Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smak sąsiedzkich spotkań

Anna Kot
Anna Kot
Anna Kot Fot. Grzegorz Dembiński
Życie sąsiedzkie zamiera! - słychać powszechny lament. Ludzie żyjący w blokowych molochach nawet na jednym piętrze nie mówią sobie dzień dobry, ba, nie znają swoich twarzy.

Zamykamy się w ścianach swoich domów. Budujemy bunkry na wypadek zbliżenia drugiego człowieka – bo może zagadnąć, zaprosić na herbatę, uśmiechnąć się, zatrzymać rozmową, zechce pożyczyć sól, chleb albo jajko. I będzie trzeba się rewanżować. A przecież to kłopot, nie mamy czasu, nie mamy ochoty, nie mamy siły – czeka obiad, mąż, dzieci, zakupy, serial.
Bogu dzięki, że nie wszędzie! W środku wielkiego miasta kobiety z jednej dzielnicy powiedziały: Dość! Żadnych murów, obiad poczeka, a nawet dzieci, telewizor niech ostygnie – czas na sąsiedzkie spotkanie jest czasem nieomal świętym. Więc piją razem herbatę, a może i domowe nalewki, jedzą swoje wypieki i czereśnie dopiero co przyniesione z rynku. Dzielą się przeżyciami, doświadczeniami i wiedzą o życiu, jak przepisami na sałatkę albo placek. Niejedna przyprowadziła już męża, dzieci, swoje sąsiadki. Świętują imieniny, dyplom syna, nową pracę córki. Płaczą, gdy choruje, odchodzi ktoś bliski. Gdy zięć stracił pracę, a synowa nie zaliczyła rozmowy kwalifikacyjnej.

A jeśli nawet plotkują i pokłócą ze sobą, to co? Nie jesteśmy aniołami i nie żyjemy w raju. A przecież zawsze znajdzie się któraś, która namówi do zgody. I dlatego za żadne skarby z tych spotkań nie zrezygnowałyby.

I wcale się nie dziwię, bo sama jakiś rok temu odkryłam, jak cenne jest życie we wspólnocie sąsiedzkiej na wsi, gdzie mieszkam. Ela i Ula, Marylka i Alina, Marta i Halinka, Iwonka i Marlena – moje bliższe i dalsze sąsiadki nauczyły mnie, że nie można dzielić życia tylko na dom, pracę i ogród. Nie spotykamy się tydzień w tydzień, nie zawsze przy stole uginającym się od domowych specjałów – wystarczy herbata albo nawet woda z liściem mięty. Nie zawsze w komplecie. Ale się spotykamy – by ponarzekać na mężów, szwagrów, zięciów i synowe. Wypłakać smutek i kłopoty. Pochwalić sukcesami wnuków, pójść na spacer na kijkach albo umówić się na sumę, bo mąż właśnie zabrał auto. Spotykamy się, bo fajnie być razem. I to razem ma zupełnie inny smak niż smak bycia razem w rodzinie. Nigdy go nie zastąpi, ale wzbogaca na pewno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski