Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śladami pionierów do Afryki [ZDJĘCIA]

Marek Weiss
Tablica upamiętniająca legendarną wyprawę kaliskiego podróżnika Stefana Szolc-Rogozińskiego sprzed ponad 130 lat zawisła na budynku króla Ekoke Molindo w kameruńskim Limbe. Był to główny cel wyprawy ,,Expédition Africaine Rogoziński Vivat Polonia 2016”, jaką zorganizowano śladami polskich pionierów na Czarnym Lądzie.

Tegoroczna eskapada rozpoczęła się już w Paryżu. Nieprzypadkowo, bo właśnie tam znajduje się grób podróżnika, a właściwie miejsce pochówku, gdyż w praktyce jest to pusty skrawek ziemi między starymi nagrobkami. Odnaleziono je dopiero trzy lata temu. Brak tam jakiejkolwiek mogiły czy tabliczki, toteż uczestnicy wyprawy zapalony znicz postawili na gołej ziemi. A przy okazji... zaintrygowali cmentarnych strażników, którym trudno było zrozumieć, co obcokrajowcy z kamerami i aparatami mogą mieć wspólnego ze skrawkiem placu między grobami.

- Grób zasłużonego Polaka? Tutaj? A nagrobek gdzie? - pytał szczerze zdumiony strażnik. Potrzeba było dłuższej rozmowy, aby wyjaśnić tę, rzeczywiście niecodzienną sytuację.

- Jak to dla was ktoś ważny, to róbcie ten film - powiedzieli cmentarni stróże.

Z Francji ekipa udała się do Kamerunu. W jego stolicy Yaounde odwiedzilła sierociniec prowadzony przez Polaka - ojca Dariusza Godawę. Najmłodszy z kilkudziesięciu podopiecznych ma tam 2 lata, najstarsza jest niewidoma 34-letnia dziewczyna. Wszyscy dostali czyste pokoje, jedzenie, ubrania, ale i dyscyplinę, żeby zamiast żyć na ulicy, zdobyć edukację i szansę na normalne życie. Jedna z wychowanek została podporucznikiem w oddziałach antyterrorystycznych. Dwie inne studiują w Polsce. Jeszcze inna, 24-letnia Ebana napisała książkę o życiu niepełnosprawnej dziewczyny w Kamerunie. Sama nią jest, bo w wieku trzech lat w wyniku polio straciła czucie w nogach. Wszysycy mówili jej, że powinna zapomnieć o edukacji i iść do jakiejś prostej pracy. Albo najlepiej nie pokazywać się ludziom. Ebana się zawzięła i teraz pisze drugą powieść. O prostytucji wśród młodych dziewczyn, w tym jej koleżanek z uniwerystetu. Też planuje studia w Polsce.

Codzienna praca w kameruńskim sierocińcu nie składa się jednak z samych takich budujących przykładów. Ryzyko czai się niemal wszędzie.

- Najgorzej, jak wąż spadnie na ciebie z drzewa. Tutaj w ogrodzie, metr ode mnie spadła kiedyś zielona mamba. Od ugryzienia do śmierci masz 45 minut, może godzinę. Akurat, żeby się wyspowiadać. A pewnego razu spotkałem kobrę. Dobrze, że nie wiedziałem, że ten gatunek pluje jadem w oczy na odległość pięciu metrów. A tak to się za długo nie namyślałem, tylko walnąłem maczetą - mówił o. Dariusz Godawa.

Malarię w okresie od października do grudnia przechodził trzykrotnie. Niestety, leki osłonowe nie dają 100-procentowej ochrony. Jedyna rada to przyjąć końską dawkę, gdy już choroba zaatakuje.

- Ojciec Dariusz opowiadał nam, jak kiedyś jego misję napadli bandyci. Wszystkich związali i położyli na podłodze, a potem przez godzinę zastanawiali się, czy ich zastrzelić. Po takiej rozmowie człowiek wie, że posługa w Afryce to jest dopiero prawdziwa wyprawa - mówi uczestnik tegorocznej ekspedycji Tomasz Grzywaczewski.

W Limbe, gdzie w XIX wieku mieściła się baza wyprawy Rogozińskiego, wmurowano poświęconą mu tablicę. Zgodę na to wyraził praprawnuk króla Akemy, od którego w 1883 roku kaliski podróżnik kupił ziemię pod polską kolonię. Ekipa została podjęta przez obecnego króla ludu Mondoleh, Ekoke Molindo. Tablica zawisła na ścianie frontowej jego pałacu. Umieszczono na niej herby Kalisza i Ostrowa. Z tego drugiego miasta pochodził Klemens Tomczek - geolog i kolega szkolny Rogozińskiego, także uczestnik tamtej wyprawy. Niezapomnianym przeżyciem była też specjalna audiencja u sułtana Njoya - 19. króla ludu Bamoun.

- Drugiej takiej budowli jak jego pałac w Foumban nie ma w całej Afryce. Na tę okazję władca specjalnie odsłonił tron swojego dziadka rządzącego królestwem na przełomie XIX i XX wieku - mówi Maciej Klósak, ostrowianin będący inicjatorem podróży śladami Rogozińskiego.

Na koniec ekspedycja udała się do Nigerii, Liberii i Wybrzeża Kości Słoniowej. Pierwszy z tych krajów był najbardziej niebezpiecznym fragmentem podróży ze względu na terrorystów z grupy Boko Haram. Mogło się to okazać przeszkodą dużo poważniejszą, niż jedzenie węża boa czy pancernika na kolację... Ostatecznie udało się szczęśliwie dotrzeć do Monrovii, stolicy Liberii, gdzie czekały już zupełnie inne klimaty.

- To kraj, który jako jedyny na kontynencie afrykańskim zorganizowany jest po amerykańsku. Płaci się dolarami USA, policjanci mają imiona typu Sam lub Joe. Wszędzie widać typowo amerykański luz i uśmiech - mówi Maciej Klósak.

Efektem tegorocznej wyprawy będzie film dokumentalny o Rogozińskim i poszukiwaniu jego śladów na Czarnym Lądzie. Dodajmy, że ekspedycja została wyróżniona flagą amerykańskiego The Explorers Club przyznawaną najciekawszym projektom podróżniczo-badawczym z całego świata.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski