabrał Nikolę rano. Miał się nią opiekować cały dzień. Dziewczynka bardzo czekała na niego. Wiedziała, że tato przyjeżdża i że razem pojadą do babci. Biegała po domu i wołała "Baba bum! Baba bum!".

- Pamiętam, że zadzwoniłam do niego przed godziną 19-tą - przypomina sobie Agnieszka. - Powiedział, że u nich w domu jest kolęda i wyjadą, jak tylko się skończy. Mówił normalnie. Nie wyczułam nic niepokojącego.

Niedługo potem dostała od Marcina SMS-a, w którym napisał, że pożałuje, jeśli do niego nie wróci. Marcin już wcześniej groził, że się zabije, jeśli Agnieszka nie przyjmie go z powrotem. Wieczorem przyjechała policja. Na plaży nad jeziorem w podpoznańskich Skrzynkach, nad którym wcześniej się spotykali, znaleziono spalony samochód. Był to kilkunastoletni ford. Mieszkańcy zaalarmowali straż pożarną po tym, jak usłyszeli dwa następujące po sobie wybuchy. Obok samochodu leżały spalone zwłoki mężczyzny. Policjanci od razu ustalili, że to był Marcin. W środku znaleziono zwłoki małego dziecka. Aby ustalić jego tożsamość, trzeba było przeprowadzić badania genetyczne. Te jednoznacznie potwierdziły, że na przednim siedzeniu spłonęła Nikola.

Była taka malutka i kochana

Agnieszka jeszcze tego samego wieczoru sprzątnęła wszystkie zabawki dziewczynki. W domu nie zostało nic oprócz księżyca, który wisiał w jej pokoju, i obrazka, który Nikola zrobiła w przedszkolu. To jesienne, kolorowe liście, naklejone na kartkę papieru oprawioną w ramkę. Obrazek wisi w salonie - czystym, niemal sterylnym, nowocześnie urządzonym - w którym nie ma najmniejszego śladu dziec-ka. Wszystkie rzeczy Nikoli: jej ubranka i zabawki, są spakowane i leżą na strychu. Agnieszka nie potrafi na nie patrzeć. Wszędzie widzi córeczkę. Myśli o niej codziennie.

- Była taka malutka i taka kochana - mówi i nie może powstrzymać płaczu. - Nie ma na świecie drugiego takiego dziecka jak ona. I jaka była mądra i bystra. Jak na swój wiek tyle umiała i tyle rozumiała.

O Marcinie Agnieszka nie myśli wcale. Na pytanie, czy chciałaby mieć jeszcze dzieci, kręci przecząco głową. Za bardzo się boi. Za bardzo cierpi po stracie. Wie, że ludzie ją oskarżają. Że była niewystarczająco dobra dla Marcina. Że go zdradzała. Że była złą matką. Że to wszystko przez nią.

A rodzina Marcina milczy. Nie chce rozmawiać o tym, co się stało.

- Pani nie wie, co ja czuję - mówi jego matka i zamyka przede mną drzwi.

- Skoro mama nie chce nic powiedzieć, ja też nie powiem - dodaje brat Marcina. Wychodzi z ogrodu przywitać gości, którzy właśnie podjechali przed posesję.

Marcin mieszkał w dobrej dzielnicy. Na ulicy są same domy jednorodzinne. Jedne stare, ale zadbane. Inne nowo wybudowane. Dom rodziców Marcina wygląda na bliźniak. Jest wspólny ogród i dwa wejścia. Wśród sąsiadów rodzina uchodzi za dobrze ułożoną. Ale nikt nie chce oficjalnie rozmawiać o tragedii i o chłopaku. To temat tabu. Dwóch młodych mężczyzn mówi, że chodzili z Marcinem do szkoły. Jak wszyscy - z wyjątkiem Agnieszki - z którymi rozmawiam, nie chcą podać imion. Mówią, że Marcin to był spokojny chłopak. Nie byli z nim blisko, ale zawsze mówili sobie cześć.

- Jak to starzy kumple ze szkoły - stwierdzają.

Kilka razy widzieli go z Nikolą, ale częściej na spacerach z małą widywali Agnieszkę. O niej nie wypowiadają się pochlebnie.
- Nie chciałbym mieć takiej dziewczyny - mówi jeden z nich. - Słyszałem o niej różne rzeczy. Ale z drugiej strony z Marcinem też musiało być coś nie tak, skoro zabił własne dziec-ko. Jeśli sam nie chciał żyć, to mógł to zrobić, a córkę oszczędzić.

- Zrobił to, aby zemścić się na tej dziewczynie - mówią dwie kobiety i z niepokojem rozglądają się na boki, czy nikt nas nie widzi. Aby spokojnie porozmawiać, wsiadamy do samochodu i odjeżdżamy kilka ulic dalej, gdzie nikt z sąsiadów nie zobaczy nas razem. - Wiedział, że najbardziej dopiecze jej, zabierając Nikolę. Były między nimi nieporozumienia. On był chyba dwulicowy. Jego rodzina uważa się tutaj za jedną z lepszych. Pewnie dlatego nie chcą nic mówić, bo wiedzą, że Agnieszka miała z nim ciężkie życie. Nie pomagali im w tej sytuacji. Wręcz przeciwnie. Szkoda tej małej dziewczynki - dodają. - Ona niczemu nie była winna. Podobno któryś ze strażaków powiedział, że nie cierpiała, bo najpierw się zaczadziła. Mały aniołek.
Ale inni bronią Marcina. Jedna z osób jest z jego rodziny, ale boi się mówić i zasłania się wolą matki Marcina. Twierdzi jednak, że chłopak chciał dobrze. Kochał Agnieszkę i nie wyobrażał sobie bez niej życia. Podobnie jak Agnieszka, chciał dla dziecka prawdziwej, kochającej się rodziny. Podobno nawet wyjechał do Francji, aby zarobić na wspólne mieszkanie. A wszystkiemu winna jest Agnieszka.
- Zostawiła go, bo chciała być z innym mężczyzną - mówi. - To jest zła kobieta. Nie była też dobrą matką. Marcin zrobił to z miłości i ona jest winna tragedii.

Koniec koncertu życzeń

Na początku lipca prokuratura badająca sprawę umorzyła śledztwo. Wniosek: Marcin popełnił samobójstwo. Wcześniej oblał benzyną wnętrze samochodu, w którym na przednim siedzeniu siedziała jego córka, i podpalił. Później podpalił siebie. Biegły sądowy nie miał wątpliwości, że oboje spłonęli żywcem, ale patolog nie był w stanie określić, czy dziecko chociaż zostało uśpione.

- Nie mogę przestać o tym myśleć - płacze Agnieszka. - Wciąż nie wierzę w to, co się stało. Nawet jak szłam za tą małą białą trumną, nie docierało do mnie, że tam jest moje dziecko.

Marcin podobno zostawił list pożegnalny. Jego ostatnią wolą było, aby został pochowany wraz z Nikolą. Ostateczna decyzja należała do Agnieszki.

- Koncert życzeń dla niego już się skończył - mówi kobieta. - Zabrał mi ją na zawsze. Zostały mi tylko wspomnienia i jej grób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski